Reklama

Belgijskie „złote pokolenie”? Walia właśnie pokazała, ile jest ono warte…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 lipca 2016, 22:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

„Z czego ci Portugalczycy się tak cieszą, przecież jeśli zagrają w półfinale tak jak z nami, Belgia ich zmiecie” – tego typu komentarze dziś w internecie można było przeczytać dosłownie na każdym kroku. Gadanie trochę takie, jak gdyby to, że Belgia może odpaść z Walią stanowiło scenariusz, w którym stężenie absurdu przekracza zdolności postrzegania rzeczywistości nawet wśród największych futbolowych marzycieli. Szczególnie po tym, co ekipa Chrisa Colemana zaprezentowała w jednej ósmej przeciwko Irlandii Północnej. A tu zonk…

Belgijskie „złote pokolenie”? Walia właśnie pokazała, ile jest ono warte…

„Złote pokolenie”? Jeden z głównych faworytów do zdobycia tytułu? Machina, która – prędzej czy później – w końcu musi odpalić? Przepraszamy za wyrażenie, ale najzwyczajniej w świecie czas skończyć z tym pierdoleniem i zrozumieć, że efektowne fryzury na boisku nie powinny być wśród zawodników jedynym wspólnym mianownikiem. I to niezależnie od tego, jak dobrzy by oni nie byli.

Walia? Pierwszy w historii awans na EURO, potem pierwsze zwycięstwo, wyjście z grupy, wymęczone zwycięstwo w jednej ósmej i – gdy wydawało się, że teraz to już koniec, że pewnego pułapu już przeskoczyć po prostu nie dadzą rady – wywalili z turnieju Belgów, którzy przecież mieli tylko wyjść na murawę i dopełnić formalności. Wywalili ich, bo – co tu dużo mówić – zamiast stroić gwiazdorskie miny, skakali za sobą w ogień.

Jasne, z początku wszystko wskazywało na to, że faworyt nie zawiedzie. Belgowie w pierwszych minutach kompletnie zdominowali rywala. Walijczycy na murawę wyszli zaś jakby nieco przestraszeni stawką spotkania. Nie minęła 10. minuta, a już powinno być 1:0 dla Belgów. W sytuacji tysiąclecia najpierw trafili jednak w bramkarza, potem w stojących w bramce obrońców, a na koniec posłali piłkę na planetę Namek. Jak to się nieraz mówi – niektóre sytuacje są zbyt proste, by zdobywać z nich bramki. Tak czy siak, chwilę później podopieczni Marca Wilmotsa i tak wyszli na prowadzenie. Absolutnie fantastyczną bombą z 25 metrów popisał się bowiem Radja Nainggolan.

„Zaraz urządzą ich jak Węgrów”, pomyślał sobie zapewne niejeden widz, po czym szybko musiał zweryfikować swoje poglądy. Gol Nainggolana okazał się w rezultacie początkiem końca Belgów. Walijczycy przejęli inicjatywę, zmarnowali jedną świetną okazję, ale koniec końców i tak zdołali wyrównać jeszcze przed przerwą. Róg, klasyczna szarańcza (!), bania, gol. Siła prostoty była dziś zresztą główną receptą Walii na awans do półfinału. Zwycięstwo treści nad formą.

Reklama

Po przerwie Belgowie za wszelką cenę chcieli udowodnić, że mają jaja, jednak problem polegał na tym, że w postanowieniu wytrwali oni zaledwie kilka minut. Kilka minut, po których – jakżeby inaczej – dostali bramkę. Choćbyśmy się nie wiadomo jak się gimnastykowali i tak nie będziemy w stanie zgrabnie jej opisać. To trzeba po prostu zobaczyć:

Belgia starała się otrząsnąć, ale – wybaczcie – ich nieudolne próby w żaden sposób nie potrafiły wzbudzić w nas współczucia. Rzadko kiedy zdarza się, by drużyna goniąca wynik aż tak drażniła nieporadnością. Jednym słowem – agonia. Agonia, którą po raz kolejny prostymi środkami zakończyła Walia. Wrzuta, bania, gol. Już gdzieś to widzieliśmy. Koniec. C’est fini. Możecie, drodzy Belgowie, umówić się z Anglikami na wspólną konsumpcje medali z czekolady. Nie zrobiliście bowiem kompletnie nic, żeby było nam was dziś żal.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...