Do tej pory nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, ale dopiero redaktor od Open’era z „Wyborczej” otworzył nam oczy. Ta reprezentacja to zbiorowisko podłych ludzi, którzy kompletnie omamili wszystkich dookoła, niszcząc przy tym tak piękne festiwale jak Open’er. Ludzie woleli nawet oglądać najważniejszy mecz kadry w XXI wieku zamiast słuchać brzdąkania amerykańskiej grupy rockowej! I reprezentacja jeszcze jak zwykle przegrała!!! Jak tak w ogóle można?!
Ale zanim przejdziemy do rozsmarowywania kadry za to, jak nas wszystkich oszukała, skupmy się na dziennikarskim mistrzostwie Europy, które zdobył swoim odważnym tekstem jeden z redaktorów “Gazety Wyborczej”. Nasz nowy guru, wzór i idol pisze tak:
Bardzo nieprzyjemną niespodziankę zrobiła grającym znakomity koncert Amerykanom polska publiczność, która pod koniec zaczęła bezceremonialnie masowo wychodzić, żeby… obejrzeć końcówkę meczu. Tak się nie robi. Tak się nie odpłaca za prezent w postaci takiego występu.
I później jeszcze tak…
Ale nic tak nie zniszczyło tego wieczoru jak absurdalne próby ożenienia muzyki ze sportem. Przez ponad dwie godziny na festiwalu działy się rzeczy na pograniczu skandalu: przesuwanie w ostatniej chwili momentu rozpoczęcia koncertów, przemieszczenie się publiczności w połowie występu do strefy kibica albo stanie na koncertach z telefonami w ręku i śledzenie meczu zamiast tego, co się dzieje na scenie. To wszystko było co najmniej niezręczne wobec muzyków i samej muzyki. Piłkarze, jak to mają w zwyczaju, przegrali, ale co gorsza – przegrała idea bycia na festiwalu i życia tym, co na nim najważniejsze – muzyką.
Ludzie zamykają sklepy, urywają się z pracy, nawet nie muszą prosić swoich szefów o wolne – bo to przecież oczywistość – żeby tylko zobaczyć biało-czerwonych w akcji. O meczach trąbią w każdej telewizji, z każdej okładki. Reprezentacja zbiera rekordowa widownię w telewizji, wokół flagi, szaliki i biało-czerwone koszulki. A miś z Open’era zdziwiony: – Futbol zabił nam festiwal!
Ale dobra, zdziwiony jak zdziwiony, on jest oburzony. Bo jak to, kurwa, mogło się stać, że maestro gitary zza wielkiej wody mogą przegrywać z fajtłapami biegającymi za piłką jak jacyś jaskiniowcy?
Pogardę dla sportu czuć w każdym słowie tego kuriozalnego artykułu. Pogardę dla piłkarzy połączoną z zazdrością, że w jakiś magiczny sposób historyczny mecz kadry jest dla ludzi atrakcyjniejszy od muzyki. Co jeszcze sfrustruje tego gościa? Że ludzie jedzą popcorn w kinie? Sprawdzają powiadomienia z Twittera na lekcji WOS-u w szkole?
Co dalej? Czy nasz bohater zacznie sprzedawać pod McDonald’s zeschnięte parówki i napisze artykuł o tym jak moloch zabija jego przedsiębiorczość? A może stanie w obronie podpitego Mietka, który na polu namiotowym da swój koncert i stwierdzi, że tylko totalne bezguścia wybrały scenę główną? Albo rozkręci bloga o curlingu i dzień w dzień nie będzie mógł ogarnąć, jak to jest, że ci chorzy ludzie wolą jednak czytać o piłce?
I jeszcze ta sugestia – że jak zwykle przegrali, a i tak rozwalili nam imprezę! A jakby wygrali to co? Nie napisałbyś takiego bzdurnego artykułu? A może sam poleciałbyś w tłum melanżować i wtedy zakochałbyś się w Lewandowskim nawet pomimo tego, że zhańbił twój festwital, hm? Pomijając, że “jak to mają w zwyczaju” jest chyba kiepskim określeniem w kontekście turnieju, na którym z pięciu meczów przegraliśmy dopiero ostatni, w rzutach karnych.
Rozumiemy, że popularność piłki nożnej w Polsce wpędziła w kompleksy nawet lepszych żbików niż anonim z “Wyborczej”, ale wylać takie wiadro esencji z kompleksów akurat przy okazji muzycznego festiwalu, w dodatku po takim sukcesie jak miejsce w najlepszej ósemce kontynentu… Cóż. Wyborcza, “jak to ma w zwyczaju”, odpłynęła.
Fot. FotoPyK