Reklama

Czy “złote” belgijskie pokolenie w końcu potwierdzi swoją klasę?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 lipca 2016, 11:26 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jedni mieli być outsiderem tego turnieju, bo do Francji – dla przeciętnego kibica – przywozili Bale’a, Ramseya i kilkunastu gości od dźwigania fortepianu. Drudzy w roli potencjalnego czarnego konia lecieli już przed dwoma laty do Brazylii, ale tamten występ uznano za zawód. W tym roku wcale nie zaczęło się lepiej, bo na początku nie zachwycali, żeby nie powiedzieć – rozczarowali. Wydaje się, że wreszcie jednak coś zatrybiło. Że to złote pokolenie belgijskiej piłki w końcu znajduje wspólny język i potrafi wygrać mecz nie tylko męcząc się przez 90 minut i wpychając jednego gola, ale urządzając też na boisku bezlitosną goleadę.

Czy “złote” belgijskie pokolenie w końcu potwierdzi swoją klasę?

Te mistrzostwa jeszcze na dobre się nie zaczęły, a lawina śmiechu, którą wywołali Belgowie, zdążyła ruszyć na dobre. Falstart w meczu z Włochami i bardzo kiepska postawa zestawione z opowieściami o wspaniałej erze piłkarzy wyglądały w tamtej chwili komicznie. Patrzymy jednak na tę serię zwycięstw, którą mają za sobą i przypominamy sobie efektowny styl, w jakim te rezultaty wykręcili – 3:0 z Irlandią, 1:0 ze Szwecją, 4:0 z Węgrami. Ok, może nie byli to najbardziej wymagający przeciwnicy, jakich można sobie wyobrazić, ale ten turniej już wielokrotnie pokazał nam, że lekceważyć nie można absolutnie nikogo.

Wreszcie Eden Hazard przypomina nam tego Edena Hazarda, jakiego chcieliśmy pamiętać – kreatywnego, wygrywającego pojedynki, skutecznie dryblującego. Twardo i skutecznie gra linia pomocy, do siatki zaczęli trafiać napastnicy – nie ma co popadać w hurraoptymizm, ale wiele wskazuje na to, że Belgowie złapali wiatr w żagle w idealnym momencie turnieju. Wyszli z grupy, przebili się do ćwierćfinału i przed decydującymi rozstrzygnięciami wskoczyli na wymagany poziom.

Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, to Marc Wilmots ma dziś jedno, wielkie utrapienie. Nie dość, że po kontuzji Vincenta Kompany’ego zabrał do Francji dość ubogą linię defensywną, to jeszcze przed dzisiejszym meczem wypadli mu Thomas Vermaelen (pauza za kartki) oraz Jan Vertonghen (kontuzja). Wilmots będzie więc kombinował, eksperymentalnie zestawi obronę, a to stworzy na pewno kilka okazji dla – przede wszystkim – Garetha Bale’a.

Przewidywania dotyczące tego, jak wyglądać będzie gra Wyspiarzy, sprawdzają się niemal w stu procentach. Wspomniany Bale rzeczywiście bierze na siebie cały ciężar gry, napędza kolejne akcje ofensywne, prezentuje te wszystkie – jak to mawia Tomasza Hajto – cechy wolicjonalne, serce, wątrobę. Zabójcze, choć często szczęśliwe, są jego rzuty wolne. Skuteczne kolejne rajdy, kiedy potrafi władować się sam pomiędzy kilku przeciwników. Krótko mówiąc – robi ogromną robotę.

Reklama

Czy na tle zawodnika Realu jego koledzy wyglądają aż tak blado? Cóż – różnicę poziomów zdecydowanie widać, ale trudno jednak uznać za byle leszczy grupę gości, którzy grają w ćwierćfinale EURO. To nie dzieje się przypadkiem. Walijczycy nie są na pewno faworytem dzisiejszego spotkania, bo choćby zwycięstwo z Irlandią Północną pokazało, że wachlarz możliwości w ofensywie ta drużyna ma dość ograniczony. Skoro jednak tak krawiec kraje, jak mu materii staje, to Chris Coleman dostał do obróbki naprawdę niezbyt ekskluzywny kawałek materiału, a póki co radzi sobie z nim znakomicie. Wiemy, że dziś mogą Belgom napsuć krwi, na samym początku kilka razy poskrobać po kostkach, wybić z rytmu i zwyczajnie obrzydzić futbolu. A gdy jeszcze uda błysnąć się z przodu – kto wie, kto wie…

Nie chcemy przedwcześnie skreślać Walijczyków, bo gdzie jak gdzie, ale na tym turnieju już wielokrotnie można było się przejechać na typowaniu spotkań. Fakty mówią jednak same za siebie – jakkolwiek byśmy obu drużyn, nie porównywali, to zawsze z naszych rachunków wychodzi nam awans Belgów.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...