Jeszcze przed pierwszym meczem tego turnieju byliśmy w kwestii występu Włochów niezwykle sceptyczni – o to, że nie będą tracić wielu goli się nie martwiliśmy, ale czy Pelle, Eder, Parolo czy Giaccherini potrafią stworzyć odpowiednie zagrożenie – no, tu już mieliśmy sporo wątpliwości. Jeśli ktoś lekceważył wyniki wykręcane przez Squadra Azzurra w fazie grupowej, tak po dzisiejszym meczu powinien na dobre zamilknąć. Na tle rywala z najwyższej półki, na tle jednego z faworytów do złotego medalu, podopieczni Antonio Conte zagrali mecz niemal wzorowy. I w pełni zasłużenie wygrali 2:0.
Nawet jeśli tego spotkania nie oglądaliście, to spokojnie możecie sobie wyobrazić jak wyglądało – jedni rozstawili zasieki na własnej połowie i stosowali wojnę partyzancką, a drudzy – choć do dyspozycji mieli konkretną artylerię – nie mieli zupełnie pomysłu na to, jak ugryźć rywala. Jeszcze się dobrze Hiszpanie na boisku nie zdążyli porozstawiać, jeszcze nie zdążyli odpalić tiki-taki, a już mogli dostawać w plecy. Dwie świetne okazje i za każdym razem De Gea, który w pojedynkę zatrzymywał Włochów.
No właśnie, David De Gea – postawę tego faceta ocenić zdecydowanie najtrudniej. To, że popełnił katastrofalny błąd przy strzale Edera nie ulega wątpliwości. Napastnik Interu huknął mocno, ale też w sam środek – Hiszpan na dobrą sprawę nie musiał się nawet przesuwać by sięgnąć uderzenia. Mógł odbić do lewej, mógł odbić do prawej, a wybrał wariant najgorszy z możliwych. Asysta przy tym golu powinna być w pierwszej kolejności przypisana właśnie jemu.
W tym wszystkim nie możemy jednak zapominać, ile piłek ciężkich do sięgnięcia De Gea dziś odbił. W samych pierwszych 10 minutach wyciągnął dwa strzały, które równie dobrze mogły zakończyć się golem i nikt nie miałby do niego pretensji. Raz głową uderzył Pelle, drugi raz przewrotką Giaccherini – w tym przypadku sędzia ostatecznie sięgnął po gwizdek, ale i tak Hiszpan popisał się paradą najwyższych lotów. No i jeszcze ta akcja sam na sam z Ederem po zmianie stron, gdzie umiejętnie skrócił róg, świetnie się ustawił i przyjął na brzuch piłkę lecącą w światło bramki. Taki już los bramkarza – choćby w niewiarygodny sposób wyciągnął nawet i dwadzieścia piłek lecących w samo okienko, to i tak jeden farfocel położy na to cień. I dziś tak właśnie jest z De Geą – kibice szybko zapomną o doskonałych interwencjach, a zapamiętają z kompromitującej pomyłki na wagę awansu do ćwierćfinału.
Mając korzystny rezultat Włosi nie grali już tak odważnie – z każdą kolejną minutą coraz głębiej się cofali, pozornie oddając pole rywalom. Dlaczego pozornie? Bo pozostawili Hiszpanom te segmenty boiska, z których zagrożenie było najmniejsze. Strefa przed polem karnym została spożytkowana na dwa, trzy groźne strzały, ale hola, hola – od czego jest Gianluigi Buffon. A korytarze na skrzydle? No sorry, ale jak w szesnastce stoi tercet Barzagli – Chiellini – Bonucci, to chyba tylko przemycając szczudła można z górnych piłek zrobić użytek.
To, co widzieliśmy na boisku bardzo trafnie odwzorowywało zachowanie obu selekcjonerów – Antonio Conte, jak jego zawodnicy, przemierzał kilka metrów spokojnym krokiem, by zaraz zerwać się interwałem na najwyższych obrotach i żywiołowo pogestykulować. Albo dać upust swojej frustracji:
Conte 😂 https://t.co/N3Ats2JSIG
— Mourinholic (@Mourinholic) June 27, 2016
Vicente del Bosque natomiast rzadko podnosił się z ławki, a jak już to robił, to wyglądał dokładnie tak jak jego drużyna – sennie i bez jakiejkolwiek koncepcji na to, co wykombinować.
W doliczonym czasie gry Italia zaatakowała po raz ostatni. Atak odkrytym skrzydłem, zagranie w środek, rykoszet i Graziano Pelle z siedmiu metrów trafiający wolejem. Wzorcowa kontra.
#PELLE goal goal goal goal goal!!!! #ITA#EURO2016pic.twitter.com/EBOrBJzLFH
— Lega Serie A (@SerieAchannel) June 27, 2016
Takim futbolem wygrywa się wielkie turnieje. Do bólu pragmatycznym, niezwykle konsekwentnym. Włosi dziś wcale nie musieli zapieprzać jak małe samochodziki od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty – wiedzieli kiedy zwolnić i złapać drugi oddech, wiedzieli kiedy przyspieszyć i zagryźć przeciwnika. Jeszcze dwa tygodnie temu pukaliśmy się w czoło i nie potrafiliśmy zrozumieć niektórych decyzji Antonio Conte. Teraz już wiemy, że Włoch stworzył drużynę przeciwko której nie chciałby grać absolutnie nikt.