Jak dowiedzieliśmy się z bardzo dobrego źródła, czyli od działacza PZPN (ci działacze nadają się niestety tylko do donoszenia, ale my skrzętnie i bezwstydnie z tego korzystamy) Leo Beenhakker za awans do Euro 2008 otrzymał rekordową premię w wysokości… miliona dolarów. Mało tego – Holender sam o nią poprosił prezesa Michała Listkiewicza, tłumacząc, że pieniądze są mu potrzebne ze względu na sprawę rozwodową. Listkiewicz jednoosobowo, bez konsultacji taką premię Beenhakkerowi przyznał. Chwilę później mieliśmy słynną konferencję, w czasie której selekcjoner wygłosił przemówienie na temat afery korupcyjnej i wziął w obronę “Listka”, wprawiając wszystkich w osłupienie.
– Dla mnie jest ważne także to, że zanosi się na zmiany w zarządzie PZPN. Współpracujemy z Michałem Listkiewiczem od dwóch lat i układa się to perfekcyjnie. Mogę zapewnić, że marzę o tym, żeby zostać w Polsce do końca kontraktu. Wierzę w tych chłopaków, ich potencjał, przyszłość polskiego futbolu. Ale istotne jest dla mnie także z kim będę pracować przez następną kadencję, a z tego co słyszałem to Michał Listkieiwcz nie zamierza kandydować. Nie wiem czy po wrześniowych wyborach atmosfera w związku będzie tak samo pozytywna, jak teraz. Moja dalsza przyszłoćc w Polsce stanęła pod znakiem zapytania. Nie wiem czego się spodziewać. Chcę tylko żeby wszyscy wiedzieli, że dla mnie jest to problem, bo wsparcie takich ludzi jak prezes Listkiewicz, czy sekretarz Zdzisław Kręcina pozytywnie wpłynęło na nasze wyniki na boisku – mówił wtedy Beenhakker. Poza tym opowiedział się też za… abolicją.
Jeśli ktoś więc nie wie, po co cały ten teatrzyk, teraz może poukładać wszystkie klocki. Wydaje się, że między Listkiewiczem i Beenhakkerem doszło do swoistego paktu. Obie strony skorzystały. Sprawa być może nie wyszłaby na jaw, gdyby nie fakt, iż premią za awans Leo nie podzielił się z resztą sztabu szkoleniowego – to nie miało dobrego wpływu na atmosferę. Zwłaszcza, że polscy asystenci Beenhakkera zarabiają mało – mniej więcej… 27 razy mniej niż on. Holender po podwyżce inkasuje mniej więcej 750 tysięcy euro rocznie. To więcej niż zarabia trener Francji (o Chorwacji nie wspominając). Gdy dodamy jeszcze wspominaną premię, okaże się, że w rok Leo zgarnie około 5 milionów złotych.
Nie jesteśmy w stanie sprawdzić informacji o ewentualnym rozwodzie Beenhakkera, ale… tajemnicą Poliszynela jest fakt, że urocza blondynka często jest widywana obok Leo (też ją mogliście widzieć). W pewnych kwestia nasz Leo wzoruje się chyba na… Erikssonie.
Ale mniejsza ze sprawami uczuciowymi, miłość jest śleba. Ważniejsze, że jeśli Leo bronił Listkiewicza tylko dlatego, że dostał gigantyczną, to mamy do czynienia z największą żenadą roku. Poza tym coś nam się wydaje, że więcej w Europie zarabiają tylko selekcjonerzy w Rosji i w Anglii. Nikt na świecie nie da tyle pieniędzy Beenhakkerowi, dlatego nigdy z własnej woli on nie odejdzie.