Dziś 68. urodziny obchodzi Franz Smuda. Pierwszy Dyzma polskiego futbolu… a zresztą, po co się ograniczać: pierwszy Dyzma w tym kraju w ogóle. Do dziś nie mamy pojęcia, jak ten chłopek roztropek mógł (i może nadal!) nabierać całą piłkarską Polskę na swoje cudotwórcze zdolności. Ale oddajmy mu, że bez niego nie byłoby wyjścia Polaków z grupy. W końcu zostawił gotową drużynę!
Z tej okazji mamy dla was szybkie the best of. Ot, dla poprawy humoru przy kawce:
– Dzień dobry, jestem wasza nowa trenera!
– Bo ja nie jestem miękkim chujem robiony. Nie padam na kolana, nie lamentuję. Ja jestem Smuda.
– Dziś zajmujemy się rzutyma rożnami… rzutymi rożnemi… rzutoma rożnoma… A chuj tam, kornerami!
– U mnie wszystko musi być jak w alfabecie. Od A do O!
– Niedługo będzie tak, że nawet sprzedawca z bazaru w Egipcie, który rzuci po polsku: „Cień doply, siak sie masz?” dostanie polski paszport (a że potem w kadrze zjawił się Perquis, Obraniak, Polanski i Boenisch? Oj tam oj tam)
– Ty nie bądź taki alfa i romeo!
– Zmiany? Zmienić to ja mogę spodnie.
– Wy macie tą taką Weszło.
– Na zgrupowaniu w Indonezji…
– W Tunezji.
– Tunezja, Indonezja, jeden chuj!
– Teraz to ja sram! (odpowiedź na telefon dziennikarki, która zaproponowała wywiad).
– Umiem ocenić piłkarza po tym, jak wchodzi po schodach.
– Ty mi powinieneś za benzynę oddać, że w ogóle pojechałem to drewno oglądać! (do Marka Pogorzelczyka po pierwszej obserwacji… Roberta Lewandowskiego. Oczywiście w mediach Franz nadal pozuje na jego odkrywcę).
Wszystkiego najlepszego Franz. Naprawdę, my są przecież przyjacioły!