Przed rozpoczęciem mistrzostw Europy znany angielski specjalista do spraw chuliganów, Geoff Pearson, nazwał polskich kibiców “największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa”. Postawił ich na równi z rosyjskimi i angielskimi. Czy miał rację?
Zdjęcia i film wykonane telefonem Samsung Galaxy S7
Pracownik Uniwersytetu w Manchesterze wciąż żyje stereotypami z lat 90-tych, kiedy zamieszki na polskich stadionach były codziennością. Na opinie Brytyjczyków wpływają dramatyczne wydarzenia z dwóch meczów Polska – Anglia. Pierwszego, rozegranego na Stadionie Śląskim w Chorzowie w 1993 roku, drugiego w Warszawie sześć lat później. Ale od tego czasu w Polsce zmieniło się absolutnie wszystko. Jeszcze przed rewolucją w infrastrukturze, kibice Biało-Czerwonych pokazali klasę na mistrzostwach świata w Niemczech w 2006 roku. To wtedy powstał powtarzany przez lata szlagwort “Gramy u siebie”. I choć na kolejnych turniejach polscy fani nie sprawiali żadnych problemów, to wciąż ciąży na nich piętno – jak mówi Pearson – “nacjonalistycznych i ksenofobicznych grup ultraprawicowych”.
Bolesne stereotypy, czyli walka ze złą opinią
Wskutek operowania stereotypami Sol Campbell przestrzegał Anglików przed wyjazdem do Polski i na Ukrainę, bo “wrócą stamtąd w trumnach”. Przed inauguracją Euro 2016, czołowy brytyjski specjalista do spraw chuligaństwa w Europie ustawił kibiców Biało-Czerwonych na równi z rosyjskimi i angielskimi. Ocenił, że są największym, obok terroryzmu, zagrożeniem bezpieczeństwa na turnieju. Francuski dziennik “L’Equipe”, który przeprowadził wywiad z pracownikiem Uniwersytetu w Manchesterze, do artykułu użył zdjęcia polskich i rosyjskich chuliganów walczących na moście Poniatowskiego w Warszawie w 2012 roku.
Pearson tkwi jednak w wielkim błędzie. Od lat grupy chuliganów nie angażują się w wyjazdy na mecze reprezentacji. Największy problem mają z tym dziś Rosjanie i Anglicy, co potwierdziły dramatyczne wydarzenia z Marsylii i mniej tragiczne w skutkach, w Lille. W stolicy północnej części Francji pojawiała się także niewielka niemiecka bojówka, która pobiła kilkunastu Ukraińców. Kłopotów z Polakami nie ma żadnych. Ani na stadionach, ani na ulicach miast, ani pod obiektami, na których rozgrywane są mecze. Tak dzieje się w miażdżącej większości przypadków, choć rewizje na francuskich stadionach są wyjątkowo dokładne i uporczywe. Przed starciem z Niemcami wielu kibiców stało w długich kolejkach. Przed wejściem na trybuny rewidowani byli co najmniej dwukrotnie. Po raz pierwszy kilkaset metrów od stadionu, po raz drugi tuż przed pojawieniem się w środku obiektu.
Euro drobiazgowych rewizji, czyli jak sprawdzani są kibice
– Pokornie czekamy w kolejce – mówili mi polscy kibice w czwartkowy wieczór, którzy przyjechali do Paryża z Manchesteru. – Otrzymaliśmy informacje od UEFA, by pojawić się pod stadionem zdecydowanie wcześniej. Akceptujemy to, bo bezpieczeństwo na Euro 2016 jest najważniejsze.
– Jeżdżę za naszą kadrą od 25 lat, ale nigdy nie byłem jeszcze tak skontrolowany – opowiadał Maciej z Krosna. – Na wielu meczach rewizje osobiste były śmieszne. Mogłem przenieść na stadion nawet bombę. Tutaj sprawdzono mnie co najmniej dokładnie tak, jak na lotnisku. Spodziewałem się zaostrzonych środków bezpieczeństwa, ale nie aż tak.
Szczegółowo kibice rewidowani są na każdym stadionie. Francuskie służby zunifikowały kontrole, ale Stade de France jest dla nich obiektem szczególnym. To największy obiekt sportowy w kraju, położony w okrytym złą sławą miasteczku Saint-Denis. Jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w regionie paryskim, z rekordowym bezrobociem i kwitnącą przestępczością. Żaden inny stadion nie jest tak narażony na atak terrorystów jak SdF, dlatego mecze rozgrywane na nim są spotkaniami “podwyższonego ryzyka”, choć francuskie służby używają określenia “szczególnej wrażliwości”.
– O ile kontrole na ulicach miast, w centrach handlowych i sklepach uważamy za głęboką przesadę, o tyle przed stadionem jest to w pełni uzasadnione – mówili polscy kibice, którzy przyjechali z Chicago na spotkanie z Niemcami. – Ubraliśmy się w stroje krakowiaków, bo pamiętamy o naszej tożsamości i historii, choć od lat mieszkamy na emigracji. Musieliśmy ściągać wysokie buty i szczegółowo pokazywać co wnosimy w plecakach. Nie były to kontrole teoretyczne. Tu naprawdę prześwietlono nas od stóp do głów.
Polski kibic to pijany kibic?
Władze Saint-Denis nie potraktowały polskich i niemieckich kibiców z taką ostrością jak mer Lens, który w obawie przed zamieszkami przy okazji meczu Anglia – Walia wprowadził w mieście całkowitą prohibicję. Wizerunek polskiego, pijanego kibica, zataczającego się i wszczynającego awantury, nie jest aktualny. To przeszłość. Na terenie Stade de France dla Polaków otwarty był duży pub, w którym sprzedawano piwo i w którym usłyszeć można było jedynie polską muzykę disco – polo.
Wczoraj pod Saint Denis bylo po polsku. Czyli disco polo przede wszystkim. #GalaxyS7 pic.twitter.com/01dnfKEwFe
— Mateusz Święcicki (@matiswiecicki) June 17, 2016
– Czujemy się jak u siebie, bo gramy u siebie – mówiła Jessica Ziółek, partnerka reprezentanta Polski Arkadiusza Milika. – Przyjechałam na mecz z przyjaciółmi i rodzicami. Byłam także w Nicei, będę na kolejnych spotkaniach. Polscy kibice są fantastyczni. Pokazują wielką klasę i udowadniają, że stereotypowe podejście do nich jest bardzo krzywdzące.
Polacy zdominowali dwa obiekty, na których do tej pory drużyna Adama Nawałki rozgrywała mecze grupowe. Tak było w Nicei i Saint-Denis. Olbrzymią przewagę widać było zwłaszcza podczas drugiego spotkania. Poza sektorami za bramkami, gdzie podział był wyraźny, w innych częściach stadionu siedzieli obok siebie niemieccy i polscy fani. Ale Biało-Czerwonych było zdecydowanie więcej. Byli też głośniejsi.
Wielką rewolucję w ostatnich latach przeszła również jakość kibicowania. Na meczach reprezentacji od lat nie ma zorganizowanego dopingu. To efekt braku porozumienia pomiędzy Polskim Związkiem Piłki Nożnej i Ogólnopolskim Związkiem Stowarzyszeń Kibiców. Brakuje opraw, głośnych śpiewów i porywającej piłkarzy atmosfery. Ale nie ma też wyzwisk i obelg wykrzykiwanych w stronę rywali. Na Stade de France najostrzejsze było “Deutschland auf wiedersehen” (“Niemcy do widzenia”), które Polacy śpiewali kilka razy.
– Szanujemy Niemców, ale nie mogliśmy sobie odmówić kilku małych nieprzyjemności. Zresztą to oni zaczęli, śpiewając: “Kto nie skacze, ten jest Polakiem”. Ale nie przesadzajmy, to normalne – mówili mieszkający na co dzień w Paryżu, fani reprezentacji.
Wizerunek ksenofobicznego i nastawionego na zamieszki polskiego kibica zmienia się, choć bardzo powoli. Euro 2016 jest kolejnym turniejem, w którym Biało-Czerwoni walczą z krzywdzącymi stereotypami. Już dziś we francuskich mediach oceniani są bardzo pozytywnie. Przedturniejowe obawy o najazd polskich ultraprawicowych chuliganów wszczynających awantury były księżycowymi wizjami Geoffa Paersona. Anglik mylił się podobnie jak Sol Campbell w 2012 roku.
Zdjęcia i film wykonane telefonem Samsung Galaxy S7
Mateusz Święcicki