Reklama

iTunes, stare Lamborghini i… kawał porządnego futbolu

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2016, 19:27 • 4 min czytania 0 komentarzy

W okolice Parc des Princes podjeżdżamy ok. 13:00. Ruch – jak na tę godzinę – jest spory. Mapka wskazuje, że nasz parking znajduje się po lewej stronie od głównej ulicy. Zachowanie policjantów wskazuje coś innego. – Second, second! – gestykuluje sugerując, że chodzi o drugi zakręt na prawo. To jedyna sensowna droga na parking. Tak sądzimy do momentu, gdy okazuje się, że jest jednokierunkowa, a całą szerokość zajmuje wielka ciężarówka do przeprowadzek. Bez świateł awaryjnych, bez jakiegokolwiek sygnału życia. No nic, trzeba ruszyć pod prąd. Jakieś usprawiedliwienie mamy. Dwaj czarnoskórzy wyznawcy Boba Marleya siedzący na pace i raczej nie uczestniczący w jakiekolwiek przeprowadzce niespecjalnie przejmują się, że zawalili główny zakręt.

iTunes, stare Lamborghini i… kawał porządnego futbolu

YsHWVUo-2-2-1-1

Parking P5 znajduje się… w centrum handlowym. Wszystkie pozostałe parkingi, które zdążyliśmy zwiedzić, ulokowane są albo w katakumbach stadionu – jak na Saint-Denis, albo kilkaset metrów dalej, jak w Bordeaux. Tu trzeba pokazać akredytację, a pani w jaskrawej kamizelce stewarda przekaże specjalny bilecik. Media parkują na poziomie minus jeden. Śmierdzi jak w schronisku, w którym zdechło stado kotów, ale to akurat żadna nowość. Po Marsylii nic nie ma prawa zaskoczyć. Na kilkaset możliwych miejsc – dziewięć pozostało wolnych. Byłoby jedenaście albo i więcej, gdyby nie fakt, że ktoś przed momentem zostawił tu Lamborghini z 1820 roku z prośbą na szybie, by „uszanować rozmiary tego pojazdu”. Szanujemy, bo okaz robi wrażenie i pewnie nie jedno muzeum by się skusiło. Bardziej dziwi kompletnie zakurzony 20-letni Mercedes, który wygląda tak, jakby wjechał na ten parking, zanim w ogóle parking został wybudowany. 2010 rok – wtedy został dokonany ostatni przegląd, o czym informuje naklejka za szybą.

Na parking wwieźć można wszystko. Nie obowiązuje żadna kontrola.

Centrum prasowe – też nietypowo – nie zostało wybudowane obok stadionu. Tu wpakowano je do pobliskiej hali koszykarskiej. Obrazek jak z losowego polskiego liceum, początku lat 90. Tu kontrole są dwie. Najpierw prowizoryczna. Plecak? Otwórz. Okej. Nawet nie rzucił okiem. I druga kontrola – bardziej szczegółowa.

Reklama

– Masz komputer?
– Tak.
– Wyciągnij.
– IPada też?
– IPad, iPhone, iTunes, wszystko i!

Ochroniarz przypominający z twarzy Foresta Whitakera jest wyraźnie zadowolony z własnego dowcipu. Odchodzę na kilka metrów i czekam na kolegę FotoPyKa.

– Wyciągnąć komputer?
– Tak. IPad, iPhone i Itunes też. Wszystko i!

Żart – jak widać – na każdą okazję. Kolega Whitakera jest poważniejszy. Nawet nie odrywa wzroku od plecaków wjeżdżających do centrum.

13451253_10154888558819018_679939391_n

W tańcu nie pieprzą się też przed stadionem. Czerwone światło, grupa kibiców waha się, czy przejść. Obok stoi trzech policjantów, ale to nie Polska. Tu za przechodzenie na czerwonym nie dostaniesz mandatu. Ale za przebieganie – w dniu meczu, przy takiej ochronie – już można oberwać. Jak 20-kilkulatek dzierżący pod pachą sporą paczkę, który ruszył przez pasy szybkim truchtem. – Proszę się zatrzymać – woła policjant podchodząc spokojnym krokiem. Mandatu nie wypisuje, ale pyta o paczkę. Nie ma wyjścia. Trzeba wypakować. Książki? Okej, możesz ruszać dalej. Choć bez biletu do kamienic nieopodal stadionu i tak się nie dostaniesz. Każda droga jest zablokowana przez radiowóz. No, chyba że tam mieszkasz.

Reklama

– Proszę mnie wpisać na waiting list – to podstawowa procedura, jeśli nie akredytowałeś się na mecz z wyprzedzeniem.
– Jesteś czwarty, czyli na pewno wejdziesz.
– Na pewno?
– Na pewno. Ten mecz mało kogo interesuje.

Polaków jednak interesuje jak najbardziej. Naszych dziennikarzy pojawiło się tu tylu, że komunikaty z biura wygłaszają już nawet po polsku. Przypadek? Nie, dziesięć kilometrów stąd gra jutro kadra Nawałki. To raz. A dwa – jest wielce prawdopodobne, że w następnej fazie zmierzymy się z Rumunią lub Szwajcarią, więc już teraz warto zbierać materiał poglądowy. Wnioski nie są najlepsze, bo… to był kapitalny mecz. Wreszcie – w odróżnieniu od pierwszej części turnieju – zaczęła się kreatywna gra w piłkę, bez kunktatorstwa, na pełnej intensywności.

Podania i wizja Xhaki. Bomba Mehmediego. Dynamika Shaqiriego. Może dotychczasowe mecze obniżyły nam wymagania, ale to był naprawdę kawał porządnego futbolu. Tu już nikt nie kalkulował. I Szwajcarzy, i Rumuni wiedzieli, ze od tego meczu może zależeć drugie miejsce w tabeli. Wymienność pozycji. Przechodzenie z obrony do ataku. Kontry Rumunów. Atak pozycyjny Szwajcarów. Hasło „uczta taktyczna” posiada raczej zabarwienie pejoratywne, ale to była prawdziwa gratka dla miłośników taktyki, w zdecydowanie pozytywnym wydaniu. I mecz paradoksów, bo z jednej strony Rumuni stracili w eliminacjach zaledwie dwa gole (najmniej z wszystkich drużyn, które awansowały), z drugiej… Seferović z kumplami przedzierali się w ich pole karne raz za razem. Wszystkich meczów, z racji tysięcy przejechanych kilometrów, nie mogłem widzieć, ale zaryzykuję stwierdzenie, że jak na razie to była najlepsza konfrontacja turnieju.

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

***

Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.

Zrzut ekranu 2016-06-09 o 14.04.45

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...