27 meczów w kadrze. Robert Lewandowski na tym etapie swojej reprezentacyjnej kariery mógł pochwalić się, że siedem razy trafiał do siatki, jednak wagę tego osiągnięcia nieco umniejszał fakt, że większość z tych goli zdobyta została przeciwko Singapurowi i San Marino. Więcej: gdyby zastosować prosty podział na gole istotne i nieistotne, obecny kapitan kadry wciąż czekałby na trafienie pierwszej kategorii. Drugi biegun? Cofamy się dość mocno w czasie, ale znajdujemy go bez trudu – przykładowy Ernest Pohl miał na liczniku już 25 trafień, a Andrzej Szarmach – 19, z czego blisko połowę wcisnął na mundialu lub w innych meczach o punkty. Jednak zgodzicie się chyba, że już samo znalezienie się pomiędzy takimi nazwiskami jest pewną nobilitacją, musi coś znaczyć…
A dokładnie oznacza to, że Arkadiusz Milik na naszych oczach właśnie zapisuje naprawdę piękną reprezentacyjną kartę.
Chłopak, który w przyszłym roku ciągle będzie mógł wystąpić na młodzieżowych mistrzostwach Europy, już jest jednym z ledwie trzydziestu pięciu piłkarzy w całej historii, którzy dla reprezentacji strzelili przynajmniej 10 bramek. Trafiając z Irlandią Północną – 11. gol – przebił m.in. Frankowskiego, Furtoka czy Szołtysika, zrównał się z Kowalczykiem, Iwanem czy Faberem, a za chwilę – oby jeszcze na Euro – będzie wyprzedzał Juskowiaka, Smolarka seniora czy Krzynówka. 22 lata! Po prostu pędzi autostradą do historii polskiej piłki.
To jednak tylko liczby, którymi długo moglibyśmy żonglować, oczywiście kłócąc się przy tym o to, czy kiedyś było łatwiej czy trudniej. Takie debaty bywają rzecz jasna ciekawe, szczególnie jeśli towarzyszy im uzupełnianie płynów, ale mają to do siebie, że trudno zastosować po nich klarowny podział na zwycięzców i pokonanych. Bez sensu. Tym bardziej, że przypadek Milika sam w sobie wydaje się naprawdę ciekawy, warty dokładniejszej analizy.
Trzy sprawy…
Pierwsza: Arkadiusz Milik strzela całkiem sporo ważnych goli dla reprezentacji.
Druga: Arkadiusz Milik strzela całkiem sporo nietuzinkowych/ładnych goli dla reprezentacji.
Trzecia: zazwyczaj obie z tych okoliczności zachodzą jednocześnie.
O ile chyba nie musimy definiować co rozumiemy przez stwierdzenie “ważne gole”, o tyle przy “golach nietuzinkowych/ładnych” warto na chwilę wcisnąć hamulec i sprecyzować, by potem nie było wątpliwości. W tym przypadku patrzymy bardzo szeroko. Choć w pamięci zazwyczaj zostają nam tylko te piękne trafienia, nie oszukujmy się – większość z bramkostrzelnych napastników od zawsze żyła głównie z wciskania farfocli. Najbardziej jaskrawy przykład – Filippo Inzaghi, prawdziwy mistrz szkaradnej bramki. Stosunkowo rzadziej trafia się snajper z prawdziwego zdarzenia, którego repertuar wykańczania akcji jest znacznie szerszy, obejmuje np. pewną regularność w zdobywaniu goli zza pola karnego lub z bezpośredniej okolicy linii szesnastki. Znów pewien przykład – tym bardziej adekwatny, że mówimy o świetnej lewej nodze – Rivaldo.
Zachowując odpowiednie proporcje – Milik to zdecydowanie bardziej Rivaldo niż Inzaghi. Jego reprezentacyjny dorobek świadczy o tym, że aspiruje do miana napastnika nie tylko efektywnego, ale też efektownego.
Oczywiście skłamalibyśmy pisząc, że Milik nie strzela farfocli. Posiada taką cenną umiejętność, tak zaczęła się jego przygoda ze zdobywaniem goli w narodowych barwach – trafienia z Macedonią i Litwą były nie tylko nieistotne z szerszego punktu widzenia, ale też stosunkowo łatwe – i ten motyw od czasu do czasu powraca. Dalej – pierwszy naprawdę ważny gol w kadrze to otworzenie wyniku przeciwko Niemcom. Oczywiście wszyscy mówili o niepotrzebnej wycieczce Neuera, ale klasa strzelca przecież też jest w tej sytuacji zauważalna. Szkocja – piękny i bardzo ważny strzał, bo dający nam punkt w meczu na własnym terenie z bezpośrednim rywalem do awansu. Jeszcze ładniej Milik przymierzył z Gruzją, gdy dopiero w 62. minucie – właśnie tym strzałem – udało się przełamać obronę tej mizernej ekipy. Warto wspomnieć też o Szwajcarii, choć to był tylko mecz towarzyski. Rywal jednak dość mocny, a bramka ta miała znaczenie chociażby dla hierarchii egzekutorów rzutów wolnych w reprezentacji.
A teraz historia najnowsza – mecz z Irlandią Północną. Milik marnuje dwie bardzo dobre okazje – najpierw w ogóle nie trafia w piłkę, mimo tego, że w polu karnym dostał zaskakująco dużo wolnej przestrzeni. Później wypracowuje sobie doskonałą pozycję, w piłkę trafia, ale nieczysto – miało być soczyste uderzenie, było tylko soczyste “kurwa” na ustach kibiców. Ale w trzeciej sytuacji, stosunkowo trudniejszej przecież, napastnik nie traci głowy i robi użytek z lewej nogi. Obejrzyjcie sobie chociażby kompilacje z jego bramkami dla Ajaksu z tego sezonu – powiecie później, że to był “typowy Milik”. Oczywiście tego rodzaju docenienie klasy Arka nie oznacza, że nie przymykamy oko na jego skuteczność, to rzecz do poprawy. Ale posiadanie tego typu napastnika nas po prostu cieszy.
Od porównania z Lewandowskim rozpoczęliśmy i na nim zakończymy. Milik nie jest strzelbą numerem jeden kadry i jeśli nie dojdzie do jakiś niespodziewanych zwrotów akcji, w najbliższej przyszłości raczej nią nie zostanie. Średnia bramek na mecz – w przybliżeniu 0.41, trafia średnio co blisko 173 minuty. Lewandowski? 0.44, gol średnio co 164 minuty. Ale teraz przypomnijmy sobie, kim na początku kadencji Nawałki był Milik. Chłopakiem, o którym mówiliśmy, że bardziej przyda się młodzieżówce. Przegrywać taką różnicą z Lewym, gwiazdą światowego futbolu, to prawie jak wygrywać.
MR
Fot. FotoPyK