Do końca wierzyłem w to, że pojadę na mistrzostwa. Z drugiej jednak strony nie ukrywałem, i mówiłem o tym już wcześniej, że nie byłem zadowolony ze swojej postawy na tym zgrupowaniu. Ale na pewno nie było tak, że się spodziewałem, że to właśnie ja nie pojadę na Euro – mówi DZIENNIKOWI Radosław Majewski, jeden z odrzuconych przez Leo Beenhakkera piłkarzy.
Michał Ł»ewłakow powiedział, że pan się tego spodziewał. To prawda?
Zdecydowanie nie. Do końca wierzyłem w to, że pojadę na mistrzostwa. Z drugiej jednak strony nie ukrywałem, i mówiłem o tym już wcześniej, że nie byłem zadowolony ze swojej postawy na tym zgrupowaniu. Ale na pewno nie było tak, że się spodziewałem, że to właśnie ja nie pojadę na Euro.
Myśli pan, że decyzja została podjęta tutaj w Donaueschingen? Czy wcześniej?
Nie wiem szczerze mówiąc. Ale mam nadzieję, że to była jednak czysta rywalizacja. Na treningach to jeszcze jakoś sensownie wyglądało, ale mecz z Macedonią zawaliłem. Wiem to. Pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie.
I co? Ma je pan?
Oczywiście, że tak. Czułem, że nie prezentuję się najlepiej. Trzeba było jednak zacisnąć zęby i dać z siebie jeszcze więcej. Nie chcę szukać łatwych wymówek, ale w obu meczach — i z Schaafhausen, i z Macedonią — grałem na prawej pomocy. A to nie jest w ogóle moja pozycja. Całe życie byłem środkowym pomocnikiem. Mam złe nawyki, ciągnie mnie do środka.
Nie wszyscy uważają, że tak źle pan na tej prawej stronie zagrał.
Ale ja od siebie wymagam więcej. Mogą mówić, co chcą, a ja i tak wiem swoje. To była decyzja trenera bym oba spotkania, zarówno z Schaafhausen, jak i Macedonią rozegrał na skrzydle. Ja nie poszedłem do trenera i nie pytałem dlaczego ustawił mnie akurat tam, a nie gdzie indziej. Nie jestem taki. Po prostu przyjąłem to do wiadomości. Trzeba było rozegrać znakomity mecz na tym skrzydle i byłoby ok. Bo w środku pomocy w reprezentacji jest ogromna konkurencja.
Jak się pan czuje?
Dopiero teraz to do mnie wszystko zaczyna docierać. Za chwilę rozpoczynają się mistrzostwa Europy i mnie tam nie będzie. Tak wielki turniej, tak ważny. To było moje marzenie i nie ukrywam, że również cel, jaki sobie jakiś czas temu wyznaczyłem. Ale trudno. Trzeba będzie sobie teraz wyznaczyć nowe. Z drugiej strony nie jestem jakimś etatowym reprezentantem. Mecz z Macedonią był dopiero moim czwartym występem. Od półtora roku dopiero gram w pierwszej lidze.
Beenhakker argumentował skreślenie pana młodym wiekiem. Ale przecież w kadrze zostali młodszy od pana Michał Pazdan i pański rówieśnik Adam Kokoszka.
No właśnie. Nie wiem, co o tym myśleć.
Powiedział też, że jeszcze nie jest pan gotowy do rywalizacji na takim poziomie. Zgadza się pan?
Szczerze mówiąc niekoniecznie się zgadzam z trenerem. Ale chcę do tego podejść na spokojnie. Wierzę, że jeszcze udowodnię selekcjonerowi, że zasłużyłem na te mistrzostwa i że jestem gotowy do gry na tak wysokim poziomie.
Jak wyglądała pana rozmowa z Beenhakkerem?
Selekcjoner zaprosił mnie do pokoju i powiedział, że nie pojadę. Ł»e jest jeszcze za wcześnie dla mnie. Pochwalił jednak, powiedział, że idę w dobrym kierunku, żebym dalej robił, to co robię.
Zostaje pan na zgrupowaniu, czy wyjeżdża?
Jeszcze dziś chcę wyjechać. Po co mam zostawać? Przynajmniej sobie odpocznę. Miałem ciężki sezon z Groclinem, teraz tutaj też bardzo ciężko trenowałem na zgrupowaniu. Zasłużyłem na chwilę oddechu.
Wszyscy wokół, łącznie z selekcjonerem, mówią, że pana czas w kadrze jeszcze nadejdzie.
Na dziś nie chcę słyszeć żadnych słów pocieszenia, czy współczucia. Spokojnie, to nie jest tak, że ktokolwiek mnie z tej drużyny wyrzucał. Trener po prostu uznał, że w danej chwili są piłkarze, którzy bardziej mu się na mistrzostwach przydadzą.
Rozmawiał Piotr Ł»elazny