O jego polskości i o zaprzepaszczonej przez PZPN szansie napisano już chyba wszystko. Dziś Łukasz Podolski obchodzi 31. urodziny. Niby przeżywa właśnie najlepsze lata do grania w piłkę, a jednak obserwujemy ostatnio raczej smutny zjazd reprezentanta Niemiec.
W liczbach jego ostatni sezon nie wygląda najgorzej, w Turcji zaliczył 13 bramek i 9 asyst, ale… no właśnie, w Turcji? Gość, który grał w Arsenalu? Interze? Bayernie? Który ma ponad sto występów w reprezentacji Niemiec? Przecież pamiętamy go jako piłkarza, który brutalnie obdzierał nas z marzeń osiem lat temu. Polska – Niemcy, Euro 2008. Dla nas – mecz otwarcia. Najpierw wbił do pustej po podaniu Klose, kiedy nasza obrona była spóźniona o jakieś trzy godziny. Potem bomba z woleja wykończenie kiksu napastnika z Opola, Polacy wracają do hotelu z niczym. Emocji po bramkach nie pokazywał, ale w Niemczech i tak był bohaterem. Nie pierwszy, nie ostatni raz.
Powtórki z rozrywki raczej nie ma co się spodziewać. Prawie na pewno ograniczy się w reprezentacji do robienia atmosfery. Może wyjdzie parę razy na końcówkę, ale jego obecność w jedenastce byłaby dużym szokiem. A jeśli już jakimś cudem by się w niej znalazł, to forma strzelecka już nie ta. Ostatniego gola w kadrze Podolski strzelił… Armenii, dwa lata temu.
W Niemczech generalnie niektórzy są zdania, że “Poldi” przestaje być piłkarzem. Zajmuje się graniem w reklamówkach, filmach, a więcej frajdy sprawia mu chodzenie na kosza niż granie w piłkę. Ciężko nie odnieść wrażenia, że w reprezentacji znalazł się bardziej za zasługi, a nie dlatego, że faktycznie jest w stanie coś tej kadrze dać. Tym bardziej, że w domu pozostał Bellarabi.
Sam zaprzecza: – Nie jadę do Francji jako maskotka, a wiem, że niektórzy tak o mnie mówią. To całkowity brak szacunku. Rozegrałem przecież ponad 100 meczów dla reprezentacji Niemiec, to nie w porządku, by mnie tak nazywać. Mam doświadczenie, w Turcji zagrałem dobry sezon, jestem zdrowy, chcę wygrać mistrzostwo Europy.
Łukasz, powodzenia. Graj, strzelaj zupełnie wszystkim. Byle nie nam.