223 mecze na poziomie 1. Bundesligi. 12 goli. 34 asysty. Na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Niemczech nieprzerwanie od prawie dekady, w międzyczasie dwa mistrzostwa Niemiec, Puchar i dwa Superpuchary. Jeśli o jakimś Polaku zagranicą możemy powiedzieć, że prezentuje równą, a przy tym wysoką formę, to jest nim Łukasz Piszczek, który dziś ma swoje święto.
Świeżo upieczony 31-latek to jeden z bardziej cenionych prawych obrońców na Zachodzie. Niektórzy kojarzą jednak czasy, gdy Łukasz był jeszcze napastnikiem. Tam jednak nie radził sobie tak wyśmienicie – stopniowo cofany był więc coraz bliżej własnej bramki.
Dobrze pamiętamy jeszcze ten okres, gdy Herthę zamieniał na Borussię. Trafiał wówczas do drużyny, która najlepsze lata miała dopiero przed sobą. Wtedy pewniakiem na boku defensywy był jeszcze Patrick Owomoyela, którego wygryźć było o tyle trudniej, że wciąż aspirował do gry w reprezentacji. Z czasem jednak Jurgen Klopp zaczął przekonywać się do Polaka, który w jego taktyce odnajdywał się znakomicie. Ciąg na bramkę, wieczna ochota do tego, by w polu karnym przeciwnika narobić smrodu i notoryczne wjazdy skrzydłem to były wówczas cechy charakterystyczne Piszczka.
Choć lata, gdy Borussia dominowała na krajowym podwórku 31-latek ma już za sobą, to nie wahamy się ani chwili, by przyznać, że sezon 2015/2016 był – szczególnie wiosną – naprawdę niezły w jego wykonaniu. Zaczęło się kiepsko, bo miejsce na boku zajął młody Niemiec Matthias Ginter i wydawało się, że ze względu na zbliżające się Euro i problemy drużyny narodowej na ten pozycji, to on będzie faworyzowany. Im bliżej jednak rundy wiosennej, tym więcej szans zaczął otrzymywać Polak. Aż w końcu wskoczył na dobre do wyjściowej jedenastki i w kapitalnym stylu pomógł drużynie zdobyć wicemistrzostwo Niemiec, a także dotrzeć do finału krajowego pucharu. No i przede wszystkim niesamowicie dojrzał piłkarsko, zaczął się mądrzej poruszać po boisku. Zyskał cechy, których za Kloppa trochę mu jednak brakowało – trzeźwiej ocenia ryzyko, a setki metrów, których kiedyś musiał nadkładać, teraz oszczędza dzięki dobremu ustawieniu.
Dziś obrońca Borussii raczej nie pobaluje, bo pod okiem Adama Nawałki i reszty sztabu szykuje się do czempionatu we Francji. Od nas jednak najserdeczniejsze życzenia i jeszcze kilku lat kariery, w co – biorąc pod uwagę profesjonalne podejście Łukasza do zawodu – trudno nie wierzyć. Stówka!