O wielu rejonach w USA mawia się: albo zostajesz gangsterem, albo koszykarzem. Ile razy widzieliśmy tę drogę na kartach książek, kadrach filmowych czy w wywiadach po latach, gdy emerytowany gwiazdor wspominał jak jego znajomych pochłaniała mafijna vendetta, jego przy życiu trzymały zaś siłownie i boiska. Naturalnie w Polsce, nawet w Łodzi, nie jest aż tak źle, jednak nie da się ukryć, że pod każdą szerokością geograficzną wychowanie poprzez sport to jedna z najważniejszych i najbardziej efektywnych dróg do wyprowadzania na prostą tzw. “trudnej młodzieży”.
Największe problemy dzieciaków, które zwykło się określać mianem “trudnych”? Przede wszystkim – przekonanie, że przyszłość nie istnieje. Nawarstwianie błędów, jak nawarstwianie kredytów w patologicznej gospodarce. Popełnisz jeden, pobijesz kolegę, ukradniesz – może z głodu, może z chęci sprawdzenia się, czipsy z lokalnego sklepu. Zaczynasz żyć z rysą. Otoczenie patrzy na ciebie jak na młodocianego przestępcę, by dostać jakąkolwiek pochwałę, musisz starać się dwa razy bardziej niż reszta. Stwierdzasz, że nie ma sensu się starać. I tak nikt na ciebie nie liczy, nikt cię nie potrzebuje. Im mniej masz do stracenia, tym bardziej zuchwały się robisz. Kręgosłup coraz mocniej się wygina, błędy są coraz częstsze i coraz poważniejsze. Kredyty u społeczeństwa się rolują – a każdy kolejny potwierdza, że jutra nie ma.
Jak wyjść z tego błędnego koła? Jak pokazuje praktyka nie tylko w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii nr 3 w Łodzi, sport jest jednym z najbardziej efektywnych środków wychowawczych. Dlaczego zaczynamy od MOS-u? Ano dlatego, że to właśnie tutaj, na Orliku przy ulicy Perla, odbył się dość wyjątkowy “Mecz przeciw wykluczeniu”, w którym udział wzięły połączone siły młodych ludzi z kilku łódzkich ośrodków i domów dziecka oraz byłe i obecne gwiazdy łódzkiej piłki. Na jednym boisku ci, którzy na jakimś etapie swojego krótkiego życia zboczyli z kursu, i ci, którzy mogą stanowić dla nich wzór. Łukasz Madej, Paweł Golański, Marcin Krysiński, Bogusław Saganowski, Robert Sierant, Krzysztof Nykiel i kilku innych zawodników znanych łódzkim kibicom. Cecha wspólna? Większość z nich wyrosła pośród tych samych bloków, co dzieciaki wychowujące się w ośrodkach.
– W ośrodkach takich jak nasz czasami ciężko jest wychować olimpijczyków naukowych, ale łatwiej tych sportowych. Bardzo mocno stawiamy na wychowanie poprzez sport – i nie chodzi tu jedynie o piłkę nożną, bo mamy też tradycję biegową, posiadamy własną ściankę wspinaczkową czy siłownię. Dzisiejsza impreza to zaś nie tylko integracja, ale przede wszystkim spełnianie marzeń. Móc spotkać się z zawodowym piłkarzem na jednym boisku to tak naprawdę szczyt marzeń – a od nich wszystko się zaczyna – przekonuje dyrektor MOS nr 3, Katarzyna Wolska-Kumosińska. Cel jest prosty – pokazać dzieciakom, że są potrzebne. Że mogą walczyć o lepszą, czy w ogóle jakąkolwiek przyszłość. Że mogą – tak po prostu, trywialnie – spełniać swoje marzenia.
Przygotowania do meczu trwały dwa miesiące, podczas których zawodnicy sumiennie i ciężko trenowali. Należy przez to rozumieć – wolny czas zamiast na murku czy ławce spędzali na boisku. Choć na chwilę, choć na kilka tygodni, dostali jasny cel do zrealizowania. – Sport, rozładowywanie napięć emocjonalnych na boisku to bardzo istotna rzecz. Duże znaczenie ma dla nich również bezpośredni kontakt z zawodowcami, którzy mogą być idolami i wzorcami. – podkreśla jeden z wychowawców i były dyrektor placówki, Karol Rzeźnicki. Pod okiem byłych profesjonalistów spotykali się “ponad podziałami” reprezentanci Domów Dziecka nr 6 i nr 13 oraz Młodzieżowych Ośrodków Socjoterapii nr 2 i nr 3. – To nie są też przypadkowe dzieciaki, oni musieli na udział w tym spotkaniu zasłużyć i zapracować, zarówno zachowaniem jak i treningami, które odbywały się na naszym obiekcie. Choć czasem wychowankom brakuje silnej woli, taka motywacja jak wspólna gra z idolem jest mocniejsza – tłumaczy dyrektor Wolska-Kumosińska.
***
MOS nr 3 już od dawna pokazywał tę drugą drogę, Niecałe trzy lata temu z wizytą w ośrodku był Filip Chajzer z TVN-u. Pokazywał historię, z której do dziś w tej łódzkiej szkole są wyjątkowo dumni. Sylwia Juśkiewicz, jedna z najbardziej obiecujących zawodniczek MMA młodego pokolenia, w ośrodku – jak sama mówi – spędziła połowę dzieciństwa.
W materiale TVN-u poznajemy całą jej historię. Sama zgłosiła w szkole, że w domu dłużej nie wytrzyma. Przeszła jeszcze przez Dom Dziecka, by w końcu trafić do MOS-u, niejako za karę za nierealizowanie obowiązku szkolnego. To właśnie tu spotkała Grzegorza Chałubińskiego, który zaraził ją pasją sportową, a z czasem został też jej przysposobionym ojcem. Sylwia przekonuje – gdyby nie ludzie z ośrodka, gdyby nie sport, pewnie nigdy nie pożegnałaby świata patologii, który panował w rodzinnym domu. Chajzerowi zwierza się z największego marzenia – by jej dzieci nie przeżyły tego piekła, co ona. By wychowały się w normalnej rodzinie. Ujmujące: “gdybym nie trafiła do ośrodka, nie byłabym na tyle inteligentna, by z wami rozmawiać”.
Bo to ciężka praca na macie i w ringu dała jej mądrość, której nie potrafili przekazać rodzice. Bo to sport przywrócił jej sens i zaszczepił inną, lepszą hierarchię wartości.
***
Ale Sylwia to nie rodzynek. Z MOS-u wyrósł choćby Adrian Bizior, mistrz Europy w wyciskaniu sztangi leżąc i kilku innych sportowców, którzy właśnie tą drogą pożegnali się ze swoimi problemami. Osiem lat temu organizowano zaś “mini-derby”, w których na terenie ośrodka zmierzyli się ówcześni piłkarze ŁKS-u i Widzewa. – To wszystko rodzi się z pasji ludzi, którzy tutaj pracują. Ktoś zajmuje się wyciskaniem – zaszczepia to swoim dzieciakom. Ktoś lubi biegać – zachęca do tego sportu wychowanków. Jest wtedy szczery, autentyczny i naprawdę przekonujący – mówi Karol Rzeźnicki. – Jakie są walory tego typu wydarzeń? Wspomnę choćby o kursie asekuracji wspinaczkowej, podczas którego to my, wychowawcy, byliśmy asekurowani przez wychowanków. To daje im poczucie ogromnej odpowiedzialności, odwraca rolę, pokazuje, że także oni mogą być wzorem i nauczycielem. Budowanie własnej wartości, pokazanie możliwości odniesienia sukcesu – to wszystko jest naprawdę istotne.
– Fajna sprawa, ja zobaczyłem się z kolegami, za to chłopaki mogli zobaczyć jak dobrze można się bawić poprzez sport. To dla nich trochę drogowskaz, że są rzeczy, którym warto poświęcać swój wolny czas. Ja też wpadłem tutaj mimo swoich osobistych problemów, po to żeby pokazać jak radzić sobie właśnie dzięki piłce nożnej. Zresztą, wychowywałem się na Starym Polesiu, na dość nieciekawej dzielnicy, wiem, jakie tam są pokusy i ilu rówieśników borykało się z prawem. Czasem nieodpowiednie otoczenie, nieodpowiednie towarzystwo może odmienić całe życie – dobrze pokazywać im, że istnieją inne sposoby na życie – mówi Paweł Golański, urodzony i wychowany właśnie w Łodzi, na osiedlu, gdzie łatwo o zgubienie drogi. Zresztą, w środowisku piłkarskim nie brakuje tych, którzy wyłącznie treningami zdołali wymknąć się patologii. Jak kończą ci, którzy uciec nie potrafili pokazuje choćby sytuacja Igora Sypniewskiego, od zawsze zmagającego się jednocześnie z depresją, alkoholem i fatalnym towarzystwem. Dopiero gdy uporał się z tym ostatnim, możliwy był powrót do zdrowia i kondycji, tak psychicznej jak i fizycznej.
Sam mecz został niejako zainspirowany przez Dariusza Zawistowskiego, byłego piłkarza a obecnie… policjanta w ogniwie ds. nieletnich. To on, tak jak i wychowawcy oraz nauczyciele z MOS-u dostrzegł, że alternatywą dla młodych ludzi wchodzących w konflikty z prawem może być właśnie futbol, spotkanie z idolami, walka na boisku. Lepsze od kar i kolejnych spraw jest działanie profilaktyczne, zanim jeszcze wychowanek ośrodka popełni przestępstwo czy wykroczenie.
– Najważniejsze z mojej perspektywy jest pokazać tym chłopakom, że istnieją inne sposoby na radzenie sobie z problemami, niż używki czy agresja. Są tutaj ludzie występujący w Ekstraklasie, byli reprezentanci, czy oni nie mają problemów? Oczywiście, że mają. Ale często najlepszą receptą na ich rozwiązanie jest właśnie sport. Uczy zawzięcia, dyscypliny, ma ogromny wpływ także na zachowanie poza boiskiem. Gdy ma się przed sobą takie perspektywy jakie daje choćby piłka nożna – ona staje się motorem napędowym, motywatorem do działań. Pomijając już najbardziej oczywisty aspekt: ciężko trenując zwyczajnie nie ma się czasu na pierdoły i to, co mogłoby demoralizować – zaznacza… inny policjant, również były piłkarz, Marcin Krysiński. To on najczęściej wchodził w interakcję z wychowankami podczas spotkania – teatralnie wykłócał się z sędzią, podnosił najmłodszego z graczy uniemożliwiając mu drybling. – Z pozoru błahy mecz, a jednak ma wpływ na chłopaków, raz, że możemy być traktowani trochę jak wzór do naśladowania, a dwa, że samo przygotowanie się do występu na kilka tygodni zajęło głowy tych młodych ludzi. Mam nadzieję, że takich spotkań będzie więcej, bo czasy są takie, że młodzież naprawdę ma mnóstwo pokus, ma zwyczajnie trudno. Warto im więc pomagać – mówi w rozmowie z Weszło.
Dość oryginalny związek policji i młodych ludzi, często wchodzących w konflikty z prawem? Tak, ale jak pokazały tygodnie przed meczem – dialog to o wiele lepsza droga, niż kolejne kary i zakazy. Ba, jednym z najbardziej efektownych obrazków meczu były krzyczące przy linii policjantki i nauczycielki zarzucające pieśni znane ze stadionów. W rozmowach między sobą żartowały – brakuje nam tu tylko rac.
W pierwszej połowie połączone siły ośrodków dotrzymywały tempa gwiazdom, później, gdy zawodowcy zaczęli zbyt często zdobywać bramki po przewrotkach i wolejach przemieszano składy. W koszulce Pawła Golańskiego wylądował najlepszy snajper z jednej ze szkół, t-shirt Krzysztofa Mączyńskiego z czasów ŁKS-u założył młodziutki chłopak z Domu Dziecka. Ten sam, który chwilę wcześniej wywalczył rzut karny – przy wślizgu (!) nieczysto zagrał Josep Oshadogan. Wrażenia? – Zmęczenie. Przede wszystkim zmęczenie, ale i frajda – mówią tuż po końcowym gwizdku młodsi zawodnicy. Ale i starsi świętują. – JEST! Pierwszy medal w karierze! – uśmiecha się Krysiński odbierając pamiątkowy upominek od uczniów. Puchar wiceprezydenta miasta trafia w ręce Rafała Niżnika, ale Tomasz Trela zaznacza – wygrali wszyscy uczestnicy.
Choć tak naprawdę wynik tego meczu poznamy dopiero za kilka lat. Oby każdy z uczestników faktycznie wyszedł z tego najważniejszego starcia, starcia z życiowymi zakrętami w tak młodym wieku, ze złotym medalem.