Duża część piłkarskiej Europy spodziewała się, że kończący się sezon będzie pieprznięty na maksa i za ciosem Leicester pójdzie Piast Gliwice pójdzie także choćby i FK Rostów. Niestety, rosyjski kopciuszek pogubił się w meczu z Mordovią pięć kolejek temu i mimo że ostatnie cztery mecze w lidze zdołał wygrać, musiał obejść się smakiem. Mistrzostwo zgarnęło mu sprzed nosa CSKA Moskwa.
Ale liczba sytuacji niespodziewanych w rosyjskiej lidze i tak się zgadza.
Z ligi zleciało bowiem Dynamo Moskwa, a jest to sprawa o tyle niecodzienna, że w historii Premier Ligi taki stan rzeczy ma miejsce dopiero pierwszy raz. Niektórzy pewnie westchną – nareszcie, bo Dynamo, delikatnie rzecz ujmując, szacunkiem całej Rosji raczej się nie cieszy. Były pupil KGB nad którym osobisty patronat roztoczył Ławrientij Beria uznawany był za klub faworyzowany przez władze, a jego upadek nikogo poza Moskwą przesadnie nie zmartwi. W historii jest też zresztą słynny “polski wątek“.
Aż chciałoby się napisać, że czkawką na moskiewskim klubie odbiło się rozstanie z Stanisławem Czerczesowem, który… przygotowywał tę drużynę do sezonu. Odbył z nią obóz przygotowawczy, ustawił po swojemu do ligi, ale tydzień przed inauguracją musiał spakować swoje walizki. Oczywiście obwinianie Czerczesowa o spadek i dopisywanie mu go w CV byłoby kompletnym szaleństwem, ale fakt jest faktem – w jakiś sposób rękę do niego przyłożył. Bardzo nieznacznie, ale jednak.
Co ciekawe, za sprawą szkoleniowca Legii Dynamo mocno sobie skomplikowało życie. Krwawy Stanisław z klubem rozstał się co prawda na zasadzie porozumienia stron, ale z tego porozumienia jasno wynikało, że Dynamo dalej będzie mu płacić kasę do końca kontraktu (przez kolejnych dziesięć miesięcy, co daje około dwa miliony euro). W Moskwie o przelewach jednak zapomnieli, więc Czerczesow poszedł na drogę sądową. Takie jego prawo – te pieniądze mu się należały, nie on tu odwalił manianę. Nie dość, że wymusił oddanie pensji wraz z odsetkami, to jeszcze Dynamo musiało potraktować tę zaległość priorytetowo – został na nie nałożony zakaz transferowy, więc dopóki sprawa nie była czysta, nie mogli się w żaden sposób wzmocnić.
Dynamo to jeden z szybszych zjazdów, jakie dokonały się ostatnio w europejskiej piłce. Przecież jeszcze sezon temu z powodzeniem grało w pucharach, w fazie grupowej Ligi Europy wygrało sześć meczów (!), za rywali nie mając w dodatku byle łebków, a PSV, Panathinaikos i Estoril. Faza pucharowa? Pogoniony Anderlecht i natrafienie na Napoli, które okazało się już murem nie do przejścia. Wtedy jeszcze w drużynie brylowali tacy piłkarze jak Mathieu Valbuena czy Balazs Dzsudzsak.
Ale w Dynamie nie działo się najlepiej. Odejścia, doniesienia o kompletnym chaosie organizacyjnym. Przykład – wprowadzono mega restrykcyjny system kar. Piłkarze musieli płacić dosłownie za wszystko. Co więcej, kary miał ściągać klubowy ochroniarz. Jak się możemy domyślić – nie bardzo rozumiał słowa „zaraz”, „jutro” czy „później”. Prasę obiegła na początku sezonu informacja, jak Yann M’Vila, który już trenował z drużyną, ale jeszcze nie podpisał kontraktu… na wszelki wypadek trzymał tuż obok drzwi swojego mieszkania siekierę. Czy zrobił z niej użytek – nie wiadomo. Wiadomo jednak, że wystraszony ze swojego mieszkania po prostu uciekł, a do podpisania umowy oczywiście nie doszło.
Patologia. Albo po prostu Rosja.
Szkoda tylko FK Rostów. Rewelacja rozgrywek musiała liczyć na to, że CSKA na finiszu powinie się noga. Tak się nie stało – krajowy gigant z Moskwy zagarnął, co swoje.
Fot. FotoPyk