Jeśli gdziekolwiek na świecie istnieje człowiek od zadań specjalnych, to jest nim Juergen Klopp. Pamiętacie na pewno taką postać z filmów – gościa, który w sytuacjach krytycznych potrafi odwrócić losy, a gdy przyjdzie mu odbudować jakąś potęgę, to ochoczo zakasa rękawy i swoją robotę wypełnia na dwieście procent. Niemiec w mieście Beatlesów mieszka raptem od paru miesięcy, a swój żywiołowy i nieposkromiony charakter już zdążył udowodnić. Jeśli ktoś chciałby udokumentować jego wejścia z buta, to dziś powinien zasiąść przed teleodbiornikiem.
Klopp to kłamca. Najzwyklejszy w świecie oszust. Szuler, który oszukał pół świata. Jest żywiołowy, jest niepohamowany i przy linii szaleje tak, jakbyśmy zaraz mieli go wysłać do zakładu psychiatrycznego. Jeśli ktoś wymienia nazwisko Niemca, to ma przed oczami gościa, który w dresie skacze przy linii bocznej. Jego największym osiągnięciem nie jest wydźwignięcie chylącej się ku upadkowi Borussii Dortmund. Jego największym osiągnięciem jest oszukanie wszystkich. Fantastyczny blef, który polega na tym, że Juergen nabiera swoich rozmówców mówiąc, że na taktyce zna się mniej więcej tak, jak my na islandzkiej lidze koszykówki.
Każdemu wydaje się, że Niemiec to głównie motywator, który dzięki okrzykom i poradom wydawanym z ławki trenerskiej, zbiera swój zespół do kupy i dzięki temu osiąga wyniki. Prawdą jest jednak, że to wytrawny taktyk, który dokładnie analizuje ustawienie drużyny, a ustawienie swoich zawodników stara się doprecyzować co do centymetra.
Borussia to była historia do bólu romantyczna, która mogła być wzorem dla wszystkich. Pracując jednak w Liverpoolu, Niemiec udowodnił, że w swoich dłoniach ma więcej czarodziejskiego fachu niż wróżbita Maciej i David Copperfield razem wzięci. Ciężko oceniać pracę Kloppa po raptem jednym sezonie spędzonym na Anfield Road. Niemiec wciąż ustawia drużynę po swojemu, wciąż kombinuje, wciąż planuje okienko transferowe na swoją modłę. Nie można jednak mu odmówić tego, że w “The Reds” tchnął ducha, który sprawia, że zawodnicy Liverpoolu potrafią wykazać się charakterem i odwrócić losy meczu na samym końcu.
Jeśli trzeba wystawić świadectwo jego dotychczasowej pracy, to najlepiej przytoczyć mecz z Borussią. To była esencja jego sposobu patrzenia na piłkę, trwające 90 minut podsumowanie tego, co wpaja swoim zawodnikom. Determinacja, wola walki i siłka, która towarzyszy nie tylko w pierwszych kwadransach spotkania, ale też wtedy, gdy sędzia sięga już po gwizdek.
Nie mamy wątpliwości co do tego, że Klopp układa drużynę na swoją modłę. Przed nim stoi jeszcze wiele rozczarowań i wiele niespodzianek, które sprawią, że wyznaczy sobie inną drogę od tej, którą kroczy. Ciężko jednak polemizować z tym, że dzisiejszy finał to rozliczenie jego pierwszych miesięcy pracy. Nawet, jeśli nikt cudów nie wymagał, to rozmachem, z jakim wpadł na Anfield Road, apetyty rozbudził do maksimum.