40 bramek w 35 meczach. 38 w 31. 36 w 35. 30 w 32. Odlot. Kompletny kosmos. Pierwszy raz w historii w czterech ligach zaliczanych do absolutnej europejskiej czołówki, królowie strzelców w komplecie przekroczyli próg 30 trafień.
Z tego co pamiętamy, takie statystyki wykręcało się:
a) w FIFIE 2001, wyłączając w ustawieniach zasadę spalonego
b) w latach, gdy Ernest Wilimowski ładował cztery sztuki Brazylii
c) w ogórkowych ligach, z których swoje kandydatury do Złotego Buta z dorobkiem 40+ rokrocznie przesyłały kompletne „nołnejmy”
Można się w sumie było przyzwyczaić, że w jednej topowej lidze pojedynek snajperów wkracza na jakiś dziwny poziom, powyżej którego nikt nie był w stanie podskoczyć. Wiadomo o czym mowa – podnoszona przez Messiego i Ronaldo wciąż jeszcze o centymetr, jeszcze o milimetr, jeszcze o pół paznokcia poprzeczka znalazła się w Hiszpanii na pułapie, z którym problem mógłby mieć nawet Sergiej Bubka. Tym razem – szok. Ani jeden, ani drugi nie sięgnęli po Trofeo Pichichi.
Mimo to cyferki znów przyprawiły o zawroty głowy. Tym razem nie tylko na Półwyspie Iberyjskim
Hiszpania: Luis Suarez – 35 meczów, 40 bramek
Francja: Zlatan Ibrahimović – 31 meczów, 38 bramek
Włochy: Gonzalo Higuain – 35 meczów, 36 bramek
Niemcy: Robert Lewandowski – 32 mecze, 30 bramek
Jak informuje na Twitterze portal gracenote.com, nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by w tych czterech ligach królowie snajperów solidarnie przekraczali magiczną barierę „trzydziestki”. I tak jak jeszcze niedawno cały świat wielbił i sławił grę bez napastnika, a Hiszpania zdobywała w ten sposób mistrzostwo Europy, tak teraz widać, jak dużo zależy od posiadania typowego żądła. Gościa, który jak ma piłkę w polu karnym, to nie zastanawia się, tylko ładuje tak, by rozerwać siatkę. Nawet w Barcelonie, gdzie przecież świetnie sobie radzono bez Suareza, dopiero przyjście Urugwajczyka sprawiło, że atak Blaugrany jeszcze zyskał na swej drapieżności. Nawet Guardiola, który przecież jeszcze w stolicy Katalonii wzbraniał się przed grą z typową „dziewiątką” i który swego czasu odpalił samego Zlatana.
Suarez, Ibrahimović, Higuain, Lewandowski. Czterech gigantów, z których każdy ma prawo stanąć przed lustrem i powiedzieć: “stary, to był dobry sezon”. Wszyscy zabójczo skuteczni, a przy tym posiadający swój unikalny, rozpoznawalny styl. Killer, sztukmistrz, magnes na sytuacje, gladiator. Każdy będący oczkiem w głowie, asem w talii własnego trenera i bólem głowy oraz obiektem zazdrości pozostałych kilkunastu. Ale przede wszystkim – trzech mistrzów krajów i jeden wicemistrz. To chyba najlepszy dowód na to, że klasyczni snajperzy na dobre wracają do łask.