Dobrze znany widok, dla jednych z wakacji, dla innych z filmów. Jacuzzi i basen z podgrzewaną wodą zlokalizowane na skraju jakiejś skarpy czy na dachu budynku, widok na malowniczo położoną plażę, albo chociaż wieżowce w centrum olbrzymiego miasta. Śródmieście Los Angeles można podziwiać nawet na moment nie opuszczając bulgoczącej wody, błyszczący ocean również. Bajkowa sceneria, drinki z palemkami i tak dalej.
W Arłamowie jest podobnie. Basen, jacuzzi, strefa spa, nawet tarasy w każdym z apartamentów i pokoi – gdziekolwiek przystaniesz, gdziekolwiek przysiądziesz, masz przed sobą gotową tapetę na laptopa, gotowy obraz na ścianę mieszkania, gotowy kadr pod fotkę z potencjałem na tysiąc lajków na fejsie i serduszek na Instagramie. Biegnąc po prawym skrzydle na sztucznej murawie musisz być tytanem skupienia, by nie spojrzeć za linię boczną – jakieś trzy metry za nią rozpościera się polana tak zielona, że naprawdę sprawdzałem osobiście, czy nie dosycha na niej farba.
Najbliższe miasteczko jest kilkanaście kilometrów stąd, w bezpośrednim sąsiedztwie kompleksu hotelowego znajdują się jedynie lasy, łąki, polany, doliny, pole golfowe, jeszcze więcej lasów i polan oraz stok narciarski. W samym ośrodku nie brakuje niczego – wśród atrakcji między innymi strzelnica, ściana wspinaczkowa, siłownie, kryta ujeżdżalnia dla fanów jeździectwa, kilka rodzajów saun, dziesiątki programów szeroko pojętej odnowy biologicznej, o takich banałach jak boisko do piłki ręcznej i sale do squasha nie wspominając. I w sumie aż ciężko uwierzyć, że bardzo długo nie było tutaj… boiska trawiastego.
To jest moim zdaniem bardzo istotna, może i najistotniejsza informacja dotycząca przygotowań reprezentacji Polski do Mistrzostw Europy, której najważniejszym etapem będzie zgrupowanie w Arłamowie. W tym rajskim wycinku województwa podkarpackiego brakowało boiska z naturalną nawierzchnią, było absolutnie wszystko, co może bawić, relaksować i odprężać, ale brakowało miejsca, w którym pot z fińskiej sauny zastępuje ten wyciskany przez trenera. Sztuczna nawierzchnia i siłownie stanowiły raczej atrakcję dla piłkarzy-amatorów i turystów, którzy między kolejnymi wyśmienitymi posiłkami chcieli się trochę poruszać. To nie był “profesjonalny ośrodek przygotowań z kompleksem boisk”. To nie był obiekt budowany z myślą o potrzebach drużyny piłkarskiej. To był obiekt budowany z myślą o tych, którzy chcą na moment zapomnieć o wszystkim, wyciszyć się, spędzić dzień na wpatrywaniu się w trawę, albo brykające po polanie konie.
Oczywiście, Adam Nawałka nie zabiera piłkarzy do Disneylandu, współpraca z PZPN-em – jak mówią właściciele ośrodka – stanowiła impuls do zbudowania nowoczesnej murawy z najlepszą trawą i najlepszymi możliwościami pielęgnacji tejże. O wszystko zadbała dobrze wam znana firma Trawnik Producent, która realizowała już zlecenia na obiektach Realu Madryt, na Stadionie Narodowym czy w Trondheim. Nawałka – jak to Nawałka – ma mieć wpływ nawet na długość trawy, stopień jej nawilżenia i wzorki, jakie ułoży na płycie kosiarka. Nie ma wątpliwości, że bez tego nowoczesnego boiska (oczywiście z widokiem na prześliczny las, w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się dość stroma skarpa) kadra do Arłamowa mogłaby przyjechać co najwyżej na dwa dni urlopu między zgrupowaniami.
W decyzji dotyczącej wyboru tego właśnie miejsca moim zdaniem można jednak odczytać intencje Nawałki. On nie wpada tutaj uczyć chłopców piłki nożnej, nie wpada tutaj poprawiać ich wydolności. Reprezentacja nie przyjeżdża na “obóz sportowy”, na którym kompania w wojskowych butach będzie biegać po górach, targając na plecach kolegę. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że w Arłamowie ci goście mają zapomnieć o wszystkim. Jeden otwarty trening na jakieś kilkaset osób. Ceny dla gości hotelowych w okresie, gdy będą tam mieszkać reprezentanci? Około dwóch tysięcy złotych za noc. Umówmy się – osoby, które stać na taką wycieczkę nie będą latać za Lewandowskim z prośbą o siedem autografów i czternaście fotek. Droga do hotelu wygląda tak, że – gdyby tylko chciał – selekcjoner mógłby wiedzieć o każdej myszy, która przekracza progi kompleksu. Poza dyskoteką i karczmą na terenie hotelu, nie ma miejsc, które mogłyby przesadnie rozpraszać. Nie ma mowy o fankach piszczących pod oknami, nie ma mowy o paparazzi wiszących na drzewach. “Wymknąć się chyłkiem z hotelu” – choć oczywiście nie podejrzewam, by na tym poziomie kogokolwiek mogła nęcić taka możliwość – właściwie się nie da. Po rozległym ośrodku ludzie poruszają się meleksami, o taksówkach podjeżdżających pod obiekt sztab szkoleniowy wiedziałby jeszcze zanim kierowca odnalazłby parking.
Złota klatka – ktoś skomentował z przekąsem. Ale może właśnie tego w tym momencie potrzeba? Był już czas na nagranie reklamówek, był czas na rozdanie autografów, był czas na zakupy i te wszystkie inne bzdety, które mogą odciągać uwagę od głównego celu. Teraz czas na zaszycie się w takim miejscu:
In the middle of nowhere. Dokładnie pośrodku niczego. Wszystkie możliwe luksusy, wszystkie możliwe zabiegi relaksacyjne w jednym miejscu, ale nic poza tym. W przypadku sukcesu wszyscy będziemy kiwać głowami – znakomite posunięcie, nasi piłkarze nie potrzebowali adrenaliny i atmosfery wielkiego turnieju, ale spokoju, ciszy i wyluzowania w bajecznej scenerii. W przypadku klęski jednak to, co dziś postrzegamy za plus, może nagle stać się orężem dla krytyków – trzeba było wziąć coś sprawdzonego, trzeba było wziąć obiekt z większą liczbą boisk, trzeba było dać reprezentantom poczuć, że reprezentują naród, że liczą na nich tysiące osób, które walą tłumnie na każdy ich trening, na każdą ich konferencję prasową.
Inna sprawa, że po tym, jak prezentuje się ta drużyna i każdy z jej członków osobno, po tym jak Adam Nawałka konsekwentnie realizuje swoją wizję, jak cały team pracuje nie tylko w dni meczowe, ale przez cały sezon… Chyba nie powinniśmy zastanawiać się, co stanie się “w przypadku klęski”. Pompowanie balonika, tak, ale w przeciwieństwie choćby do poprzedniego Euro – tym razem wydaje się uzasadnione.