Tak się akurat złożyło, że w tym sezonie po meczu na stadionie Cracovii robotę stracił już jeden trener Lecha. I tak się składa, że w tym samym miejscu topór może zlecieć na głowę kolejnego. Jeżeli “Kolejorz” dziś przegra, straci nawet matematyczne szanse na puchary. W takim wariancie gości pogrąży każdy wynik równoległego meczu Pogoni z Zagłębiem. W przypadku zwycięstwa podopiecznych Czesława Michniewicza, to oni uciekną lechitom na bezpieczny dystans. A przy każdym innym rozstrzygnięciu poznaniacy nie będą w stanie dogonić lubinian.
Z kolei w przypadku zwycięstwa Zagłębia, podopiecznych Jana Urbana z gry o puchary wyeliminuje nawet remis. Innymi słowy, stosunkowo łatwo sobie wyobrazić, że to właśnie dziś, na stadionie Cracovii, dręczeni kontuzjami przyjezdni postawią kropkę nad “i” dokumentnie spieprzonego sezonu. A jeśli miałoby się to stać właśnie w Krakowie, to najlepiej w podobnym stylu, jak jesienią. Bo najlepszym podsumowaniem ostatnich dwunastu miesięcy w wykonaniu “Kolejorza” byłby właśnie spektakularny łomot.
***
Mówi się – jesteś taki dobry, jak twój ostatni mecz. Przypominamy więc, za jak dobrego może obecnie uchodzić Maciej Skorża, w pięciu krótkich punktach:
– 39. sekunda październikowego meczu Cracovii z Lechem. Z lewego skrzydła do środka pola zbiega Kapustka, którego rozpaczliwie goni Kędziora. Obrońca “Kolejorza” najpierw przegrywa pojedynek biegowy, a później nie wytrzymuje starcia ramię w ramię z najchudszym piłkarzem całej ligi. Młody pomocnik Cracovii ze swoją charakterystyczną bezczelnością spojrzał tylko na Gostomskiego i uderzył nie do obrony.
– 237. sekunda meczu, szybka akcja w trójkącie Dąbrowski-Jendrisek-Rakels, którą wykańcza właśnie Łotysz. Nie upłynęły jeszcze trzy minuty meczu, a “Kolejorz” już gramolił się na deskach i marzył o końcowym gwizdku.
– 39. minuta gry. Cracovia ma pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i raz po raz atakuje. Bezradność Lecha najlepiej obrazuje interwencja Gostomskiego, który w niegroźnej sytuacji w głupi sposób wykosił Rakelsa. A jedenastkę na gola numer trzy zamienił Mateusz Cetnarski.
– 63. minuta gry. Od siedmiu minut na tablicy widnieje wynik 3:1, bo bramkę zdobył Hamalainen. Te kilka chwili nadziei kończy jednak para Cetnarski-Jendrisek. Pierwszy zagrywa, drugi z zimną krwią wykańcza. 4:1, chociaż oddajmy też, że pewien udział przy golu miał też sędzia-asystent.
– 74. minuta gry. Marcin Budziński kapitalnym podaniem znajduje Jakuba Wójcickiego, który strzela piątego gola dla “Pasów”. Lech Poznań jest całkowicie zmasakrowany, czego specjalnie nie zmienia nawet kolejny gol Hamalainena, który pada kilka chwil później. Przy Kałuży widzowie przecierają oczy ze zdumienia. Dawno tutaj nie oglądano porównywalnej rzezi mistrza Polski.
***
Powtórka z rozrywki czy jednak srogi rewanż? Cokolwiek się wydarzy, dobrze by było ponownie obejrzeć siedem goli.
Fot. FotoPyK