Lech Poznań może być wykluczony z rozgrywek Pucharu Polski w sezonie 2016/2017. Nie twierdzę, że tak się na pewno stanie, ale informuję, że w poniedziałek późnym wieczorem w kuluarowych rozmowach ta wersja obowiązywała. Być może z czasem najważniejsi ludzie w polskiej piłce złagodnieją, może emocje opadną, ale… nie sądzę.
To że kibice przegrali Lechowi finał – to jest dla mnie oczywiste. To że dodatkowo okradli klub na wielką sumę (za moment rekordowa kara finansowa) – pewne jak w banku. To że być może być może przegrali mu także kolejną edycję Pucharu Polski – bardzo prawdopodobne.
Oni oczywiście mogą sobie bajdurzyć, że jako jedyni stają na wysokości zadania, ale prawda jest zupełnie inna. I gdyby tylko właściciele Lecha mieli pomysł, jak się ich pozbyć raz na zawsze, bez towarzyszącej tego typu zabiegom kilkuletniej jatki, to pozbyliby się bez mrugnięcia okiem. A że pomysłu nie mają, to tkwią w tym nieprzyjemnym uścisku i jeszcze muszą udawać zadowolonych, bo kibice to obecnie grupa bardziej sfochowana niż plastikowe cizie w najdroższej dyskotece. Żądają ciągłych umizgów, stałej adoracji. „Podziwiaj mnie, dziękuj mi, patrz na mnie, bądź mi wdzięczny, ty chuju jebany”.
Lech nie grał wczoraj dobrze, Legia zresztą też nie, walki było mnóstwo, jakości bardzo mało. Moim zdaniem poznaniacy może i zdołaliby wyrównać, gdyby pozwolono im grać w piłkę. Ale kibice nie pozwolili – przez rzucane co chwilę race mecz stał się rwany, gra w piłkę w zasadzie się skończyła. Pierwszy raz w życiu widziałem fanów „Kolejorza”, którzy robią wszystko co w ich mocy, by Legia sięgnęła po Puchar Polski. W tym sensie mogą czuć się zwycięzcami finału – cel osiągnęli, gratuluję. Mogą ubrać się na biało i zaśpiewać: „Puchar jest nasz”.
* * *
„Nie bij w ten autokar, pało jebana” – powiedział Łukasz Trałka w niedzielę i jakoś się na niego nie oburzyłem. Zgaduję, że nie chodziło mu o to, że ktoś mógłby autokar uszkodzić, nie chodziło mu też o drażniący dźwięk. Po prostu rozumiem człowieka, który jest zmęczony ciągłymi niezdrowymi żądaniami, toksyczną presją wywieraną przez dziwnych typków, wrzaskami jakichś hord. Jest zmęczony ludźmi, którym „coś się wydaje”. Kiedy autokar Realu Madryt przeciska się między kibicami, zapewne też czasami ktoś w niego puknie, może nawet jest to pukanie bezustanne. Ale tam ludzie przed finałem przychodzą, aby pokazać piłkarzom: wierzymy w was, dacie radę. A u nas – żeby piłkarzy naprostować, przypomnieć im, co jest ważne, uzmysłowić „piłkarzykom” o co grają, bo przecież nie wiedzą (skąd mieliby wiedzieć – tylko Zdzisiek z trzeciej klasy zawodówki wie). I to jest zasadnicza różnica. Taka jak między „proszę, daj koszulkę” a „dawaj koszulkę, nie jesteś jej godny”.
Trałka burknął pod nosem, burknięcie poszło w świat. Teraz będzie musiał się mizdrzyć do kibiców, bo ci – no właśnie – sfochowani jak plastikowe cizie. „Szanuj nas, chuju jebany”. Sami nie szanują nikogo.
Różnica między Trałką a kibicami jest taka, że on dla Lecha coś wygrał (mistrzostwo Polski), a oni przegrali (Puchar Polski w tym roku, a pewnie i w przyszłym). On jest tym, który miał udział w wielkim triumfie, oni są szkodnikami. Roszczeniowymi, zakochanymi w sobie do szaleństwa, ale ciągle szkodnikami. Zaraz napiszą poniżej mnóstwo komentarzy, że bez nich nie byłoby klubu, że to dla nich się gra, że oni płacą Trałce pensje… Bla, bla, bla. Zacznijcie od zapłacenia kary, która nadchodzi.
Po końcowym gwizdku – jakże inaczej – piłkarze Lecha zostali przez swoich kibiców wygwizdani, w końcu poprzednie rundy Pucharu Polski wygrały się same. Moim zdaniem jeśli ktoś w tym towarzystwie powinien gwizdać – to piłkarze na kibiców.
* * *
Śmieszna jest walka o legalizację rac. Rok temu kibice Lecha zaprezentowali oprawę ze słowem „depenalizować”, a teraz na oczach prezydenta, premiera i licznych posłów pokazali, że depenalizować nie wolno, tak jak nie wolno dawać dziecku karabinu, a małpie brzytwy.
Gratulowałem już kibicom Lecha przegrania dwóch Pucharów Polski, to pogratuluję im jeszcze przegrania meczu, w którym sami aktywnie brali udział – meczu o zmiany w prawie. Ale to dobrze, że raz na jakiś czas ktoś tak spektakularnie przypomina, iż race są bezpieczne tylko do momentu, gdy trafiają w ręce głupków. A ponieważ głupków jest wielu, to bezpieczne nie są. Hmm, w rękach osób rozsądnych to bezpieczne jest wszystko, nawet noże, ale jednak tworząc prawo zakładamy, że nie każdy jest rozsądny.
* * *
Race jako świecidełka są oczywiście bardzo ładne, z tym ani razu nie polemizowałem. Natomiast nigdy nie zrozumiem, co jest ładnego w dymie? Efekt jak z palonej opony na działce pod miastem. Jak sąsiad pali oponę i w górę unosi się śmierdzący dym, to nie wołamy do niego: „Hej, kolego, ale to piękne”. Pytamy raczej: „Człowieku, czy cię posrało?”.
Mówiąc krótko – świece dymne są równie efektowne jak psia kupa.
* * *
Wielkie brawa należą się Arkadiuszowi Malarzowi, który nie wykorzystał rac jako pretekstu do zakończenia meczu. Dzięki temu ten dzień nie został zepsuty tak do końca, widzieliśmy efektowną dekorację zwycięzców. Mam nadzieję, że mecz oglądał w telewizji Bartłomiej Drągowski i zrozumiał, jak na boisku zachowują się mężczyźni.
Dzięki Malarzowi Legia odebrała Puchar Polski z rąk prezydenta, a nie z rąk członków Wydziału Dyscypliny.
* * *
Czy w Lechu Poznań nie ma nikogo, kto powiedziałby Dawidowi Kownackiemu, że noszenie czapeczki z napisem „Kownacki” jest nie tylko wieśniackie, ale dodatkowo szkodliwe? Naprawdę nikt mu nie wytłumaczył, że chłopak szkodzi własnemu wizerunkowi? Że równie dobrze mógłby napisać tam „odbiła mi sodówka, kierujcie do mnie wszelkie pretensje po nieudanych meczach, niewykluczone, że nie chce mi się grać, liczy się hajs i sława”?
Nie twierdzę, że taki napis byłby prawdziwy – twierdzę, że mnóstwo osób tak właśnie odczytuje umieszczenie własnego nazwiska na czapeczce. Jeszcze inni nie dorabiają teorii i uważają, że Kownacki to po prostu głupek.
Ale czy jest ktoś, kto twierdzi: „Wow, jaka fajna czapeczka”? Jeszcze takiej nie spotkałem.
KRZYSZTOF STANOWSKI
Fot. FotoPyK