Reklama

Jeśli Rybus nie odejdzie, to w Groznym przyjmą go z pocałowaniem ręki

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2016, 08:09 • 9 min czytania 0 komentarzy

Polak wyrósł na największą gwiazdę drużyny, ale latem klub z Groznego będzie musiał szukać jego następcy. Polakowi kończy się kontrakt i nie zamierza go przedłużać. – Rybus kategorycznie wykluczył możliwość podpisania z nami nowej umowy. Chce grać w Europie – przyznał niedawno dyrektor sportowy Tereka, Ahmed Ajdamirow. – Ustaliliśmy jednak, że jeśli jednak nie znajdzie sobie tam klubu, to wtedy wrócimy do rozmów. Dziękujemy mu za dotychczasową grę i mamy nadzieję, że będzie szczęśliwy, gdziekolwiek przyjdzie mu grać. Czy w Interze, czy w innym klubie. Oczywiście najbardziej ucieszyłoby nas, gdyby tu został. To jest jego miejsce – czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.

Jeśli Rybus nie odejdzie, to w Groznym przyjmą go z pocałowaniem ręki

FAKT

W prasie dziś – jak co poniedziałek zresztą – obserwujemy oblężenie sprawozdań meczowych, dlatego ciężko coś wyłuskać. W „Fakcie” wypowiada się Czesław Michniewicz: puchary to dla niego pocałunek śmierci.

Portowcy po meczu śpiewali radośnie w szatni, ciesząc się ze zwycięstwa. Mniej więcej w tym samym czasie trener Czesław Michniewicz (46 l.) tonował nastroje, jako gość programu Liga+. – Gramy o jak najwyższe miejsce, ale awans do rozgrywek o europejskie puchary będzie dla nas pocałunkiem śmierci. Nie jesteśmy przecież gotowi – wypalił. Przestroga szkoleniowca nie jest bezpodstawna. Po zwycięstwie nad Lechem Pogoń zajmuje trzecie miejsce, a jeśli Legia wygra z Kolejorzem w finale o Puchar Polski, również czwarta pozycja będzie gwarantowała występ w eliminacjach Ligi Europy.

1

Reklama

Piast nie odpuszcza jeszcze walki o tytuł.

Goście z Gdańska wyglądali na załamanych, a w dodatku stracili jeszcze dwa gole. – Jeśli będziemy mieli szansę dogonić Legię, to zrobimy wszystko, aby spróbować tego dokonać – przyznał po meczu Latal. Goście nie mogli pogodzić się z tak wysoką porażką. – Sami jesteśmy sobie winni, bo sprezentowaliśmy Piastowi dwie braki, a w dodatku nie wykorzystaliśmy rzutu karnego. Wynik z pewnością nie oddaje przebiegu spotkania, nie zasłużyliśmy na taką porażkę. Na szczęście ona nie przekreśla naszych szans na awans do europejskich pucharów – stwierdził z kolei pomocnik Lechii Michał Chrapek (24 l.).

2

Śląsk idzie jak burza.

– Różnica między nami a Śląskiem była jak pomiędzy Koheim Kato a Ryotą Morioką. Z naszej strony mnóstwo ambicji i zaangażowania, a ze strony Śląska wysokie umiejętności – przyznał trener gospodarzy Robert Podoliński. Po raz kolejny to Morioka i Bence Mervo (21 l.) byli architektami zwycięstwa Śląska. Obaj strzelili po golu i sprawiali mnóstwo problemów rywalom. – Potrzebowaliśmy tak skutecznego piłkarza jak Mervo. Piłkarze, którzy przyszli do nas zimą, prezentują się bardzo dobrze. Nie trzeba było dużo czasu, by zawodnicy zgrali się z zespołem i fajnie się wkomponowali. Gramy jakbyśmy się znali przez kilka lat – podkreśla pomocnik zespołu z Wrocławia Tomasz Hołota (25 l.).

GAZETA WYBORCZA

Reklama

Diego Simeone i Pep Guardiola to bohaterowie sprzeczni logicznie.

Guardiola, uczeń Johana Cruijffa, ustawiany z numerem 4 przed parą stoperów, był w istocie rozgrywającym. Słaby fizycznie, bez warunków do walki wręcz, nie mógł bazować na sile mięśni, ale szarych komórek. Inteligentny, subtelny, o niebanalnej technice i wizji gry. Zmarły niedawno Cruijff mówił, że Pep telepatycznie odbiera na boisku fluidy, które wysyła mu z ławki. Sami siebie uznawali za futbolowego ojca i syna. Niech nikogo nie zwiodą pozory. Guardiola czerpie z argentyńskiej myśli pełnymi garściami. Gdy postanowił zostać trenerem, poleciał do Argentyny, gdzie spędził kilkanaście godzin na rozmowie z Marcelo Bielsą. I jako trener uważa się za jego ucznia. Bielsa to największy współczesny guru wśród trenerów. Człowiek tak charyzmatyczny, że polaryzuje wszystkich wokół siebie. Uwielbiają go i uznają za szarlatana. Simeone grał u niego w kadrze na mundialu w Azji w 2002 r., ale w Atletico wykorzystuje raczej wzorce zaczerpnięte od Carlosa Bilardo, który doprowadził Argentynę do złota mundialu w Meksyku. Gra ma być prosta, bezpośrednia, przesycona pragmatyzmem, i prowadzić najkrótszą drogą do zwycięstw. Guardiola tworzy futbol wykwintny, taka jest tradycja w Barcelonie, gdzie wyrósł. Cruijff mawiał, że grać ładnie bez zwycięstw nie ma sensu, ale tak samo pozbawione wartości są zwycięstwa odarte z filozofii i piękna. To jasne, że Pep, syn robotnika z katalońskiej miejscowości Santpedor, nie może mieć innej ksywki niż “Filozof”. Tak nazywał go Zlatan Ibrahimović, gdy w obecności tłumu dziennikarzy poprzysiągł zemstę za swoje krzywdy w Barcelonie. Tak naprawdę Szwed był wielką pomyłką Guardioli.

4

Dalej mamy świetną i szczerą rozmowę z Mateuszem Centarskim, który opowiada jak lekarze… walczyli o jego życie.

Twoja kariera dołowała, ale prawdziwa tragedia nastąpiła w 2014 r. – zdiagnozowano u ciebie sepsę. Od powrotu do gry nie opowiedziałeś do końca o chorobie. Nie chcesz o tym rozmawiać?

– Nie chcę się żalić, jak to było i co się działo. Nie jestem typem gościa, który po wyjściu ze szpitala zrobi konferencję prasową, a potem na Twitterze i Facebooku wszystko ze szczegółami opisze. Skupiałem się na tym, żeby wrócić do sportu. Po długiej przerwie, gdy mój organizm zebrał ogromne ciosy, to praca była dla mnie najważniejsza. Każdy kolejny trening i mecz były spełnieniem moich marzeń. A w trakcie tych dwóch tygodni w szpitalu w każdej chwili mogłem przestać grać w piłkę.

Co działo się w twojej głowie?

Z godziny na godzinę, z dnia na dzień wszystko się zmieniało. Pierwsze cztery dni byłem w stanie krytycznym – lekarze walczyli o moje życie. Nie do końca przyjmowałem informację, które mi przekazywano, nie chciałem w to uwierzyć. Byłem półprzytomny, przyjmowałem ostre leki. Wszystko było absurdalne, zdrowy facet, który gra i biega na boisku w kilka godzin może stracić wszystko. Myślałem: „kurwa, co ty ze sobą zrobisz?” Szukałem rozwiązań, co robić dalej? Po kilku dniach lekarze mówili, że raz w miesiącu będę musiał przyjeżdżać na dializy, bo wysiądą mi nerki. Potem zmiana – bakteria mogła przejść z nerek na serce. Każde kolejne badanie stawiało mnie w innym miejscu. Potem najważniejsze badanie – echo serca. Na dużej dawce morfiny przyjechałem do pani doktor. Gdyby okazało się, że serce zostało zainfekowane to koniec kariery, dializy do końca życia. Kardiolog po kilkunastu minutach wyciągnęła do mnie pięść zaciśniętą w „żółwika”. Resztkami sił przybiłem. „Wszystko ok, wracaj odpoczywać” – powiedziała. To mi dało powera do walki. Badania z dnia na dzień były jeszcze lepsze. Gdy przyjeżdżał do mnie nasz były masażysta, Łukasz Barcik, prosiłem, żeby masował moje mięśnie, nie chciałem się zastać. Wpadał po zajęciach Cracovii, za darmo, strasznie jestem mu za to wdzięczny.

3

Jak Czerczesow zmienił rolę Nikolicia?

Sprowadzony latem na Łazienkowską napastnik szybko wybił się ponad innych snajperów w lidze. Jesienią gole strzelał seryjnie – do bramki rywali trafiał średnio co 81 minut. Wiosną już tak skuteczny nie jest – trafia średnio co 193 minuty. Wielu zarzuca mu słabszą formę, ale to w dużym stopniu “zasługa” trenera Stanisława Czerczesowa i nowej taktyki Legii. – Nudzą mnie już wasze pytania o to, że nie strzelam goli. W ekstraklasie mam ich 25. Cały Lech strzelił ledwie 12 więcej niż ja. Powtórzę: lubię zdobywać bramki, ale zdecydowanie ważniejsze jest, by drużyna wygrywała – mówił Nemanja Nikolić przed niedawnym meczem z Lechem. Wtedy bramki też nie zdobył, na gola czekał dłużej, bo przez 406 minut, aż do ostatniej kolejki i piątkowego meczu z Cracovią.(…) Efektywność Nikolicia spada, ale nie do końca wynika ona z jego obniżki formy. Wiosną wicemistrzowie Polski prezentują inny styl niż jesienią. Za sprawą wysokiego pressingu Legia wyraźnie przeniosła ciężar gry ze strefy środkowej pod bramkę przeciwnika. Skrzydłowi, według nowego pomysłu wdrożonego na dobre zimą przez Czerczesowa, częściej schodzą bliżej napastników i zostawiają na bokach miejsce wysoko ustawionym obrońcom.

SUPER EXPRESS

5

W „Superaku” kilka relacji meczowych i rozmówka z „Lewym”.

W kwietniu w ciągu 21 dni rozegrał pan aż siedem spotkań, a kolejne dwa przed panem. Kibice i dziennikarze niepokoją się, czy taka dawka nie wyjdzie bokiem podczas finałów Euro…

Docierają do mnie takie głosy, ale przestańmy o tym gadać, bo to są głupoty i bezpodstawne obawy. Jak piłkarz gra za mało, to źle, a jak niby za dużo, to też źle. Nie ma za dużo! Co rok rozgrywam tyle meczów. To jest normalne.

(…)– Na wyciągnięcie ręki jest kolejne mistrzostwo Niemiec z Bayernem, korona króla strzelców, ale także… Mirosłav Klose. On strzelił 121 bramek w Bundeslidze, a pan – 118. Dogoni go pan w tym sezonie?

– O, nawet nie znałem tych liczb. Na tym się nie będę skupiać, ważniejsze jest to, żeby przejść Atletico i zagrać w finale Ligi Mistrzów. Chciałbym strzelić w tych meczach jakieś bramki. Może w Bundeslidze też coś dorzucę.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka:

6

Wielka forma Macieja Rybusa. Polak ma już na koncie osiem bramek.

Jeśli jednak Terek nawet awansuje do pucharów, to Rybus w nich nie zagra. Polak wyrósł na największą gwiazdę drużyny, ale latem klub z Groznego będzie musiał szukać jego następcy. Polakowi kończy się kontrakt i nie zamierza go przedłużać. – Rybus kategorycznie wykluczył możliwość podpisania z nami nowej umowy. Chce grać w Europie – przyznał niedawno dyrektor sportowy Tereka, Ahmed Ajdamirow. – Ustaliliśmy jednak, że jeśli jednak nie znajdzie sobie tam klubu, to wtedy wrócimy do rozmów. Dziękujemy mu za dotychczasową grę i mamy nadzieję, że będzie szczęśliwy, gdziekolwiek przyjdzie mu grać. Czy w Interze, czy w innym klubie. Oczywiście najbardziej ucieszyłoby nas, gdyby tu został. To jest jego miejsce – dodał Ajdamirow. Interu Mediolan nie wspomniał przez przypadek. Włoskie media pisały, że słynny klub z Mediolanu interesuje się naszym piłkarzem.

7

Mateusz Mak po meczu z Lechią:

Podium macie niemal pewne, a wciąż walczycie o tytuł.

Najważniejsze, że ciągle liczymy się w walce o mistrzostwo. Mamy cztery mecze do końca i nie pozostaje nam nic innego, jak gonić Legię. Przewaga nad trzecim zespołem jest duża, ale wolę nie kalkulować bo to może nas zgubić. Wraca Piast z jesieni i w tym momencie to jest najważniejsze. Myślę, że słaby początek tego roku wynikał z tego, że właśnie siła i moc miała przyjść na decydujące spotkania. I przyszła!

8

Pięć rzeczy, które wiemy po kolejce Premier League:

1. Manchester City straszy Real

2. Fabregas wskoczył na podium

3. Sroki jeszcze mają nadzieję

4. Long strzela i… przeprasza

5. Istnieje życie bez Vardy’ego

Roma podejmie dziś Napoli, a to arcyważny mecz dla obu ekip.

Stawką dzisiejszego spotkania będzie kilkadziesiąt milionów euro. Drugie miejsce w Serie A gwarantuje bowiem miejsce w Lidze Mistrzów, a trzecie tylko start w eliminacjach rozgrywek. A, jak uczy historia, włoskim klubom niełatwo przez nie przebrnąć. W ostatnich sześciu latach tylko Milan w 2013 roku przeszedł przez kwalifikacje Ligi Mistrzów. Jeśli Wojciech Szczęsny i jego koledzy chcą wywalczyć awans do rozgrywek, muszą dziś wygrać. Remis postawi ich w trudnej sytuacji, a porażka w praktyce pozbawi szans występu w Champions League. Fani Romy mają jednak pewne powody do optymizmu, bo ich drużyna zwyciężyła w czterech poprzednich starciach z Napoli u siebie.

9

Przemysław Rudzki na przykładzie rozmowy Czerczesowa z Żelisławem Żyżyńskim zastanawia się: dlaczego zagraniczni trenerzy w Polsce nie uczą się naszego języka?

Jestem przekonany, że gdyby Czerczesow przyjął ofertę z Hiszpanii czy Anglii, której oczywiście nigdy nie będzie, jego buta nie byłaby tak wielka. Może Rosjaninowi wydaje się dzisiaj, że skoro przyjechał nad Wisłę, to będzie tutaj wszystkich rozstawiał po kątach, już jeden taki u nas był, kazał nam wychodzić z drewnianych chatek, pohukiwał, tresował jednych dziennikarzy, ale też wychował sobie grono innych – klęczących przed nim pismaków, sapał, dyszał, wstawał od stołu podczas wywiadów, a kiedy awansował do mistrzostw Europy, odleciał w kosmos już nie dało się go stamtąd sprowadzić na ziemię. Dziennikarski kościół wciąż bił mu pokłony, ale on był zbyt wysoko, by to dostrzec. Nazywał się Leo Beenhakker i zgubiła go pycha oparta na tym, że trenował Real Madryt, więc punkt zaczepienia miał lepszy niż pan Stasio z Legii. Języka polskiego Beenhakker nauczył się w takim samym stopniu, w jakim stworzył program szkolenia młodzieży. Zero w skali od 1 do 10.

Najnowsze

Hiszpania

Mistrz świata z Kataru na zakręcie. Zawieszony trenował z piątoligowcem

Patryk Stec
0
Mistrz świata z Kataru na zakręcie. Zawieszony trenował z piątoligowcem

Komentarze

0 komentarzy

Loading...