Mocarstwowe ambicje mieli od lat. Udało się je zrealizować w Anglii, ale w pucharach City było synonimem drużyny, która na papierze wygląda jak zgraja kozaków, a potem robi za boiskowych frajerów. Owszem, przeszkadzały słabe rozstawienia, pech w losowaniu, ale jednak nie mogły to być wymówki dla klubu, który ma budżet bez dna. Teraz jednak dobrnęli, gdzie chcieli. Są w półfinale Champions League, w ścisłej, europejskiej czołówce. Gdzieś daleko jakiś bogaty szejk między kąpielą w płynnym złocie a kupowaniem wysp na Pacyfiku odkorkuje bezalkoholowego szampana.
City awansowało w pełni zasłużenie, zagrało bardzo dojrzały mecz. Niech obraz heatmapa przemówi za tysiąc słów: zobaczcie jak gospodarze trzymali PSG za łeb w pierwszej połowie.
Trawa w polu karnym Harta w zasadzie jak świeżo zasadzona. My dzisiaj niemal równie często gościliśmy w szesnastce Man City co PSG w pierwszych trzech kwadransach. Jeden piękny rzut wolny Zlatana i na tym koniec. A wszystko przy posiadaniu piłki momentami sięgającym siedemdziesięciu procent – dewaluacji klepania piłką ciąg dalsze. Ostatnie lata ta wyjątkowo długi pogrzeb tej taktyki.
City w zasadzie powinno zabić ten mecz już w pierwszej połowie, Aguero jednak spartaczył jedenastkę. Strzelił lekko i gdzieś obok słupka – raczej zamach na fotoreporterów, niż strzał z karnego. W zasadzie znając złośliwość futbolowych bogów, takie wtopy powinny się mścić, ale City było za dobre, trzymało gardę zbyt szczelnie, a co przeszło, to pewnie łapał Hart. Tak, PSG miało swoje okazje po zmianie stron, śmierdziało czasem bramką – kolejny rzut wolny Zlatana, strzał Thiago Silvy, rajd w końcówce – ale śmierdziało tylko do momentu, aż pokazał się Hart. Był dzisiaj jak ściana, wyjątkowo dynamiczna i pewna siebie ściana. To jest prawdziwy piłkarz meczu, bo choć przesadą byłoby powiedzieć, że wybronił kolegom dzisiejszy awans, to jednak takim spokojem biło od niego nawet w najtrudniejszych sytuacjach, że każda jego interwencja jakby dodawała sił całej defensywie.
Gol De Bruyne, nóż w odsłonięte serce PSG, był dopiero pierwszym celnym strzałem sprytnie ustawionego Man City. The Citizens nie wyglądają na takich, których wszyscy będą się w półfinale bać, ale też nie ma tam drużyny, której nie mogliby zaskoczyć. Co najważniejsze, można postawić taką tezę wreszcie nie w oparciu o papier, ale o mądrą postawę z innym groźnym dla każdego klubem europejskiej czołówki.