Koniec brawurowej przygody Eboue z Sunderlandem

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2016, 12:27 • 3 min czytania

Od maja 2015 roku, kiedy wygasła umowa Eboue z Galatasaray, zawodnik nie potrafił znaleźć zatrudnienia. Miał dużo czasu na to by poszukiwać nowego pracodawcy, utrzymywać formę indywidualnymi treningami i zająć się tymi wszystkimi sprawami, na które nie pozwala wyczynowe uprawianie tego sportu. Iworyjczyka nawał obowiązków przygniótł jednak do tego stopnia, że w ramowym planie dnia nie dał rady upchnąć nawet dwóch minut na to, by siąść przy laptopie i przelać swojemu agentowi dolę za reprezentowanie jego interesów. Obrońca zapłaci jednak za to wysoką cenę – FIFA postanowiła się nie patyczkować i zawiesiła go na rok bez gry.

Koniec brawurowej przygody Eboue z Sunderlandem
Reklama

Pod kątem formy piłkarskiej Eboue od zawsze kojarzył się z niebywałą solidnością. Ponad 130 meczów w Arsenalu, prawie 80 w Galatasaray, do tego regularna gra w kadrze – trudno o zawodnika, który tak rzadko lądowałby w gabinecie lekarskim, a przy tym nie prezentował większych wahań formy. Kiedy więc w marcu wracał na Wyspy, w Sunderlandzie mogli oczekiwać, że zawodnik okaże się pomocny w walce o utrzymanie. Krótkoterminowy kontrakt z klubem Eboue podpisał na początku marca, ale mimo tego nie zdążył jeszcze zadebiutować. Co więcej – wygląda na to, że wybiec na Stadium of Light nie będzie dane mu już nigdy.

Najpierw w Sunderlandzie słusznie uznali, że skoro chłop od maja nie miał okazji by pobiegać 90 minut w ramach starcia o punkty, to – chcąc nie chcąc – musi być trochę zardzewiały. Powoli więc wprowadzano go w rytm treningowy, raz zagrał dla drużyny do lat 21, z wysokości trybun obejrzał swoich kolegów z pierwszej ekipy w kolejce ligowej. Gdy wydawało się, że już za chwilę, za moment wróci do gry i pomoże wydostać się ze strefy spadkowej… bach! FIFA zawiesiła go na rok, a Sunderland prawdopodobnie grzecznie podziękuje za oferowane usługi. Mamy słuszne podejrzenie, że w klubie nie wszyscy dobrze zdążyli go jeszcze poznać, a jego brak nie rzuci się przesadnie w oczy.

Reklama

Głupota Iworyjczyka jest o tyle większa, że pierwsze ostrzeżenie od Komitetu Dyscyplinarnego FIFA otrzymał już we wrześniu 2014 roku. Już wtedy zalegał swojemu menedżerowi z płatnościami, więc najpierw otrzymał żółtą kartkę i nakaz zapłacenia grzywny w wysokości 30 tysięcy franków szwajcarskich. Teraz, gdy agent upomniał się po raz drugi, Eboue nie otrzymał taryfy ulgowej – jego banicja potrwa dokładnie rok, a jedyną szansą na jej anulowanie jest uregulowanie długu, co, biorąc pod uwagę jego dotychczasowy zapał, wcale może nie należeć do najprostszych zadań. W wieku 32 lat, gdy jeszcze mógł dorobić sobie w poważnej piłce przed emeryturą łapiąc w miarę przyzwoity kontrakt, wykazał się totalną głupotą. Wątpimy też żeby rozbijało się o jakieś wielkie sumy – Sebastien Boisseau to żaden Jorge Mendes, który kosi milionowe prowizje, a swoich ludzi, nawet gdy ci piłkarsko odstają, lokuje w najpoważniejszych klubach. Z Arsenalu do Galatasaray, z Galatasaray do Sunderlandu. Umówmy się, żaden to wyczyn tak poprowadzić interesy skoro ma się w opiece gościa z tak konkretnym CV.

Nie są to więc łatwe tygodnie dla osób związanych z klubem z północy Anglii. Miejsce w strefie spadkowej, realne perspektywy na relegację do Championship, a do tego problemy natury wychowawczej. Najpierw sprawa z molestującym nieletnie Adamem Jonhsonem, a teraz kłopoty z, wydawałoby się, poważnym już 32-latkiem. Klub prawdopodobnie lada chwila zareaguje na sprawę umowę z Eboue wrzucając do niszczarki i wymeldowując zawodnika. Przygodę Emmanuela z Sunderlandem można zatem zamknąć w jednym gifie:

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama