Właściwie każda personalna decyzja Adama Nawałki od dobrych kilkunastu miesięcy jest trafna. Ktokolwiek wybiega na murawę w biało-czerwonej koszulce – zazwyczaj wstydu nie przynosi. Było kilka powołań kontrowersyjnych, było kilka powołań – zdaje się – nie do obrony. A jednak. Koniec końców, po gwizdku sędziego, na konferencji prasowej triumfował właśnie Nawałka. Gdy ściągał z Chin Mączyńskiego, gdy wyciągał z kapelusza Milę, gdy stawiał na Peszkę – zawsze siadaliśmy w fotelach z podwyższonym ciśnieniem i duszą na ramieniu. Ale jego wybory się broniły.
Teraz, we wczorajszym meczu z Finlandią, otrzymaliśmy ostatnie, finalne potwierdzenie. Filip Starzyński, Paweł Wszołek, Bartosz Salamon. Znów powołania… Może nie jakieś kompletnie oderwane od rzeczywistości, ale jednak dość nieoczywiste. No bo przecież wśród ligowców poziom Starzyńskiego spokojnie osiągać mogą też Rafał Murawski czy Mateusz Centarski, rodzynków z Włoch z kolei dotychczas jakoś pomijaliśmy, jakby niepowodzenia z ostatnich lat przekreślały ich już na zawsze.
Adam Nawałka nie bał się na nich postawić, a wszyscy trzej goście od razu odwdzięczyli się bardzo dobrą, a może nawet znakomitą grą. Takie zagrania jak prostopadła piłka Starzyńskiego, jak to długie podanie Salamona – to są dowody na wysokie ogarnięcie piłkarskie, a użycie takich zagrań w meczu kadry, nawet przeciw takim łodygom jak Finowie – potwierdza gotowość do gry na wyższym poziomie.
Jasne, nikt nie chce ze Starzyńskiego robić etatowego playmakera, który zagra trzy pełne mecze na Euro, chodzi bardziej o samą jakość, jaką dają drużynie nawet jej zawodnicy z numerami 20-28, czyli “balansujący na granicy powołania”. Taki wysoki numer mogli mieć przecież i Sebastian Mila grając z Niemcami, i – wydawało się – Sławomir Peszko, gdy ukłuł Irlandczyków. Ba, przecież powołanie Kapustki też początkowo traktowano jako szansa na otrzaskanie się z atmosferą dla młodego, a on od razu dorzucił do tego solidną grę bez kompleksów wobec starszych kolegów.
Wczoraj sami chcieliśmy ogłosić – Adam Nawałka to Midas. Oficjalnie, potwierdzone info, czego się dotknie – zamienia w złoto. Powoła Miłosza Przybeckiego – i tenże Przybecki, który ostatnie celne dośrodkowanie wykonał w meczu klasy Deyna w juniorach Heliosa Czempiń, nagle zaliczy dwie asysty z Irlandią Północną. Potem jednak zaczęliśmy się zastanawiać – może kluczem nie jest to, że Adam Nawałka zamienia drewno w złoto jakimś czarodziejskim zaklęciem, może kluczem nie jest nagłe ofiarowanie boskich umiejętności powoływanym kasztanom, ale bystre oko?
Może Nawałka to nie Midas ze złotą ręką, ale poszukiwacz tego cennego kruszcu z doliny rzeki Klondike, który w talerzu piasku potrafi wyszukać tę błyszczącą grudkę? Zwróciliśmy bowiem uwagę na klucz, w jakim ci nowi dla kadry zawodnicy wpasowują się w jej kształt. Selekcjoner nie jest samobójcą i nie wrzuca ruchliwego jak Big Lebowski Starzyńskiego na karuzelę z silniejszym, grającym ostrym pressingiem rywalem. Zamiast tego wystawia go na takich przeciwników, którym łatwo wbić gwoździa jakimś nieszablonowym podaniem albo przerzutem. I odwrotnie – na mordobicie ze Szkotami na ich terenie Nawałka wysłał Łysego z Nowej Huty alias Kung-Fu Pazdana alias Pazdanatora.
Kapustka dostał szansę pokazania się na tle kelnerów, dzięki czemu pewnością siebie mógł błyszczeć także z Finlandią, a pewnie teraz nie zabraknie mu jaj także przeciw lepszym rywalom. Czy identycznie byłoby, gdyby zadebiutował kwadransem w meczu z Niemcami, którzy mogliby wybić mu piłkę z głowy na lata? Milik też przecież wybił się najmocniej w nowym dla naszej kadry ustawieniu 4-4-2, gdy dużo roboty wykonywał ściągający uwagę obrońców Lewandowski, a do kadry wchodził, gdy większość (część z nas również) zamiast w sparingu z pasterzami widziała go w starciu o punkty młodzieżówki. Nawałka miał jednak swój plan i dziś już nikt nie ma wątpliwości, kto miał rację. A i gesty wsparcia i demonstracje zaufania dla Błaszczykowskiego też nie mogły pozostać bez wpływu na jego grę.
Widać w tym prawidłowość – Nawałka nie wrzuca sobie do składu drewniaków, na których w trakcie meczu spływa błogosławieństwo i nagle wszystkie ich podania stają się celne. Nie, on dobiera zawodników pod zadania, nawet nie pod klasę rywala, nawet nie pod strategię gry, ale strategię rozwoju całej reprezentacji. Jeśli potrzebuje na rozegraniu zawodnika potrafiącego robić wślizgi i zaliczać przechwyty, to ogrywa sobie i wychowuje w ten sposób Mączyńskiego, jeśli potrzebuje szałaputa na skrzydle asekurowanego przez o wiele bardziej ułożonego Olkowskiego to nie waha się postawić na Peszkę. Dziś już widać, że Nawałka układa sobie plany B i C, czego efektem jest wprowadzanie właśnie w taki sposób Kapustki, Starzyńskiego czy Wszołka. Pewnie stały skład, 12-13 nazwisk, raczej się nie zmieni. Pewnie nie będzie rewolucji i wywracania składu po pierwszym meczu na Euro, nie będzie żonglerki i stałych roszad. Ale wszystko rozbija się o to czternaste nazwisko, trzeciego zmiennika, dżokera w talii, gościa, który nagle może stać się kluczowym zawodnikiem. Nawałka stale powiększa sobie możliwości manewrów, wyszukując i oczyszczając z piasku wszystko, co się świeci.
Kto wie, czy to właśnie nie taka przemyślana budowa w oparciu o długofalową strategię nie jest jego największym sukcesem.