Paweł Dawidowicz. Gdyby nie fakt, że ostatnio pojawił się na zgrupowaniu dorosłej reprezentacji, a dziś parę razy kopnął w U-21, pewnie byśmy o nim zapomnieli. Ten utalentowany chłopak utonął w czeluściach Benfiki, nikt specjalnie się tam o niego nie zabija, więc nieoczekiwanie sam postanowił o siebie zadbać. 20-latek udzielił pozornie niewinnego wywiadu portalowi Łączy nas Piłka, w którym jednak padło kilka dość kategorycznych zdań…
Bardzo chciałem teraz zostać wypożyczony. Były propozycje od fajnych klubów. Męczyłem swojego agenta, żeby codziennie dzwonił, pytał, rozmawiał. Jednak Benfica nie zamierzała nawet o tym słyszeć. To oznacza, że chyba ma wobec mnie jakieś plany. Daję sobie jeszcze te pół roku. I później albo dostanę szansę w pierwszym zespole, albo odchodzę. Klubem rządzi jeden człowiek. I co mu powiesz? Jak on zdecyduje, tak będzie. Były różne myśli, ale szybko przechodziły. Jakbym się buntował, to tylko pogorszyłbym sprawę. Mam jeszcze trzy lata kontraktu, pozostaje mi pracować dalej.
Niby “jakby się buntował, tylko pogorszyłby sprawę”, ale tym krótkim fragmentem kolega Dawidowicz właśnie de facto się zbuntował. W granicach – co prawda – dyplomacji iz kulturą, ale jednak. Do tego stopnia, że ta niewinna rozmówka trafiła na czołówki w całej Portugalii. Tamtejsza reprezentacja przygotowuje się do meczów sparingowych, tymczasem news numer jeden (!) na stronie dziennika „Record” to wypowiedzi byłego lechisty. W „A Boli” – innym popularnym dzienniku – to natomiast informacja numer dwa, zaraz po wywiadzie z gwiazdą Benfiki, Jonasem.
Dziennikarze piszący o tym klubie są mocno skonsternowani słowami Dawidowicza. Po pierwsze – bo akurat ten klub wyjątkowo ceni sobie dyskrecję, po drugie – oni zwyczajnie odebrali to jako szantaż. Nie jako zwykłą rozmówkę młodego ambitnego piłkarza, tylko jako postawienie sprawy jasno – albo dacie mi grać, albo się zawijam. Dawidowicz wymienia nawet przykłady zawodników – jak Victor Lindelof – którzy dostali szansę i utrzymali skład. Problem polega jednak na tym, że Szwed wskoczył z konieczności po kontuzjach konkurentów, a – na nieszczęście dla Dawidowicza – Benfica znajduje się na ostatniej prostej w walce o mistrzostwo (pierwsze miejsce z dwoma punktami przewagi nad Sportingiem) i dalej – przynajmniej teoretycznie – liczy się w walce o Lidze Mistrzów. Jednym słowem – trener Rui Vitoria ma więc znacznie większe zmartwienia niż frustracja zawodnika rezerw.
Dawidowicz mówi też w wywiadzie o piłkarzach, którzy co prawda nie wyskoczyli w Benfice poza rezerwy, ale wybili się do poważnej piłki. Wskazuje tu Bernardo Silvę, który po jednym występie w dorosłym zespole przeskoczył do Monaco. To rzeczywiście prawda – kolejne przykłady można znaleźć w Valencii – ale w tych przypadkach wytłumaczenie jest banalne. Akurat tych zawodników reprezentuje Jorge Mendes, który kontroluje cały portugalski rynek i masę innych potężnych klubów, a zawodników – często naprawdę przeciętnych – przerzuca pomiędzy nimi jak worki z pomidorami. Dorobek w pierwszej drużynie nie ma tu żadnego znaczenia.
Pawłowi nie pozostaje więc nic innego, jak tylko odbębnić swoje do końca sezonu w tej złotej klatce i latem poszukać szczęścia gdzie indziej. Na awans do pierwszej drużyny jednak byśmy nie liczyli. Chłopak – takie są przykre fakty – przez niemal dwa sezony nie usiadł nawet na ławce.