Co za meczycho zaserwowała nam na wieczór liga francuska! Stade Velodrome, Marsylia, duże nazwiska, a w tym towarzystwie Kamil Grosicki. Było to spotkanie, w którym absolutnie nie brakowało niczego. Od szaleńczego tempa, przez kapitalne gole aż po elementy żywcem zakoszone od Mariusza Pawełka. Skrzydłowy Rennes nie włożył dzisiaj niczego do siatki, ale za to popisał się asystą i to taką, której nie powstydziliby się najlepsi w tej robocie.
No to rzućmy okiem:
Midfielder Kamil Grosicki (@GrosickiKamil) from Rennes played 60 min & had an assist against Marseille #SRFC #OMSRFC pic.twitter.com/rYELBjhKC1
— Polish Football News (@Polish_Futbol) 18 marca 2016
Przyznacie, miły akcent. Mimo, że nie najważniejszy w przekroju całego meczu, nie zbawienny, to jednak z perspektywy polskiego kibica miły. Szkoda tylko, że właściwie jedyny taki ze strony „Grosika”. Można Polaka chwalić i oklaskiwać wymuskaną wrzutkę z wolniaka, ale trzeba uczciwie przyznać, że nie rozegrał wielkiego spotkania. Raczej nie zarwie żadnej nocy, by oglądać powtórki swoich akcji, ani nie będzie wspominał o nich wnukom. Momentami wykonywał pracę w obronie, cofał się, zbierał piłki, lecz w ofensywie nie oferował za dużo. Dośrodkowania płaskie i jakieś takie niemrawe (w dodatku nie znajdowały adresatów), bez typowych dla siebie rajdów, a podania najczęściej kierowane do najbliższego. Jego występ zakończył się jeszcze zanim na zegarze upłynęła godzina gry.
Warto jeszcze wspomnieć o samym meczu, bo był to spektakl z gatunku takich, przy których głowa chodzi z boku na bok, jak przy oglądaniu ping-ponga. Na początek goście sprzedali trzy szybkie gongi marsylczykom i wydawało się, że tego trupa nic już nie będzie w stanie podnieść. Po niespełna kwadransie było 3:0. Chwilę później Thauvin pięknie zawinął pod poprzeczkę, czym dał sygnał do ataku. Obrona Rennes momentami była tak koślawa, że w odstępie kilku-kilkunastu minut Olympique mógł wcisnąć gole nawet na wagę remisu. Niczego lepszego nie można powiedzieć o bramkarzu Benoicie Costilu, bo tuż po przerwie zachował się jak ostatnia łajza przy rzucie rożnym i wystawił piłkę tak, by Rolando miał praktycznie pustą bramkę. Zresztą jego vis-a-vis Mandanda też popisał się spektakularną szmatą.
Ostatecznie stanęło na wyniku 5:2. Uff, kolejka w Ligue 1 rozpoczęła się od mocnego grzmotnięcia.