Reklama

Kiełbasy w górę i wślizg, wślizg, wślizg. Ależ się to oglądało!

redakcja

Autor:redakcja

12 marca 2016, 21:06 • 2 min czytania 0 komentarzy

Gdzieniegdzie mecz Cracovii z Legią był awizowany jako hit Ekstraklasy. A wiadomo, jak to z hitami bywa. Spoglądamy w tabelę – wszystko się zgadza. Oceniamy marki – nadal w porządku. Szybki rzut oka na boisko i już po pierwszym kwadransie wiemy, że ktoś mocno załadował nas w bambuko. Dlatego do wszelkich zapowiedzi, że będziemy dziś mieli do czynienia z hitem, podchodziliśmy ze sporą rezerwą. Całe szczęście, że kompletnie niepotrzebnie.

Kiełbasy w górę i wślizg, wślizg, wślizg. Ależ się to oglądało!

Aż sami łapaliśmy się za głowy widząc, z jakim zaangażowaniem na boisko wybiegli i jedni, i drudzy. Już nawet zaczęliśmy węszyć spisek, że dla podgrzania emocji Ekstraklasa wpuściła przed meczem do obu szatni „Wuja”. „Kiełbasy do góry, ładujemy w dupę frajerów! Wślizg, wślizg, wślizg!”. Dominowała walka wręcz, co nie znaczy, że to była jakaś ligowa młócka. Przeciwnie.

Momentami głowa nam latała to w jedną, to w drugą, jak na jakimś meczu tenisowym. Zaczęło się od dwóch ciosów – najpierw sam na sam kapitalnym przyjęciem wykreował sobie Guilherme (spóźniony Wołąkiewicz) i walnął między nogami Sandomierskiego, ale ledwie pięć minut później zabójczą kontrę Deleu i Wójcickiego na gola zamienił kompletnie osamotniony Jendrisek. Gdzie był myślami w tej sytuacji Lewczuk? Chyba tam, gdzie Dąbrowski – na reprezentacji. Tylko że „Dąbro” mógł sobie na to pozwolić (siedział na trybunach). Cracovia nawet dawała sobie radę w środku pola bez swojego lidera, a gdyby w piłce zabroniona była gra po ziemi Covilo w każdy meczu dostawałby od nas notę 10/10. Gdyby zakazana była nonszalancja – kosmiczne noty zbierałby także Budziński.

Wracając do Lewczuka – obrońca Legii odkupił swoje winy w końcówce, to po jego fantastycznym przechwycie Prijović stanął sam na sam z Sandomierskim. Notowania Szwajcara rosną z każdym kolejnym meczem, dziś to w niego, a nie w Nikolicia bardziej wierzył Czerczesow – ostatnie dwadzieścia minut Węgier oglądał już z ławki, a w ataku szalał Prijović. Nic dziwnego, skoro najlepszy strzelec ligi znów wyglądał blado i znów nie zapakował nic do siatki (w piątym meczu z rzędu!). Jeszcze chwila i Legia będzie sobie pluła w brodę, że nie puściła go zimą za grube miliony.

Jeśli dzisiejszy mecz oglądał Kamil Kuzera, to na pewno przecierał oczy ze zdumienia. Okazało się, że jednak można połączyć napierdalankę z najlepszą piłkarską jakością. Mamy wielką nadzieję, że słysząc oklepaną formułkę „typowy mecz walki” coraz rzadziej będziemy mieli przed oczami nieskładną kopaninę na jakimś kartoflisku (choć dziś boisko też nie powalało), a nasze myśli będą zmierzać raczej w kierunku takiego widowiska, jakiego byliśmy świadkami dziś. Bo tak to trzeba nazwać – dziś Cracovia i Legia zafundowały nam całkiem niezły spektakl.

Reklama

legia1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
5
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...