Gdy o meczu piłkarskim mówi się, że przypominał szachowy pojedynek, prawie zawsze jest to obelga. Skrót myślowy sugerujący statyczność, taktyczny klincz, mecz Śląska śladową ilość emocji. O Lech – Cracovia również chcemy powiedzieć, że była to szachowa wojna, ale w zupełnie innym sensie – pozytywnym. Jak w starciach doświadczonych szachistów mało tu było przypadku, a dużo przemyślanej, mądrej gry z obu stron. Tego mata kibice Kolejorza powinni wyjątkowo szanować, bo Cracovia zagrała dobrze, ciekawie, a mimo to została przechytrzona.
Gdyby jeden zawodnik miałby zostać twarzą Ekstraklasy, jednym z faworytów byłby Michał Przybyła. Umówmy się: ten specjalista od strzelania kuriozalnych goli w soczewce skupia to, że meczami na naszych boiskach bardzo często rządzi chaos. A to boisko zryte, jakby operator stadionu obsadził na stanowisko greenkeepera dorodnego dzika, a to sędzia zapatrzył się na cheerleaderkę, albo – co zdarza najczęściej – niewytłumaczalnie durne pomyłki obrońców lub bramkarza. Upieramy się, że mecz Lecha z Cracovią w tym właśnie był inny, że tych klasycznych dla Ekstraklasy czynników było bardzo, bardzo mało.
Okej, przez to w takiej pierwszej połowie widzieliśmy długie minuty bez jakichkolwiek sytuacji. Dali sobie po razie, a potem walka o środek pola. Ale to nie była nudna szamotanina bez ładu i składu, tylko ciekawa rozgrywka: tu podwojenie, tu szybkie wyjście, tu klepka, tu próba przebicia się bokiem, do tego konsekwentne krycie całej strefy. Nie działo się wiele tylko w najbardziej trywialnym piłkarskim sensie – w rzeczywistości ta próba sił potrafiła zaintrygować.
Lepiej pod względem kultury gry wyglądała Cracovia i to ona w drugiej połowie była bliżej decydującego ciosu, jakby rozstawiła figury w lepszych pozycjach. Lech nieraz stał całym zespołem w polu karnym, podczas gdy Pasy wymieniały podanie za podaniem. Kombinował reżyser Cetnar, urywał się Kapustka, wiatr robił Diabang. Zdarzało się, że Lech był zamknięty w hokejowym zamku, ale Pasy potrafiły też postawić błyskawiczne akcje, kiedy ratować poznaniaków musiał Burić, czasem interwencją na linii, a czasem dalekim wyjściem.
Ale jak to bywa w szachach, zagonisz się do ataku, to osłabisz defensywę. Lech miał mniej do powiedzenia, ale też regularnie potrafił się sensownie odgryźć – po jednej z takich akcji i dobrej wrzutce wyjątkowo aktywnego Lovrencicsa, Gajos zrobił to, co zrobić musiał.
Czy to dotkliwa porażka dla Cracovii? Jutro Pogoń może ich wypchnąć z podium, ale świadomość, że zagrałeś dobrze i przegrałeś, raczej frustruje niż wywołuje pożar. Bicia na alarm nie ma choćby w najmniejszym stopniu – wszystko zazębiało się jak trzeba, ot, u rywala również, trafił swój na swego. Duże znaczenie natomiast ma takie zwycięstwo dla Lecha, bo nie tylko zbili zespól z czołówki, ale zbili dobrze grający zespół z czołówki. Tabela też jakby w innych barwach: piąte miejsce i raczej rozważania o pucharowych perspektywach niż z kim pójdzie na noże w walce o grupę mistrzowską.