Reklama

Cierzniakgate, odcinek 319. Czy Legia złamała przepisy?

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2016, 15:55 • 4 min czytania 0 komentarzy

Czy Legia złamała przepisy i zaoferowała Radosławowi Cierzniakowi kontrakt już w grudniu zeszłego roku? Jest to prawdopodobne. Co może z tego faktu wyniknąć? Niestety nic.

Cierzniakgate, odcinek 319. Czy Legia złamała przepisy?

Zarówno przepis FIFA, jak i w uchwała PZPN reguluje kwestię kontaktów klubu z zawodnikiem, który ma innego pracodawcę. Zacytujmy:

§ 21 ust 4 i 5 Uchwały nr VIII/124 z dnia 14 lipca 2015 roku Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej w sprawie statusu zawodników oraz zasad zmian przynależności klubowej:

4. Klub, który zamierza podpisać kontrakt z zawodnikiem musi poinformować o tym pisemnie aktualny klub zawodnika, zanim rozpocznie negocjacje z zawodnikiem.

5. Zawodnik może podpisać kontrakt z innym klubem wyłącznie jeżeli jego kontrakt lub deklaracja gry amatora wygasły lub wygasną w ciągu sześciu miesięcy.

Reklama

Jak widać, przepis jest skonstruowany dość idiotycznie (to prostu przetłumaczony przepis FIFA), bo do końca nie wiadomo, o co chodzi w punkcie czwartym. Kiedy klub pozyskujący ma pisemnie informować drugi klub, że rozpoczyna negocjacje? Gdy chce je rozpocząć w momencie, gdy piłkarzowi kontrakt nie kończy się w ciągu sześciu miesięcy? Czy może wtedy gdy właśnie się kończy? Jeśli w momencie, gdy się nie kończy, to czy pisemna informacja wystarczy, a zgoda nie jest konieczna? To byłoby bez sensu. No to w momencie, gdy kontrakt kończy się w ciągu sześciu miesięcy? To byłoby sprzeczne z innymi regulacjami.

Sama idea jest oczywiście bardzo słuszna. Klub „posiadający” piłkarza powinien cieszyć się komfortem, że nikt nie zawraca głowy jego pracownikowi, nie mąci, nie podjudza. Gdyby nie tego rodzaju uchwały, można byłoby sobie wyobrazić sytuację, że przez całą rundę, niemal tydzień w tydzień, klub X mami piłkarzy konkurencji obietnicami, co mogłoby wpłynąć na przebieg rozgrywek. Niestety, przepis jest całkowicie martwy, nie stworzono nawet karomierza. W zasadzie chyba zastosowano go ostatnio 11 lat temu, gdy Jose Mourinho (trener Chelsea) spotkał się z Ashleyem Colem (piłkarz Arsenalu). Wtedy na klub, trenera i zawodnika nałożono kary w łącznej wysokości 600 000 funtów. Powiedzmy, że nikt specjalnie nie ucierpiał.

W przypadku Cierzniaka sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, ponieważ przepisy nie mówią absolutnie nic na temat rozmów z menedżerami piłkarza oraz o sytuacji, gdy to oni zgłaszają się do klubu i oferują usługi swojego klienta. Można tylko domniemywać, czy klub ma prawo prowadzić z nimi rozmowy, czy nie ma. A jeśli ma prawo, to w jakim zakresie. Czy może zakomunikować: tak, podoba nam się wasz pomysł, jesteśmy zainteresowani tym piłkarzem? Albo czy może zakomunikować konkretniej: tak, podoba nam się wasz pomysł, jesteśmy zainteresowani i możemy mu płacić na poziomie 60 tysięcy złotych miesięcznie?

Gdyby uznać, że menedżerowie nie mogą rozmawiać z innymi klubami na temat swoich klientów, to rynek menedżerski po prostu by umarł. W zasadzie cała idea pracy menedżera polega na tym, by szukać alternatyw dla piłkarza, pukaniu od drzwi do drzwi, proponowaniu i namawianiu. I w 99 procentach dzieje się to wtedy, gdy piłkarz do końca kontraktu ma więcej niż pół roku.

I to jest właśnie największy problem przepisu: uznaniowość. Przepisy mówią o negocjacjach z zawodnikiem, natomiast nie mówią nic o negocjacjach z menedżerami. A tej konkretnej sprawie należy pamiętać o jeszcze jednym: menedżer Radosława Cierzniaka w wywiadzie udzielonym Weszło mniej więcej miesiąc temu powiedział, iż Zdzisław Kapka, wiceprezes Wisły, w grudniu poprosił go o znalezienie klubu, który byłby w stanie zapłacić za Cierzniaka zimą, skoro nie doszło do porozumienia w sprawie nowego kontraktu. Innymi słowy – Wisła zleciła agencji menedżerskiej znalezienie klubu dla Cierzniaka (jeśli tak, w ogóle nie ma tematu). Ponieważ Kapka nigdy nie zaprzeczył, iż taka sytuacja miała miejsce, na razie należy uznać, że faktycznie miała. Gdyby zaprzeczył, wtedy z kolei mielibyśmy słowo przeciwko słowu.

Podsumowując – co się może w tej sprawie stać? Mówiąc krótko: nic. Po pierwsze – przepisy są tak nieprecyzyjne, że bez twardych dowodów (jak w sytuacji Mourinho – Cole, gdy zrobiono zdjęcia) nie ma możliwości udowodnić, iż Legia złożyła ofertę kontraktu bezpośrednio Cierzniakowi, a nie jego menedżerom, jeszcze w grudniu. Wypowiedź samego bramkarza dla „Przeglądu Sportowego” (która później była edytowana) nie stanowi jakiegokolwiek dowodu, ponieważ piłkarz po prostu powie, że w pierwszej wersji dziennikarz nieprecyzyjnie oddał jego słowa, ale później został poproszony o poprawienie błędu. Czy się to komuś podoba czy nie, nieautoryzowane wywiady w sensie dowodowym są kompletnie bezwartościowe. Nie można zresztą wykluczyć, że faktycznie dziennikarz popełnił błąd i z przesadną swobodą spisał słowa bramkarza, a akurat w jednym miejscu na swobodę miejsca nie było, należało być w stu procentach dokładnym. Oczywiście istnieje też opcja, że bramkarz się wygadał, ale – patrz wyżej – nic z tego nie wyniknie.

Reklama

Rozumiemy kibiców Wisły, którzy aktualnie szukają haka na Legię i Cierzniaka, ale na tym haku nic nie zawiśnie. Tak naprawdę opcje są dwie: w ogóle nie doszło do złamania przepisów lub też doszło do złamania przepisów, ale nie da się tego w żaden sposób udowodnić. Ponadto gdyby doszło do złamania przepisów, nie istnieją żadne regulacje co do kar, jakie należałoby nałożyć. Na podstawie historii można domniemywać, że byłyby to po prostu kary finansowe, ale Wiśle by nic z tego nie skapnęło.

Ale nie, ta sprawa naprawdę nie ma przyszłości.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...