Koniec. Chociaż najbardziej istotne dla polskiej Ekstraklasy okienko transferowe – to w Chinach – zamknięto przed kilkoma dniami, bez echa nie może przejść również zakończenie rodzimego mercato. Tym bardziej, że wbrew pozorom działo się sporo i nie mamy tu na myśli jedynie epopei pod tytułem “zimny Fin zdradza ukochaną”. Koty w worku, podstarzałe gwiazdy, odbici od zachodniej ściany… Pełna gama kolorów, uwieńczona dwiema wisienkami – Przemkiem Trytką wytransferowanym w jakieś niezbadane lądy oraz utratą Pablo “Django” Dyego przez lidera tabeli.
Uch, jak by tu najprzystępniej pogrupować te transfery? Od najlepszego do najsłabszego? Bez sensu, za moment zjecie nas, że Nicki Bille Nielsen jest bardziej wartościowy niż Rafał Wolski (bądź odwrotnie). Klubami? Nuda. Postawiliśmy więc na piosenkarstwo.
WELCOME TO MIAMI
Jak Will Smith na słonecznej Florydzie, tak i my w nie do końca słonecznej Ekstraklasie – witamy z otwartymi ramionami, witamy z uśmiechem na twarzy, witamy z niekłamanym zachwytem. No dobra, nie są to może hity, które sprawiają, że Ekstraklasa może rywalizować z Bundesligą, a przegrani wyścigu o mistrzostwo w przyszłym sezonie będą faworytami do wygranej w Lidze Europy. Ale jednak: zawodnicy z CV. Zawodnicy z dobrych klubów. Zawodnicy z potencjałem. Przyszło ich co najmniej kilku.
– Nicki Bille Nielsen (Esbjerg -> Lech Poznań)
– Sisi (Suwon FC -> Lech Poznań)
– Paweł Golański (AS Targu Mures -> Górnik Zabrze)
– Jose Kante (AEK Larnaka -> Górnik Zabrze)
– Marco Paixao (Sparta Praga -> Lechia Gdańsk)
– Adam Hlousek (Stuttgart -> Legia Warszawa)
– Artur Jędrzejczyk (Krasnodar -> Legia Warszawa)
– Ryota Morioka (Vissel Kobe -> Śląsk Wrocław)
Na pierwszy plan wysuwają się transfery dwóch polskich gigantów. Legia Warszawa zagrała naprawdę grubo wyciągając obrońców z klubów o zdecydowanie większych możliwościach – i Hlousek, i Jędrzejczyk z miejsca zresztą wskoczyli do rotacji i w Warszawie oczekiwania wobec nich są naprawdę duże. Lech odpowiedział duetem Sisi-Nielsen, wzmocnieniami w ofensywie. I marki, z których przyszli ci zawodnicy, i oni sami – delikatnie za warszawskim duetem, ale wciąż w miejscu nieosiągalnym dla wielu polskich klubów. Przede wszystkim – Sisi to młodzieżowy wicemistrz Europy i świata oraz gość, który grał kilka ładnych sezonów w La Liga. Ma 29 lat, wciąż kawał gry przed nim, a ostatnie niepowodzenia to tylko niewielka rysa na bardzo fajnym CV. Co poza tym? Na pewno powrót Marco Paixao do Ekstraklasy. Sparta to były progi za wysokie, ale w Lechii – bezdyskusyjne wzmocnienie, tak zespołu, jak i – chyba – całej ligi. Zestawienie zamykają dwa fajne transfery Górnika – Kante z Larnaki i Golański z rumuńskiej Ekstraklasy oraz Morioka w Śląsku, który próbkę technicznych umiejętności dał już w pierwszych meczach we Wrocławiu.
TY BYŁAŚ WIARĄ I BÓSTWEM MYM
Ballada Grzesiuka “Syn Ulicy” to wypisz-wymaluj historia Lecha Poznań. Zrobili dla Hamalainena tak wiele, te wszystkie uściski, pożegnania, piękne posty na forach… No i pyk. Bóstwo wyfrunęło do znienawidzonej Warszawy. To bez wątpienia najszerzej omawiany transfer, ale jednocześnie… czy na pewno najważniejszy? W pierwszych meczach widać było, że Hamalainen to jednak uzupełnienie, a nie człowiek, wokół którego zbuduje się skład. Ale dość o Finie – w końcu transferów, po których jedna strona płakała przez wiele nocy było więcej.
– Deniss Rakels (Cracovia -> Reading)
– Łukasz Burliga (Wisła Kraków -> Jagiellonia Białystok)
– Barry Douglas (Lech Poznań -> Konyaspor)
– Kasper Hamalainen (Lech Poznań -> Legia Warszawa)
– Flavio Paixao (Śląsk Wrocław -> Lechia Gdańsk)
– Maciej Makuszewski (Lechia Gdańsk -> Vitoria Setubal)
– Michał Żyro (Legia Warszawa -> Wolverhampton)
– Dusan Kuciak (Legia Warszawa -> Hull City)
Ile znaczy Rakels? Zapytajcie w Reading, kilka dni temu wszedł w 87. minucie i strzelił gola na 4:3 w meczu z Charltonem. Podobne znaczenie w swoich klubach mieli Douglas i Burliga, którzy znacząco osłabili Lecha i Wisłę. Dodać do tego możemy też złamane serce włodarzy Śląska, którzy nie zdołali zatrzymać Flavio Paixao oraz dwa transfery przeprowadzone bez większego żalu, choć na pewno nie bez wpływu na jakość drużyny. Makuszewski i – tak, tak! – Żyro to może nie wcielenia Arjena Robbena, ale jednak naprawdę solidni skrzydłowi, których brak może się stać odczuwalny w końcówce sezonu. Ogółem jednak – cieszy nas, że ta lista jest tak krótka, a trzy z jej elementów to transfery krajowe. Na dobrą sprawę liga straciła tylko Rakelsa, Douglasa i wspomniany duet skrzydłowych. Przy rubryce “zyski” z Marco Paixao, Jędrzejczykiem, Nielsenem, Hlouskiem, Morioką i kilkoma innymi – chyba wyszliśmy na plus.
DZIWNY JEST TEN ŚWIAT
Prawdziwa egzotyka. No bo sami powiedzcie – jaki proces myślowy musiał wystąpić u działaczy BEC-Tero Sasana FC, albo u tych z FK Atyrau, by mając do dyspozycji tysiące graczy w setkach drużyn w dziesiątkach lig na całym świecie zdecydowali się na Sretena Sretenovicia oraz Przemysława Trytkę?
– Sreten Sretenović (Cracovia -> BEC-Tero Sasana FC)
– Przemysław Trytko (Korona Kielce -> FK Atyrau)
– Dmitrij Wierchowcow (Ufa -> Korona Kielce)
– Takuya Murayama (Pogoń Szczecin -> Ratchaburi FC)
W ogóle te egzotyczne transfery to jakieś potężne jaja. Większe niż tutaj:
Trytko w Kazachstanie, Murayama i Sretenović (a w dodatku Gikiewicz) w Tajlandii. W drugą stronę z transferów “dziwnych” mamy Wierchowcowa, który z rosyjskiego średniaka przechodzi do zespołu, który co pół roku walczy o kroplówkę z miasta. Dziwne, naprawdę dziwne. Ale i – w sumie – całkiem pozytywne. Jak Trytko wróci napakowany anegdotami to wywiad z nim w roli głównej pobije rekord działu EXTRA.
GDY ZGUBISZ SZCZĘŚCIE SWE I POZNASZ ŻYCIA SMAK, WRÓCISZ GDZIE TWÓJ DOM
Odbicie się od silnej ligi. Skok na głęboką wodę i smutny wniosek, że pływanie żabką nie wystarcza w basenie pełnym rekinów i kraulistów. Klasyczne historie o wyjeździe do klasowych zespołów i powrocie z mniej lub bardziej podkulonym ogonem.
– Hubert Adamczyk (Chelsea -> Cracovia)
– Sebastian Steblecki (Cambuur -> Górnik Zabrze)
– Robert Pich (Kaiserslautern -> Śląsk Wrocław)
– Rafał Wolski (Mechelen -> Wisła Kraków)
– Filip Starzyński (Lokeren -> Zagłebie Lubin)
Czy to dobrze dla ligi, że wracają postacie pokroju Wolskiego czy Starzyńskiego? Bez wątpienia. Już ich pierwsze mecze pokazują, że wciąż mają to, co wcześniej skłoniło zachodnie kluby do zainwestowania w tych zawodników. Steblecki i Adamczyk to inna półka, podobnie jak powrót Picha, któremu nie wyszedł podbój niemieckich muraw, ale łączy te powroty jedno – w pewien sposób przyczyniają się do zwiększenia rywalizacji w lidze i siły całej stawki. Nawet jeśli nie skorzystają na tym zawodnicy, nawet jeśli te transfery to dla Wolskiego czy Starzyńskiego szlaban na wjazd do reprezentacji – Ekstraklasa wita ich z radością. Ambicja schowana do kieszeni, marzenia wepchnięte pod poduszkę – zamiast tego szara rzeczywistość polskiej ligi. No i te “kiedyś-talenty”, które dziś ligę zdecydowanie ubarwiają.
WSZYSTKO SIĘ MOŻE ZDARZYĆ
Jak ripostował radiowy hit filmowy klasyk: jasne, kurwa, że wszystko może się zdarzyć. Ale my nie o tym. Początkowo całą trójkę wepchnęliśmy do pierwszego przedziału z tytułem: “hity”. Po namyśle jednak – ani ta liga węgierska taka silna, ani ten Aleksandrow taki pewny. No i Volkov. Mistrz Serbii, gość, który potrafił rządzić na lewej flance w samym Partizanie Belgrad, a ostatnie pół roku przegrywał rywalizację na lewej obronie z zawodnikami… którzy nigdy na lewej obronie nie grali. Spore uproszczenie, ale jednak – każdy z tych trzech muszkieterów ma szansę zostać ligowym kozakiem, jak i kolejnym z tych, którzy “mieli jakąś zjebkę”. Wyroki będziemy ferować po 30. kolejce, albo i później. Na razie: wszystko się może zdarzyć.
– Adam Gyurcso (Videoton -> Pogoń Szczecin)
– Michaił Aleksandrow (Łudogorec Razgrad -> Legia Warszawa)
– Vladimir Volkov (Mechelen -> Lech Poznań)
SZCZĘŚLIWEJ DROGI JUŻ CZAS
A to nasz ulubiony dział. Ludzie, których pożegnaliśmy i podczas tego pożegnania odkorkowaliśmy kilkanaście butli szampana. Jedyne, co nas nieco martwi – część tych zawodników pozostało w Ekstraklasie, ba, jeden zaliczył sportowy awans. Bartosz Rymaniak dalej nabiera ludzi na swój popisowy numer: “hej, jestem ekstraklasowym obrońcą” – tym razem wykręcił w ten sposób Koronę. Danielewicz nie ma popisowych numerów, w ogóle niczego nie ma, ale w jakiś tajemniczy sposób wzięła go Łęczna. Najbardziej ucieszyły nas jednak transfery z Lecha. Duet Thomalla-Formella był tak śmiercionośny jak jeż w kąpieli (taki naprawdę słodki, mały jeżyk w umywalce, która dla niego jest ogromna jak basen). Dziś spustoszenie sieją już w innych barwach, ale przede wszystkim: z dala od naszych wrażliwych oczu. Aha, jest jeszcze Django i Gigołajew – pierwszego pożegnaliśmy z niekłamanym żalem, bo trzecia liga i rezerwy Legii straciły swój mocny punkt, drugiego – z ulgą. Kolejny niebezpieczny kierowca wyeksportowany na wschód.
– Bartosz Rymaniak (Cracovia -> Korona Kielce)
– Krzysztof Danielewicz (Śląsk Wrocław -> Górnik Łęczna)
– Denis Thomalla (Lech Poznań -> Heidenheim)
– Dariusz Formella (Lech Poznań -> Arka Gdynia)
– Pablo Dyego (Legia Warszawa -> ?)
– Roland Gigołajew (Ruch Chorzów -> Amkar Perm)
***
Paradoksalnie jednak, najbardziej cieszą na transfery, które… nie miały miejsca. Nikolicia, Linettego, Drągowskiego, Kapustki czy Pawłowskiego. Najbardziej – dla równowagi – martwią również niedokonane – przede wszystkim Rudnevsa i Grosickiego. Ogółem jednak – bez narzekania. Liga zyskała i pola do dyskusji tutaj raczej nie ma. Pytanie czy zyskała na tyle, by nie wywoływać odruchu wymiotnego w okolicach 33. kolejki…