W tym stuleciu FIFA nie miała jeszcze innego rządzącego. Sepp Blatter rządził organizacją nieprzerwanie od 1998 roku, a ten burzliwy okres został drastycznie przerwany przez zarzuty korupcyjne, które Szwajcar usłyszał przed rokiem. Zainteresowanie pozostawionym przez niego stanowiskiem było ogromne, a w piątek poznamy nazwisko człowieka, który ostatecznie zastąpi 79-latka. Kandydatów jest pięciu, a przed każdym z nich – w razie powodzenia – potwornie ciężka misja. Tak fatalnie wizerunkowo FIFA jeszcze nie wyglądała. Teraz to prawdziwa stajnia Augiasza przez którą trzeba przepuścić rzekę by uporządkować syf pozostawiony przez poprzednie władze.
Jeśli komuś wydawało się, że o tak ważną dla piłkarskiego świata posadę ubiegają się tylko opętani futbolem fanatycy to najwyższy czas by został wyprowadzony z błędu. Owszem, w większości są to ludzie od lat związani z tą dyscypliną, a nierzadko też doświadczeni w prowadzeniu wielkich organizacji. Wśród pretendentów są też jednak takie kwiatki jak choćby Tokyo Sexwale, znany na całym świecie biznesmen z Afryki, który po prostu chce czymś rządzić. Jeszcze za bardzo nie wie czym i jak, ale notorycznie dąży do tego by zasiąść na stołku i ciągnąć sowitą pensję. Od wielu lat starał się o to by zostać prezydentem RPA, a teraz stwierdził, że skoro nie wybierają go rodacy to może uda się naciągnąć ludzi z innych kontynentów. Po drugiej stronie barykady jest mający w naszym kraju status bohatera memów Gianni Infantino, który na przejęcie sterów po Seppie Blatterze pasuje co prawda jak mało kto, ale jego kandydatura nie niesie ze sobą większych nadziei na poważne zmiany w tej zatrutej do szpiku kości strukturze. O posadę walczy też książę z Jordanii, Ali ibn Husajn, uznawany jedynie za pionka francuski pomagier dotychczasowego prezydenta, Jérôme Champagne, oraz najpoważniejszy rywal Infantino – szejk Al-Khalifa. Poniżej o wiele szczegółowiej przedstawiamy wszystkich kandydatów.
Gianni Infantino – 45 lat – Szwajcaria
Szwajcar jest z pewnością najbardziej rozpoznawalnym kandydatem. W Polsce znany jako “Łysy z UEFA”, specjalista od żonglowania kulkami i gość, który w opinii zwykłych kibiców odpowiedzialny jest za to, kto z kim zmierzy się w rozgrywkach europejskich. Infantino od dłuższego czasu uchodzi za faworyta piątkowych wyborów i – jak sam podkreśla – jest pewny swego. Pierwotnie miał pełnić rolę rezerwowego, który zajmie miejsce wśród pretendentów do stołka zanim zarzuty zostanę uchylone Michelowi Platiniemu. Gdy jednak okazało się, że zawieszenie Francuza się przedłuży – Gianni zapewnił, że w pełni świadomie będzie sam ubiegał się o fotel prezydenta.
Infantino spełnia w zasadzie wszystkie oczekiwania, by kierować tak wielką organizacją jaką jest FIFA. Jest poliglotą, zna pięć języków: włoski, angielski, francuski, niemiecki i hiszpański. Świetnie orientuje się także w samych strukturach instytucji. Wśród europejskiej wierchuszki uchodzi za tytana pracy, któremu nie brak cierpliwości i determinacji by piąć się po kolejnych szczeblach zawodowej kariery. Swoją renomę w sporcie zaczął budować ponad dwie dekady temu jako doradca lokalnych organów piłkarskich w ojczyźnie oraz na Półwyspie Iberyjskim. W 2000 roku rozpoczął pracę w UEFA, a po dziewięciu latach został jej Sekretarzem Generalnym. Był jednym z głównych motorów napędowych zmian dotyczących zarządzania finansami klubu (wprowadzenie Financial Fair Play) oraz powiększenia ilości drużyn grających na Mistrzostwach Europy (z 16 do 24). W dużej mierze to właśnie Szwajcar wylał także fundamenty pod stworzenie Ligi Narodów, która od 2018 roku ma zastąpić standardowe mecze sparingowe rozgrywane na Starym Kontynencie. Jakie zadanie uznaje za priorytet jeśli w piątkowych wyborach triumfuje? Poszerzenie Mundialu do 40 reprezentacji.
Trzeba przyznać, że Infantino przeprowadził niezwykle skuteczną kampanię wyborczą. W przeciwieństwie do kilku pozostałych kandydatów starał się wedle możliwości korzystać z zaproszeń i odwiedzać różne zakątki świata by zaskarbić sobie głosy miejscowych. Sam przyznaje, że po kilkukrotnych odwiedzinach Afryki jest pewny otrzymania co najmniej połowy głosów z tamtego kontynentu.
Tokyo Sexwale – 62 lata – RPA
Mamy całkiem uzasadnione przekonanie, że dla Sexwale’a te wybory nie będą w żadnym stopniu szansą na zrewolucjonizowanie FIFY na swoją modłę. Afrykanin po prostu ma tak ogromne parcie na jakikolwiek stołek, że wcale nie zdziwi nas jeśli za jakiś czas powalczy o prezesurę w federacji siatkówki lub szermierki. Tokyo to jeden z najpotężniejszych polityków na “Czarnym Lądzie”, robi interesy na całym świecie, przyjaźni się z głowami kilku państw i już kilkukrotnie kandydował na prezydenta RPA. Za każdym razem nieskutecznie.
Ma za sobą przeszłość za kratkami, bliską przyjaźń z Nelsonem Mandelą, a także epizod jako rewolucjonista-partyzant. Co łączy natomiast 62-latka z piłką? Od długiego czasu kumpluje się z Blatterem, publicznie go popiera i podziela jego wizję (?) rozwoju piłki nożnej na świecie. Oczywiście jako czołowa postać w RPA kręcił się również przy organizacji Mundialu sprzed sześciu lat. Trudno za przemyślaną uznać jego kampanię wyborczą – w swoim stylu postawił na budowanie wizerunku i pokazywanie się w miejscach, gdzie akurat działo się coś ważnego (np. na gali Złotej Piłki). Za nic miał więc odwiedzanie mniejszych państw, przekonywanie mieszkańców różnych zakątków świata, że to właśnie na peryferiach poważnego futbolu postara się tchnąć nowe życie w kultywowanie tej dyscypliny. Ciężko nawet zdefiniować dokładne punkty programu, który chciałby zrealizować po objęciu tak ważnego stanowiska. “Porozmawiamy, pomyślimy, zobaczymy co da się zrobić” – w swoich zapowiedziach snuł wizje zwiększenia ilości drużyn grających na mistrzostwach świata oraz zmian dotyczących podziału miejsc na MŚ. Wszystko jednak pozbawione konkretów. Kandydatura niedorzeczna, która już z góry spisana jest na straty.
Jérôme Champagne – 57 lat – Francja
Szanse pochodzącego z Paryża Francuza na sukces w piątkowych wyborach są w zasadzie minimalne. Mimo tego, że ma spore doświadczenie w pracy dla FIFA (jako doradca Blattera oraz dyrektor do spraw zagranicznych), jego kandydatura traktowana jest z przymrużeniem oka. Chrapkę na stołek prezydenta zadeklarował już przy okazji poprzednich wyborów, ale ostatecznie z rozgrywki wypadł na skutek braku poparcia ze stron każdej z federacji. Program wyborczy Champagne’a obejmuje zachowanie 32 drużyn dostających się na Mundial oraz zatarcie dysproporcji finansowych pomiędzy najbogatszymi, a najbiedniejszymi federacjami.
Salman Bin Ibrahim Al-Khalifa – 50 lat – Bahrajn
Obrzydliwie bogaty specjalista od literatury angielskiej. Al-Khalifa, który władzę w azjatyckiej federacji objął cztery lata temu, dziś jest absolutnym despotą, jego rządom nie jest w stanie zagrozić absolutnie nikt. W walce o stołek prezydenta FIFA jest dla wielu faworytem, choć jego pomysły są co najmniej rewolucyjne. Przede wszystkim szejk chciałby podzielić światową federację na część biznesową oraz futbolową. Zmian pragnie także dokonać w przebiegu samych meczów. Na wzór szczypiorniaka zegar miałby być zatrzymywany w każdym momencie, gdy sędzia odgwizduje przewinienie lub inny stały fragment gry. Koniec końców spotkanie miałoby trwać 60 minut. Co jeszcze obiecuje Al-Khalifa? Pękaty portfel pozwala mu zapewnić, że zrzeknie się pensji prezydenta, a do finansowego wspierania organizacji oraz nadzorujących przez nią rozgrywek sprowadzi rzeszę sponsorów, którzy odkręcą kurek z pieniędzmi na całego.
Spośród wszystkich kandydatów ma też chyba najbardziej popapraną przeszłość. Przez liczne organizacje broniące praw człowieka, Salman oskarżany był o brutalne tłumienie demonstracji w Bahrajnie w 2011 roku. W szczególności zwracano uwagę na to, że lokalni sportowcy, którzy brali udział w protestach na tle politycznym, byli z inicjatywy Al-Khalify więzieni i torturowani. Według bahrajńskiego Instytutu Prawa i Demokracji terroryzowanych było aż 150 czynnych zawodników oraz trenerów. Jak reagował na te zarzuty sam zainteresowany. “Mam tylko jedno pytanie: mówisz o jakichś torturach i więzieniach, a masz na to dowody? No właśnie, żadnych” – odpowiadał kpiąco na konferencji prasowej gdy przedstawiano go jako prezesa AFC. Co więcej – Al-Khalifa z góry zapowiada, że nie będzie chciał skorzystać z żadnej pomocy z zewnątrz by dźwignąć FIFĘ z kryzysu. “To jedna, spójna rodzina, która sama sobie poradzi” – tłumaczy.
Ali ibn Husajn – 40 lat – Jordania
Mimo ledwo 40 lat na karku, książę ibn Husajn ma za sobą spory bagaż doświadczenia w rządzeniu sporymi organizacjami. Już jako 23-latek objął szefostwo w jordańskiej federacji piłkarskiej. Jako jeden z nielicznych w gronie kandydatów głośno i zdecydowanie mówi o potrzebie rewolucji. Po raz pierwszy krytykował sposób działania FIFA już przed rokiem, kiedy zapowiadał, że “najbliższe wybory to ostatnia szansa, by ta organizacja wróciła na dobrą ścieżkę funkcjonowania”. Odważnie domaga się ujawnienia zarobków władz FIFA, upublicznienia i wyprania wszelkich brudów, które w ostatnich latach działały niekorzystnie na wizerunek federacji. “Chcę obrócić do góry nogami całą piramidę – zawodnicy, trenerzy, urzędnicy i fani powinni mieć świadomość pieniędzy jakie krążą nad nimi” – zapowiada. Szanse na to, że Jordańczyk otworzy jednak puszkę Pandory i zdyskredytuje grono pracowników są jednak niewielkie.
***
Czy wybór któregokolwiek z kandydatów jest promykiem nadziei na normalność działań organizacji w przyszłości? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że faworytem jest Gianni Infantino, który początkowo miał być tylko opcją na przeczekanie, aż Michel Platini zostanie oczyszczony z zarzutów – znajdą się powody by wątpić. Optymizmem nie napawają też pozostali pretendenci, bo co myśleć możemy o głównym rywalu Szwajcara, Salmanie Al-Khalifie, któremu jawnie zarzuca się przetrzymywanie i torturowanie sprzeciwiających mu się osób? Pozostała trójka kandydatów raczej nie jest brana pod kątem ostatecznego triumfu. Jak przewidują jednak eksperci najbliższa kadencja będzie jedynie przejściową, chwilową próbą wyprowadzenia organizacji z kryzysu na którą potrzeba nie kilku najbliższych miesięcy, a lat by doprowadzić wszystko do normalności.