W przyszłości będziemy musieli założyć zwiększenie przychodów, żeby to odrobić… Ale nie było to agresywne zagranie. Zawsze robiliśmy transfery bardzo bezpiecznie, a teraz powiedzmy, że o 10 procent podkręciliśmy – mówi w dużej rozmowie z Rzeczpospolitą Bogusław Leśnodorski.
FAKT
Dziennikarze wpadli z wizytą do królestwa Krychowiaka.
Dla Grzegorza Krychowiaka (26 l.), który mieszka w jednym z najpiękniejszych miast w Hiszpanii – Sewilli, prawdziwym królestwem jest jego dom. Ostatnio spędził w nim wyjątkowo dużo czasu. Z powodu kontuzji, której doznał pod koniec stycznia, rozstał się z boiskiem na blisko miesiąc. Ten czas całkowicie poświęcił na dochodzenie do zdrowia. Gdy lekarze powiedzieli mu „Im więcej odpoczynku, tym szybciej wrócisz na boisko”, Polak całkowicie przeorganizował swoje życie. Wszelkie aktywności ograniczył do minimum. Leżenie na kanapie pod kocem, potem osiem godzin rehabilitacji dziennie – tak wyglądały jego ostatnie tygodnie. Najgorszy czas ma już jednak za sobą – w piątek wrócił do treningów indywidualnych, co oznacza, że selekcjoner reprezentacji Adam Nawałka (59 l.) nie musi się martwić, że „Krychy” zabraknie w towarzyskich meczach z Serbią i Finlandią (23 i 26 marca).
Z drobniejszych tematów:
– W Anglii piłkarz dostał monetą w policzek, tuż pod okiem
– Król rozwiązał kontrakt w Grecji
– Lewy strzelił już wszystkim w Bundeslidze
– Nielsen kruchy jak szkło
– Bułgar Kolev na szpicy Ślaska
– Ruch lepszy w starciu w Zabrzu
– Zagłębie nie pękło, ale wygrała Legia
– Cabrera to nowy bohater Kielc
– Głowackiego zatrzyma tylko sukces Wisły
– Pasom zabrakło pieprzu
Spoglądamy w jedną z relacji: Ogranie Lecha smakuje wyjątkowo.
Mateusz Możdżeń (25 l.) był niechciany w Lechu. W sobotę okazał się katem mistrzów Polski, prowadząc Podbeskidzie do pierwszego w sezonie zwycięstwa w Bielsku-Białej (4:1). (…) – Byliśmy bardzo rozdrażnieni meczem w Gdańsku. Kilka lat gram w piłkę, a pierwszy raz uczestniczyłem w spotkaniu, w którym od 40.minuty musieliśmy grać w dziewięciu. Dostajesz 0:5, jesteś na łopatkach, czujesz bezradność, nachodzą cię myśli, że cokolwiek byś zrobił, to jesteś bez szans. Tamta sromotna porażka bardzo bolała. Trener podkreślał w szatni, żebyśmy pokazali, że to był tylko wypadek przy pracy. Pokazaliśmy, że da się podnieść nawet po takiej klęsce – zdradza Możdżeń.
GAZETA WYBORCZA
Michał Szadkowski zastanawia się, kto zostanie szefem FIFA.
– Oddajecie najważniejsze głosy w historii FIFA. Jeśli wybierzecie kontynuację, dostaniecie to, na co zasłużyliście – ostrzegał w maju piłkarską rodzinę Michael Hershman, współzałożyciel Transparency International. Reszta jest historią: Sepp Blatter wybory wygrał, ale po antykorupcyjnej akcji szwajcarskiej prokuratury i FBI zrezygnował. Do dziś aresztowanych zostało 36 działaczy z całego świata. Piątkowe wybory są nawet ważniejsze, bo sytuacja się zmieniła. FIFA nie może już czuć się bezkarna. Sama nie potrafiła wyciągnąć się z bagna, więc za włosy złapali ją funkcjonariusze. Od nowego szefa zależy, czy największa afera w historii federacji skończy się na dyskwalifikacjach nieuczciwych aparatczyków, czy stanie się początkiem przeistaczania się FIFA w transparentną organizację.
Po ligowym weekendzie: Legia żarłoczna.
Czerczesow mówi, co myśli. Gdy reporter Canal+ zapytał, jak spędzi walentynki, Rosjanin nic sobie nie robił z oczekiwań telewizji. “To prywatne pytanie, nie odpowiem” – odparł. Wracającego po kontuzji kapitana (!) Ivicę Vrdoljaka przesunął do rezerw i nakazał mu zabrać rzeczy z szatni. W szatni nie pozwala na dyskusje nad obranym kierunkiem. Oczekuje od piłkarzy bezwzględnej uległości, a na boisku – agresji i nieustannego pressingu. Robi wrażenie człowieka, z którym lepiej nie zadzierać, surowo egzekwuje. I już od pierwszych wiosennych kolejek Legia zbliża się w sposobie gry do wymagań trenera. Objął zespół na początku października. Na jednym z pierwszych treningów wyjął sztangi, gumy, pachołki i płotki, a piłkarze ruszyli do biegu po torze z przeszkodami. I wyjaśniał: “Praca fizyczna będzie normalnością. Od teraz piłkarze będą zdziwieni, gdy jakiś trening okaże się lżejszy. Wiecie, z nimi jest jak z samochodem. Kupujesz mocny silnik, a po mieście możesz jeździć maksymalnie 50 km/godz. Ale w końcu ten silnik może się przydać”. Zimowe przygotowania na Malcie dla większości legionistów były najcięższe w karierze. Przyniosły efekty – w dwóch pierwszych meczach ligowych piłkarze ganiali za piłką jak opętani. Gdy wygrali 4:0 z Jagiellonią, to w pierwszym kwadransie wpuścili rywali na swoją połowę przez ledwie 21 sekund. Terroryzowali piłkarzy z Białegostoku ciągłym pressingiem, który zaczynał się od napastnika Aleksandra Prijovicia. (…) Superrezerwowi Kasper Hämäläinen i Ondrej Duda – w każdym innym zespole ekstraklasy byliby liderami – dociskali obrońców i zaraz po stracie rozpoczynali sprint po piłkę. To bezsprzeczny sukces Rosjanina i jego sztabu. Skutecznie przygotowali zespół, podnieśli go na wyższy poziom fizyczny. Drużyna żyje, nakręca ją ogromna konkurencja o miejsce w składzie. Wchodzący z ławki Duda i Hämäläinen nie mają prawa się pomylić, by za tydzień mieć szansę na podstawową jedenastkę. Ale od pierwszych chwil Czerczesowa w Legii widać było również niebezpieczeństwa – ryzykancką grę w obronie, która często dryfuje w kierunku chaosu. W tym stylu warszawska drużyna grała już w pierwszych październikowych spotkaniach.
Czy Belgowie odmienią ligę? Rozmowa z Hugo Schoukensem, szefem firmy Double Pass oceniającej poziom szkolenia młodzieży.
Prezes PZPN Zbigniew Boniek napisał na Twitterze, że Double Pass zajmuje się logistyką i organizacją akademii, a nie procesem treningowym. To prawda?
– Nie wiem, skąd takie przeświadczenie. Gdybyśmy zajmowali się wyłącznie logistyką, kluby Bundesligi czy belgijskiej Jupiler Pro League nie zatrudniałyby nas od 12 lat. Powiedzieliby: “Panowie, nie podnosicie naszej jakości, nie chcemy was dłużej”. Logistyką można się zajmować rok, dwa, może trzy lata, bo tyle wystarczy, żeby się nauczyć wszystkiego. Tymczasem już od 12 lat pracujemy dla niemieckiej federacji i niedawno przedłużyliśmy umowę o kolejne trzy. Myślę, że gdyby pan Boniek porozmawiał z Matthiasem Sammerem, to ten chętnie opowiedziałby o szczegółach. Pan Sammer negocjował z nami, gdy zaczynaliśmy pracę w Niemczech, i jest z niej bardzo zadowolony.
Wysyłacie audytorów do klubów i oceniacie ich pracę w akademii według kilkaset swoich kryteriów. Co potem?
– Jeszcze zanim wyruszymy, prosimy kluby o przysłanie nam ich planów szkoleniowych. Trzeba je przeanalizować. Spotykamy się też z miejscowymi trenerami, aby dostosować nasze kryteria do panujących w danym kraju realiów. Musimy wiedzieć, gdzie i jak wysoko ustawić poprzeczkę. A potem jedziemy do klubów. Zakładamy, że w każdym uda się nam skończyć pracę w 4-5 dni.
(…)
Co jest prawdą, a co mitem w opowieściach o waszym wpływie na rozwój piłki nożnej w Belgii i Niemczech?
– Prawdą jest, że celem Double Pass jest inspirowanie, stymulowanie i wspieranie klubów oraz związków piłkarskich. W Polsce chcielibyśmy zachęcić kluby, aby poszły w kierunku w pełni zawodowych akademii. I aby postrzegały to nie jako dodatkowy wydatek, ale jako inwestycję z szansą na spory zysk. Nasz model pomógł klubom w Niemczech i Belgii w zorganizowaniu systemu szkolenia. Ale żeby było jasne – to nie my wykonujemy codzienną robotę, ale szefowie związku czy ligi, dyrektorzy akademii, szefowie klubów, trenerzy, zawodnicy. Jeden z szefów akademii w Niemczech powiedział mi: “To dzięki wam nasz system się poprawił. Muszę ci pogratulować, bo jesteśmy mistrzami świata”. Odpowiedziałem, że muszą podziękować sobie, my ich tylko zainspirowaliśmy, daliśmy im do myślenia. Jesteśmy małą częścią, ale ważną. W Belgii udało się nam pomóc zmienić tamtejszy styl gry w bardziej aktywny, ofensywny. W Anderlechcie w 2004 r. mieli 8 proc. wychowanków w składzie, teraz mają 52 proc. Ale jeśli macie w Polsce obawy, to ja je doskonale rozumiem. W Niemczech na początku opór też był spory.
RZECZPOSPOLITA
Dwa materiały od Piotra Żelaznego. Pierwszy, podsumowujący Ekstraklasę: Tylko Legia nie gra w kratkę.
Ekstraklasa to idealna liga dla bukmacherów, ponieważ przewidzieć, co się wydarzy, potrafią nieliczni. W zeszłym tygodniu obwieszczono narodziny wielkiej Lechii Gdańsk, a nowego szkoleniowca zespołu Piotra Nowaka nazywano niemal cudotwórcą. Lechia rozgromiła u siebie Podbeskidzie 5:0 i miała wrócić do poważnego futbolu. Łatwo zapomniano, że rywal grał całą drugą połowę – kiedy stracił wszystkie gole – w dziewiątkę, po dwóch czerwonych kartkach tuż przed przerwą. W tej kolejce Lechia została sprowadzona na ziemię – przegrała w Kielcach aż 2:4. To prawda, że na pastwisku lub – jak kto woli – na placu gry do plażowej piłki nożnej, ale bolesnej porażki to nie usprawiedliwia.
I drugi, ciekawszy, czyli rozmowa z Bogusławem Leśnodorskim. Zszedłem trochę na ziemię – mówi.
Czyli wy ten dług spłacacie z prywatnych pieniędzy?
– Nie ma innej drogi. Oczywiście może zdarzyć się sytuacja, że zagramy w Lidze Mistrzów czy nagle za Nemanję Nikolicia dostaniemy 15 mln euro. Przy takich nieprzewidzianych wpływach część mogłaby pójść na spłatę długu. Ale nie ma cudów. My i tak zawsze funkcjonujemy na małym minusie. Racjonalnie budżetujemy przychody i wydatki. Budżet ma sens, gdy jest na zero, albo na delikatnym plusie, żeby było bezpiecznie. Ale zawsze wydarzy się coś nieprzewidzianego. Taka sytuacja jak chociażby Celtic, kiedy koszt całej operacji: odwołań, prawników, lotów itd., rozrósł się niebotycznie. Albo w tym sezonie zmiana sztabu trenerskiego. Człowiek stara się pilnować, ale emocje przy transferach są ogromne. I racjonalność wtedy spada. To jest najtrudniejszy moment – okno transferowe. Wszyscy powtarzają, że trzeba zainwestować, żeby się zwróciło, ale trzeba też się pilnować. I tak w ostatnim oknie zaryzykowaliśmy więcej niż zazwyczaj.
Ile więcej?
– W przyszłości będziemy musieli założyć zwiększenie przychodów, żeby to odrobić… Ale nie było to agresywne zagranie. Zawsze robiliśmy transfery bardzo bezpiecznie, a teraz powiedzmy, że o 10 procent podkręciliśmy.
Podkręciliście, bo na stulecie tylko mistrzostwo?
– W Legii tak jest co roku. Z okazji stulecia może nieco bardziej niż zwykle…
(…)
Nie wiadomo, co będzie z Nikoliciem…
– W każdym klubie tak jest, gdy przychodzi dobra oferta. Słyszałem, że gdy Barcelona dostała od Chińczyków propozycję 100 milionów euro za Ardę Turana, nie zastanawiała się nawet pięciu minut. Tylko on się nie zgodził. W każdym klubie zawodnik może odejść. A w przypadku Nikolicia szansa jest tym większa, że on strzela dużo goli.
SUPER EXPRESS
Na początek przeczytać możemy o Wielkich Derbach Śląska. Dalej większy tekst m.in. po Legii i rozmowa z Robertem Podolińskim. Podbeskidzie ma być jak dobry bokser – mówi trener.
Pracując pod Klimczokiem, ma pan czas, by wciąż trenować boks?
– Nieustannie! Ćwiczę z nie lada fachowcem – Grzesiem Proksą.
Pozostańmy przy pięściarstwie – byliście jak Deontay Wilder, a “Kolejorz” jak Artur Szpilka? Mistrzowie Polski niby wam się odgryzali, ale ostatecznie padli na deski.
– I to taka szpilka bez łebka (śmiech). Fajnie wyglądaliśmy, drużyna nie miała słabych punktów. Przygotowując się do tego spotkania, nie patrzyliśmy na rywali. Wszyscy wiedzą, jak gra Lech, że to mocna drużyna. Skoncentrowałem się, by wywołać u chłopaków reakcję na porażkę z Lechią. Byli wściekli i z tą złością wyszli na boisko. Chcieliśmy pokazać, że po przegranej w Gdańsku potrafimy podnieść głowy i nie składamy broni w walce o utrzymanie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia napiera na lidera.
Zamiast cytować konkretne teksty z meczów, idziemy do podsumowania kolejki autorstwa Antoniego Bugajskiego. Lider z Gliwic zakopany w błocie.
Takie cuda tylko w polskiej lidze – mistrz Polski w pierwszym tegorocznym meczu rozbija Termalikę Bruk-Bet Nieciecza 5:2, po czym sam daje się stłuc ostatniej drużynie w tabeli 1:4, która pierwszy mecz przegrała 0:5 z mającą wielkie aspiracje Lechią. Ale ta niby-mocarna Lechia w drugim meczu dostaje łomot od Korony Kielce, która w tym sezonie wcześniej u siebie wygrała tylko jeden raz. Pytanie, o czym to wszystko świadczy, lepiej na razie pozostawić bez wyraźnej odpowiedzi, bo na pewno nie o stabilnej formie wielu drużyn, które na ten sezon wyznaczyły sobie ambitne cele. Paradoksalnie najbardziej stabilny jest lider, ale to tylko dlatego, że na razie ani nie strzela, ani nie traci goli. Piast Gliwice na starcie zakopał się w błocie i na razie nijak nie potrafi się z niego wygrzebać. Sztuczki Radoslava Lata przestały działać. Kamil Vacek w środku pola walczy za dwóch, jednak to nie wystarczy, by poderwać całą drużynę do walki. Właśnie twarda walka stała się gliwickim znakiem rozpoznawczym, a wyparowały gdzieś finezja i polot. Rajdy Patrika Mraza są dla rywala bardziej czytelne, a powstrzymanie Martina Nešpora zaskakująco łatwe. Niby nic się nie zmieniło, a jednak kibic czuje, że w porównaniu z jesienią do tej pory miał do czynienia z produktem „piastopodobnym”. Albo inaczej – na razie to jest taki Piast, jakiego mogliśmy się spodziewać przed sezonem, kiedy nikt na niego nie liczył nie tylko w kontekście gry o mistrzostwo Polski czy o podium, lecz nawet miejsca w górnej ósemce. Tyle że w trakcie rozgrywek przedstawił się nam niczym polska wersja Leicester i stąd obecny niedosyt.
W Wiśle wciąż wierzą, że Arkadiusz Głowacki zmieni zdanie. Natomiast ofensywa Górnika Łęczna jest do poprawy.
Defensywa zespołu Jurija Szatałowa była szczelna, jednak im dalej w przód, tym siła drużyny z Łęcznej malała. – Jak dla mnie to ten mecz mógł się w ogóle nie odbyć – kręcił głową po pierwszym w tym roku ligowym spotkaniu pomocnik Górnika Grzegorz Piesio, którego Jakubik doskonale zna ze wspólnych występów w Dolcanie Ząbki. – Dobrze się rozumiemy, pomaga mi w obronie – mówi o współpracy z pomocnikiem Górnika. W grze Jakubika brakowało jednak akcji ofensywnych, z których znany był kontuzjowany obecnie Leandro – w składzie zastępuje go właśnie sprowadzony z Dolcanu zawodnik. W Ząbkach nad tym elementem gry pracował z Jakubikiem trener Dariusz Dźwigała. Przyniosło to efekty. – Kiedy jest możliwość, mam pomagać Grześkowi, ale na razie mam to opanowane z prawej strony, nad lewą nadal pracuję – mówi nowy piłkarz zespołu z Łęcznej, którego nominalną pozycją jest właśnie prawa obrona.
Atakujemy ekstraklasę – mówi Krzysztof Sobieraj z Arki.
Drużyna, która po rundzie jesiennej zajmuje drugie miejsce w lidze, szykuje się do awansu?
– To miejsce wskazuje kierunek, w którym podążamy. Nie uciekamy od odpowiedzialności. Mówimy jasno: walczymy o ekstraklasę! Nie chcieliśmy głośno o tym rozmawiać przed sezonem. Stara zasada mówi: „im mniej mówisz, a więcej robisz, tym efekty są lepsze”. Teraz po prostu nie mamy wyjścia. Chcemy wykorzystać szansę, jaka się nadarzyła. Ekstraklasa jest naszym celem.
(…)
Czyli piłkarze Arki są świadomi o co grają wiosną?
– W szatni codziennie rozmawiamy na ten temat. Mam tylko nadzieję, że w przypadku awansu 70 procent tego zespołu zostanie. Ekstraklasa to dla niektórych chłopaków szansa zaistnienia. Mam tu na myśli Szwocha, Formellę, Nalepę. Taki Nalepa mógłby już teraz odejść, ale nie chce. Swoją przyszłość wiąże z Arką i z nią pragnie grać w ekstraklasie. To bardzo dobre podejście.
Zapatrzony w Steve’a Jobsa. Wracamy do reportażu z wizyty u Krychowiaka.
– Dziwię się, ze Celia jeszcze ze mną wytrzymuje. I tak rzadko wychodzimy, bo skupiam się na przygotowaniach do meczu, ale teraz jestem jeszcze gorszym partnerem do spędzania wolnego czasu – żartuje o swojej dziewczynie Krychowiak. (…) Trening, jedzenie i sen, a w weekendy mecze – tak wygląda jego grafik. Gdy jest zdrowy, znajduje czas, by ubarwić reżim ciekawszymi zajęciami. Ukończył studia, zrobił patent żeglarski, zdał prawo jazdy na motocykl, a ostatnio kupił dobry aparat i zainteresował się fotografią. – Nie pasuje mi stereotyp piłkarza-idioty. Uważa się nas za mało ogarniętych i inteligentnych, dlatego staram się rozwijać w wielu kierunkach. Nie chcę być człowiekiem, z którym nie da się porozmawiać na inne tematy niż futbol – tłumaczy. Do wymienionych zajęć dochodzą podróże, teatr i… corrida. W Sewilli jest najstarsza w Hiszpanii arena walk z bykami – Real Maestranza de Caballeria.
Fot. FotoPyk