21-letni Miłosz Trojak nie zaliczył jeszcze debiutu w Ekstraklasie, a tu proszę, media – a konkretnie sport.pl – już ochrzciły go Schweinsteigerem z Cichej. Kiedyś Jacek Kiełb na tytuł „Ronaldo spod Siedlec” potrzebował przynajmniej parunastu meczów na najwyższym poziomie, ale czasy najwyraźniej trochę się zmieniły i dziś porównają cię do Schweinsteigera „z racji postury, ale i trochę wyglądu”. Pal licho, że sylwetka Niemca nie wyróżnia się zupełnie niczym, a młody piłkarz „The Blues” „Niebieskich” jest od niego sporo wyższy, no i z twarzy też jakiś taki niepodobny. Ksywka to ksywka.
Schweinsteiger z Cichej to oczywiście nic nowego, bo w polskich mediach i wśród szeroko rozumianych ekspertów takie kwiatki zdarzają się niezwykle często. Wystarczy kilka kliknięć w wyszukiwarce Google’a, by przekonać się, że Aleksander Jagiełło to polski Messi (“SE”, grudzień 2011), Jakub Wrąbel jest wrocławskim Neuerem (Gazeta Wrocławska, luty 2015), a Marcin Wasilewski naszym własnym Carlesem Puyolem (Mirosław Trzeciak w natemat.pl, czerwiec 2012). Właśnie wypożyczony do Miedzi Legnica Paweł Krauz to lokalny Ibrahimović (“SE”, listopad 2014), a wracający z podkulonym ogonem z Belgii Filip Starzyński to chorzowski, a właściwie już lubiński Figo (“PS”, sierpień 2015). Korzystając wyłącznie z medialnych przydomków spokojnie można stworzyć potwornie silną jedenastkę największych gwiazd polskiej piłki:
Jeśli więc wziąć tę naszą europejską zgraję do kupy, wyszłaby gwiazdorska paczka, mogąca zagrać pod szyldem – a jakże – polskiego Bayernu Monachium (Legii), ewentualnie Leicester z Ekstraklasy (Piasta). Organizacją klubu zająłby się greńlandzki Gianni Infantino, twarz pod projekt podłożyłby polski David Beckham (Radosław Majdan), a publiczność do spółki z Evanderem Holyfieldem wagi półciężkiej, Piotrem Świerczewskim zabawiałby Grzegorz Halama gry defensywnej, czyli Bartosz Rymaniak. Śrubę na treningach dokręcałby nie kto inny jak Gary Neville z Nowej Huty, Krzysztof Przytuła, a taktyką zająłby się pruszkowski Jackson Pollock, czyli Jacek Gmoch. Natomiast na trybunach furorę robiłby gniazdowy Śląska Wrocław, znany też jako dolnośląski Luciano Pavarotti.
Wspomnianej jedenastki nie należy jednak rozpatrywać pod kątem jednego klubu, ale – co zupełnie naturalne – w kontekście szykującej się do Euro 2016 reprezentacji Adama Nawałki. Jakkolwiek byśmy się starali, nie potrafimy zrozumieć, dlaczego selekcjoner uparcie pomija największe gwiazdy rodzimego futbolu. Nawałka jak najszybciej powinien zmienić strategię powołań, albo – co byłoby nawet właściwsze – po prostu podać się do dymisji. Przy takim natężeniu “galacticos” utrzymanie drużyny narodowej w ryzach mogliby zapewnić wyłącznie panowie Probierz i Michniewicz, czyli polski duet Guardiola-Mourinho.
***
Gdyby futbolowi eksperci i dziennikarze decydowali się w przyszłości na kolejne mocne porównania, mamy dla nich małą ściągawkę. Oto tytuły, których śmiało mogą używać:
– Michał Przybyła – Inzaghi z Buska
– Marcel Gecov – czeski Paul Scholes
– Dawid Janczyk – nowosądecki George Best
– Karol Mackiewicz – Gareth Bale z Podlasia
– Marcin Kamiński – poznański Gerard Pique
– Jakub Czerwiński – Jaap Stam z Krynicy
– Kohei Kato – Shunsuke Nakamura spod Klimczoka
– Sławomir Peszko – polski Paul Gascoigne
– Paweł Sasin – Benjamin Button z Łęcznej
– Pavol Stano – niecieczański Paolo Maldini
– Mateusz i Michał Mak – bracia de Boer z Suchej Beskidzkiej
– Mateusz Piątkowski – polski Rickie Lambert
– Konrad Nowak – śląski Owen Hargreaves
– Mateusz Szczepaniak – bielski Thomas Müller
– Bartosz Kapustka – Steven Seagal krakowskiego Starego Miasta
– Marcin Cebula – Andres Iniesta ze Staszowa
– Bartłomiej Drągowski – białostocki Ron Jeremy
– Dominik Furman – Juninho Pernambucano z Szydłowca
Częstujcie się!