Reklama

Musiało, po prostu musiało być z tym gościem coś nie tak…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

31 stycznia 2016, 12:43 • 2 min czytania 0 komentarzy

To historia, przy której wciąż przecieramy oczy ze zdumienia. Armand Ella Ken wychował się w La Masii, uchodził za największy talent Barcelony, a jeden z trenerów mówił: „ mój kandydat na przyszłego najlepszego piłkarza świata, będzie lepszy niż Henry”. Pięć lat później chłopak wylądował w pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz, w której po półtora roku mają go serdecznie dość.

Musiało, po prostu musiało być z tym gościem coś nie tak…

Kameruńczyk wejście do ligi miał naprawdę niezłe: w drugim swoim występie strzelił dwa gole, potem dorzucił trzeciego. Robił szum na skrzydle, pokazywał futbol z innego świata. No ale zaraz się zaczęło…

Najpierw w przerwie zimowej pojawiły się podejrzenia, że Armand Ella unika cięższych treningów. Co chwila albo coś go „ciągnęło”, albo bolało, albo swędziało. Chodził na kolejne masaże, odwiedzał lekarzy – wyniki badań pokazywały, że jest z nim wszystko w porządku. Zdążył kilkukrotnie posprzeczać się z trenerami, a kiedy ci zachęcali go do cięższej pracy i szybszego powrotu do formy, on powtarzał, że musi dużo odpoczywać. W skrócie: zazwyczaj się nie przemęczał.

Taki styl bycia nie przypadł też do gustu Radosławowi Mroczkowskiemu, nowemu trenerowi Sandecji. Chłopak w ostatnich dniach zasygnalizował, że znów go coś boli, ale po badaniach dostał zalecenie: „nic ci nie jest, musisz to rozbiegać”. Ale zamiast potruchtać wokół boiska – wziął swoje rzeczy i zwinął się do domu.

Serdecznie dość Armanda Elli mają też w samej szatni. Jeden z zawodników opowiadał nam, jak tuż przed wyjazdem na mecz ligowy zgłosił uraz. Lekarze znów nic nie stwierdzili, była zgoda na jego grę, ale on postawił na swoim i został na miejscu. Dopiero po czasie wyszło na jaw, że nie chciał wyjeżdżać z Nowego Sącza, bo przyjechała dziewczyna z rodziną. W szatni był już skreślony. Tym bardziej, że wcześniej widać było, że odstawia nogę na zajęciach, a codzienny trening to dla niego największa możliwa kara.

Reklama

A przy okazji facet zdążył potwierdzić, że nie jest okazem zdrowia. podczas pobytu w Sandecji stracił dobrych kilka miesięcy, bo zerwał więzadło w kolanie. Kiedy więc teraz nie chce oglądać go na oczy już ani zespół, ani nowy trener – kontynuacja współpracy nie ma sensu. Armand Ella był dopiero co na testach w Karsiyaka SK, 18. drużynie drugiej ligi tureckiej, a teraz ćwiczy z Levanger FK, zespołem z norweskiego zaplecza.

Tam też piszą, że mają u siebie byłą perełkę Barcelony i zaczynają się zastanawiać, jaki defekt ma ten chłopak. My już wiemy.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...