Różnie układają się losy piłkarzy po zakończeniu kariery – jedni idą w trenerkę, drudzy jeżdżą po wioskach szukając talentów, jeszcze inni całkowicie zmieniają branżę. David Beckham ma nieco większe ambicje – od podstaw zbuduje drużyną piłkarską.
Anglik zawsze miał szerszy pomysł na karierę niż reszta, przynajmniej jeśli chodzi o pieniądze. Był pierwszym zawodnikiem, który ze swojego nazwiska zrobił prawdziwą markę – zarówno przed nim jak i po nim grało wielu lepszych. Ale to on był liderem kolejnych rankingów najlepiej zarabiających piłkarzy, nawet jeśli wcale nie wyciągał najwięcej z klubowych kas. Lepsze pieniądze zarabiał gdzie indziej, reklamując choćby Armaniego czy Jaguara. Ma swoją linię perfum, inne źródła, za które przyjmuje tuziny przelewów, można wymieniać w nieskończoność. Zresztą, jego biznesowy partner, Simon Fuller powiedział o nim, że Anglik to przykład ewolucji od sportowego bohatera do przedsiębiorcy. Teraz Beckham chce potwierdzić, że jego zmysł finansowy pozwoli mu osiągnąć kolejny sukces.
Tworzy klub piłkarski w Miami. Prawo do takiej inwestycji zagwarantował sobie już w 2007 roku, gdy podpisywał kontrakt z Los Angeles Galaxy – jeden z punktów umowy przyznawał mu promocyjną cenę na licencję, uprawniającą do gry jego przyszły klub w MLS. Anglik czekał siedem lat, by z tego skorzystać, dokładnie w lutym 2014 ogłosił, że dogadał się z władzami ligi i zakłada zespół. Ale to nie tak, że to jego indywidualne widzimisię – Becks nie jest sam.
Wszystko w oparciu o grupę właścicielską Miami Beckham United, w skład której, poza Anglikiem, wchodzi jeszcze trzech inwestorów. Początkowo miał się dorzucić również LeBron James, ale sprawa ucichła po jego powrocie do Cleveland Cavaliers. Być może, póki co mu nie wypada. W każdym razie, tak to już jest – przeciętni ludzie składają się na pizzę, Becks z kolegami bierze klub piłkarski. Panowie chcą wykorzystać szansę – MLS ma być powiększona do 24 drużyn, bo poza Miami, do ligi chce dołączyć Atlanta, Los Angeles (to będzie drugi zespół tego miasta) i Minnesota.
Beckham wybrał jednak trudne miejsce, bo w Miami ludzie futbolem raczej nie żyją. Ostatni raz zespół stamtąd grał pod szyldem MLS w 2001 roku – byli to Miami Fusion. Ale ligę okrojono z 12 do 10 drużyn, a Fusion po prostu wyproszono, mimo że wygrali Zachodnią Dywizję. Zresztą, dokładnie wtedy ten sam los spotkał drugi team z Florydy, Tampa Bay Mutiny. Dziś ani jedni, ani drudzy nie istnieją.
Tak, Floryda ma dziś inne zajęcia niż futbol. Warto powiedzieć tylko, że w każdej z lig Big four (NBA, NHL, NFL, MLB), ten stan ma swojego przedstawiciela, a trzech z nich, siedzibę ma właśnie w Miami. Beckham stoi więc przed wyzwaniem – jak przekonać mieszkańców, by zainteresowali się jedenastoma facetami, goniącymi za kulistym przedmiotem.
Na pewno będzie łatwiej, gdy zatrudni piłkarzy znanych nawet we Florydzie. Mówi się o Rooneyu, Ibrahimoviciu, Pique – co ważne, Becks tych plotek nie ucina. – Jeśli on będzie nadal grał, gdy my przystąpimy do ligi, kupię go od razu. Kto by nie chciał mieć w zespole faceta, który zabiłby, byle tylko wygrać? – mówił o Zlatanie. W poprzedniej drużynie z Miami, najbardziej znanymi zawodnikami byli Kolumbijczycy, Carlos Valderrama i Diego Serna. Ten pierwszy znalazł się nawet na słynnej liście Pelego, ale z całym szacunkiem, jeśli potwierdzenia się sprawdzą, Anglik przygotowuje zupełnie inny kaliber.
Wygodniccy kibice z bogatego Miami na pewno zwrócą uwagę też na stadion, z którego przyjdzie im oglądać mecze. Becks zadbał i o to: powstanie nowoczesny obiekt na 25 tysięcy ludzi, kosztujący około 250 milionów dolarów. Wybrać lokalizację nie było łatwo, na kolejne propozycje miasto kręciło nosem, w końcu stanęło na Overtown, historycznej dzielnicy miasta, słynącej kiedyś z silnie rozwiniętej segregacji rasowej. Beckham kupił sobie władze tym, że zgodził się na użytkowanie obiektu przez publiczną szkołę Miami, czwartą największą w kraju. Obiekt ma być skończony na początku 2018 roku, wtedy też drużyna ma przystąpić do ligi.
Drużyna, klub, zespół – zapytacie, jak ten twór ma się w końcu nazywać? MLS Miami Team – na razie tak jest prezentowany. Nazwa to niezbyt oryginalna, więc raczej wciąż robocza, wcześniej na prezentacjach dla miasta, mówiono Miami Vice, ale trudno brać to za coś innego niż żart. Można więc chyba powiedzieć – nazwy nie ma, za to cały projekt przygotowany jest od A do Z. A gorzej, gdyby było odwrotnie. To jest jednak Beckham, na czym jak nad czym, ale na robieniu pieniędzy to on się zna – teraz pewnie będzie podobnie.
Paweł Paczul