Reklama

Guangzhou sprzedaje talent rywalowi, by… wzmocnił się na puchary

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2016, 16:34 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie trzeba być doktorem psychologii, ani rozczytywać się w dziełach szarlatanów od treningu personalnego, by wiedzieć, że nawet bezinteresowne przysługi pewnego dnia mogą stać się bardzo zyskowne. Właściwie wystarczy ze zrozumieniem poznać “Ojca Chrzestnego” i opisany przez Michaela Corleone system przysług świadczonych przez mafię. Dziś moja pomoc jest darmowa, ale kiedyś może nadejść moment, że też będę potrzebował wsparcia.

Guangzhou sprzedaje talent rywalowi, by… wzmocnił się na puchary

To jeden aspekt, czyli realne zyski z pozornej bezinteresowności. Jest też i drugi – wzmacniając rywalizację, wzmacnia się średni poziom w grupie. Wiedział o tym Bayern, udzielając pożyczki Borussii Dortmund, wiedzą o tym inni giganci wspierający konkurencję w krytycznych momentach, by wspomnieć choćby o “spadochronowym” w Premier League, które daje zaplecze finansowe spadkowiczom z ligi, by wyrżnięcie w glebę nie było zbyt bolesne.

Obie te nauki najwyraźniej dotarły do Chin, gdzie doszło do dość oryginalnego transferu na linii Guangzhou Evergrande – Szanghaj SIPG. Na początku zaznaczmy: nie jesteśmy aż tak naiwni, by wierzyć w całą historyjkę o sile solidarności. Dużo bardziej przemawia do nas siła niemal dwudziestu milionów euro, które przelano z konta drugiego z klubów do Kantonu. Ale samą próbę obudowania takiej transakcji sympatyczną opowieścią wypada odnotować i docenić.

Otóż: w ostatnich sezonach przez Guangzhou Evergrande przeleciało mnóstwo piłkarskich talentów, wśród nich między Paulinho (na pewno nie wiecie, więc przypomnimy: kiedyś grał w ŁKS-ie), Lucas Barrios czy Dario Conca. Prowadził ich Marcelo Lippi, obecnie trenerem jest Luiz Felipe Scolari a spektakularne zakupy klubu symbolizowały i symbolizują rosnące znaczenie ligi chińskiej i przede wszystkim chińskiej gospodarki. Kwoty rosły i rosły, nie tylko w Kantonie, ale i w innych klubach, w których zaroiło się od zbliżających się do emerytury gwiazd i talentów łasych na wysokie zarobki. Największą gwiazdą klubu pozostawał jednak zawodnik, który do Europy nigdy nie dotarł.

Elkeson, brazylijski napastnik, został ściągnięty prosto z Botafogo za dość skromną kwotę, bo niecałe sześć milionów euro. W trzy sezony naładował dla klubu 76 goli, mając spory udział przy zdobyciu trzech kolejnych tytułów mistrzowskich oraz dwóch tytuł klubowego mistrza Azji. Dwukrotnie zdobywał nagrodę “Złotego Buta”, dwukrotnie lądował w jedenastce sezonu Azjatyckiej Ligi Mistrzów. I dziś tenże Elkeson… trafia do największego rywala Guangzhou, SIPG Szanghaj. Kwota? Niemal dwadzieścia milionów euro. Uzasadnienie? Ha, i tu właśnie zaczyna się historia właściwa.

Reklama

Rekordowy transfer został bowiem wykonany w imię… “dobra całego chińskiego futbolu”. Otóż działacze Guangzhou Evergrande zapewniają, że chcieli wzmocnić rywala, by godnie i z sukcesami reprezentował Chiny w rozgrywkach azjatyckich pucharów. Ubiegłoroczni wicemistrzowie za moment wejdą bowiem do gry w Lidze Mistrzów, w fazie barażowej, o krok przed wyśnioną fazą grupową tamtejszego Champions League. Jak wielkie znaczenie ma awans do tej elity nie trzeba nikogo przekonywać, szczególnie w Polsce, kraju, który – jak w popularnych memach -“cannot into space” i “into faza grupowa”.

Naiwne? Zdecydowanie. To najwyższy transfer w historii ligi i naprawdę wystarczyłoby uzasadnienie, że “dali dwadzieścia baniek, to sprzedalibyśmy im nawet nasze egzemplarze czerwonej książeczki Mao”. Ale to Chiny. Azja. Trochę inne podejście, o czym świadczy choćby obowiązujący przez kilka sezonów zakaz zatrudniania golkiperów spoza kraju, a także intensywne zaangażowanie rządu w rozwój chińskiej piłki – biorąc pod uwagę to ostatnie, jesteśmy w stanie uwierzyć, że jednak nieprzypadkowo była to transakcja wewnątrz ligi.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...