W meczu Pogoni z Podbeskidziem pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie i w pojedynkę rozruszał całą formację ofensywną swojej drużyny. Zdobył dwa gole i był bardzo blisko dołożenia kolejnych dwóch. Był agresywny, dobrze się ustawiał, a obrońcy rywala mieli z nim ogromne problemy. Był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na boisku, a po meczu dostał od nas bardzo wysoką ósemkę. To właśnie takiego Wladimera Dwaliszwilego kibice Pogoni chcieliby oglądać co tydzień.
Na to jednak specjalnie się nie zanosi, bo ostatnimi czasy Gruzin notuje dobre występy… raz w roku. Czyli żeby znaleźć jego trzy dobre mecze, musieliśmy cofnąć się o przeszło dwa lata. Jego najnowsze dobre spotkania to:
23.11.2013: Legia – Pogoń 3:1 (gol)
23.11.2014: Odense – Nordsjaelland 1:0 (gol)
13.12.2015: Pogoń – Podbeskidzie 2:0 (dwa gole)
W międzyczasie Gruzinowi udało się jeszcze wbić dwa inne, mocno przypadkowe gole. Pierwszego zdobył w meczu Legii z Piastem, kiedy to po kiksie Radosława Murawskiego z najbliższej odległości wepchnął piłkę do siatki, co było zarazem jego jedynym naprawdę udanym zagraniem w całym spotkaniu. A drugiego w przegranym przez Odense meczu z Midtjylland, gdzie wykorzystał nieporozumienie bramkarza z obrońcą i wturlał piłkę do bramki rywala. Jakkolwiek patrzeć, do wczoraj Dwaliszwili legitymował się 24 miesiącami, w których we wszystkich rozgrywkach strzelił ledwie trzy bramki i nie zaliczył żadnej asysty. I były to 24 miesiące naprawdę fatalnej gry.
Jeżeli wczorajszy mecz z Podbeskidziem nie był jakimś jednorazowym wyskokiem, to 29-letni Gruzin właśnie przerwał zdecydowanie najgorszy okres w całej swojej karierze. Przez ostatnie dwa lata albo kompromitował się w lidze polskiej albo w duńskiej. W Ekstraklasie za swoje wszystkie występy z tego okresu dostał od nas siedemnaście ocen, które złożyły się na przerażającą średnią 2,59. Dwaliszwili aż 14-krotnie zasłużył na notę z przedziału 1-3, czyli czternaście razy zagrał bardzo, bardzo słabo. Natomiast w barwach Odense we wszystkich rozgrywkach wziął udział łącznie w czternastu spotkaniach, na które złożyły się dwa zwycięstwa, dwa remisy i aż dziesięć porażek, przez co – nie mogło być inaczej – wylądował na ławce rezerwowych. Innymi słowy, ostatnie osiągnięcia Gruzina mogły go wpędzić w jakąś straszliwą depresję.
Przypadek Dwaliszwilego to jeden z największych zjazdów, jakie oglądaliśmy w ostatnich latach w polskiej piłce. Z czołowego napastnika ligi, którego Legia wydarła Polonii, przerodził się w synonim kompletnej bezzębności. W napastnika siermiężnego, ociężałego, grającego bez polotu i specjalnej ambicji. I tak naprawdę dopiero wczoraj Gruzin przypomniał, dlaczego jakiś czas temu go ceniono. Pytanie tylko, czy będzie w stanie prezentować taką dyspozycję z większą regularnością, czy jednak na kolejny tego typu występ przyjdzie nam poczekać do grudnia przyszłego roku.
Fot. FotoPyK