Aston Villa nie do zatrzymania. Sezon, w którym wszystko stało się możliwe

Wojciech Piela

29 grudnia 2025, 14:26 • 12 min czytania 1

„Co za czas, aby być kibicem Aston Villi!” – wykrzyknął komentator BBC Mark Scott, po tym, jak Ollie Watkins drugim golem przeciwko Chelsea dał w końcówce swojemu zespołowi wynik 2:1. 11 zwycięstw z rzędu we wszystkich rozgrywkach oznacza wyrównanie rekordu sprzed 111 lat! To zamierzchłe czasy, bo w 1914 roku dopiero wybuchła przecież I Wojna Światowa. Polska pojawiła się na mapie cztery lata później, a dziś wraz z reprezentantem naszego kraju The Villans przebijają kolejne sufity.

Aston Villa nie do zatrzymania. Sezon, w którym wszystko stało się możliwe
Reklama

O ich obecności w angielskiej czołówce od kilku lat wszyscy już doskonale wiedzą. Unai Emery na Villa Park oddalił od siebie wszelkie pomruki wątpliwości, jakie niektórzy wygłaszali w Anglii po jego pobycie w Arsenalu. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów, odpadnięcie po zaciętej batalii z PSG oraz czwarte miejsce w Premier League mówią same za siebie. Teraz jednak znów chcą zadziwić wszystkich i to w okresie, gdy wydawało się, że raczej będą musieli oglądać się za siebie.

Sezon, w którym wszystko stało się możliwe. Aston Villa nie chce się zatrzymać

5 meczów, brak zwycięstwa, 3 remisy i tylko jeden strzelony gol – zresztą dopiero w piątym spotkaniu. Z polskiego punktu widzenia cieszyliśmy się, że to Matty Cash otworzył w tym sezonie Premier League konto bramkowe Aston Villi, ale dla ekipy z Birmingham był to najgorszy start rozgrywek od 28 lat. – Musimy zaakceptować jeden punkt, ale nie tak chcemy wyglądać jako drużyna. Gra w dziesiątkę powinna być łatwiejsza, ale nie gramy z takim zaangażowaniem, jak przez ostatnie trzy lata. Zgubiliśmy tożsamość i pewność siebie. W obronie byliśmy zbyt leniwi, choćby przy straconym golu – mówił po zremisowanym meczu z Sunderlandem Unai Emery.

Reklama

Dziś trudno w to uwierzyć, ale wtedy (również w obliczu odpadnięcia we wrześniu z Pucharu Ligi po rywalizacji z Brentford) presja na Hiszpanie była odczuwalna. Wszyscy mieli oczywiście w pamięci wcześniejszą wielką przemianę i wyciągnięcie Aston Villi z okolic strefy spadkowej, ale marazm był aż nadto widoczny. Kibice wzdychali za Marcusem Rashfordem i Marco Asensio, którzy wiosną na wypożyczeniu tchnęli w ekipę z Birmingham nowego ducha, dzięki czemu do samego końca znów mogli walczyć o awans do Ligi Mistrzów.

Obaj jednak nie zdecydowali się kontynuować karier w Aston Villi – jeden gra w Barcelonie, a drugi w Fenerbahce. Do tego doszła porażka w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu z Manchesterem United w kontrowersyjnych okolicznościach, gdy sędzia nie uznał gola Morgana Rogersa. To mocno siedziało w głowie zawodników, jak i samego menedżera, który długo nie mógł się pogodzić z faktem, że na finiszu rozgrywek, Aston Villa znalazła się jedynie na 6. miejscu.

Unai Emery podczas meczu z Manchesterem United

Pogrążony w smutku Emery obserwuje swoją drużynę podczas ostatniego meczu minionego sezonu

Podczas gdy inne czołowe kluby – jak Liverpool, Manchester City, Arsenal czy Manchester United – wydawały latem fortunę, aby poprawić swoje składy, Emery nie miał takiego komfortu. The Villans byli w stanie wydać jedynie 26 milionów funtów na pozyskanie Evanna Guessanda z Nicei. To nic w porównaniu do kwot zapłaconych za Alexandra Isaka, Floriana Wirtza, Tijjaniego Reijndersa, Viktora Gyokeresa czy Bryana Mbeumo. Dodatkowo, klub w ostatnich latach opuścili ważni piłkarze, jak Jhon Duran, Douglas Luiz, Leon Bailey czy Jacob Ramsey.

To efekt konieczności przestrzegania zasad zysku i zrównoważonego rozwoju (PSR). Przepisy w Anglii stanowią, że kluby nie mogą wykazać strat przekraczających 105 mln funtów w trzyletnim cyklu sprawozdawczym. Ponadto w lipcu UEFA nałożyła na Aston Villę karę grzywny w wysokości 9,5 mln funtów za złamanie przepisów, w tym za wydanie na wynagrodzenia zawodników kwoty przekraczającej dozwolone 80% dochodów. Ograniczenia finansowe tylko potęgowały frustrację i rozczarowanie.  – To są zasady, które moim zdaniem są po prostu niesprawiedliwe. Mamy właścicieli, którzy chcą inwestować w drużynę i wydawać pieniądze, żeby klub się rozwijał, ale nie wolno im tego robić  – powiedział kapitan Aston Villi John McGinn zapytany o tę sytuację na początku sierpnia.

W wyniku zamieszania klub we wrześniu opuścił Monchi, a więc dyrektor ds. piłki zawodowej. Hiszpan przez lata współpracował z Emerym w Sevilli, gdy klub wygrywał Ligę Europy. Był także ważną częścią dwóch pierwszych lat pracy szkoleniowca na Villa Park. Pod koniec jednak między panami coraz częściej dochodziło do nieporozumień, więc w jego miejsce zatrudniono Roberto Olabe, pracującego wcześniej w Realu Sociedad. Emery znów pokazał, że nic nie dzieje się w klubie bez jego wiedzy i również miał ogromny wpływ na sprowadzenie go na Wyspy. Obaj poznali się jeszcze w latach 90., gdy grali razem dla klubu z San Sebastian – Emery jako środkowy pomocnik, Olabe jako bramkarz. Później Olabe zatrudniał z kolei Emery’ego w Almerii, gdzie obecny szkoleniowiec Aston Villi zadebiutował jako szkoleniowiec w La Liga.

Jeszcze trzy miesiące temu kierunek wydawał się więc niepewny. Zarówno w gabinetach, jak i na boisku było niespokojnie. Wówczas do formy wrócili gracze, którzy pozostali w klubie, lub tacy, których swego czasu Emery już skreślił.

Zacznijmy więc od Emiliano Buendii. W 2021 roku trafiał na Villa Park za 38 milionów funtów jako najdroższy transfer w historii klubu, ale już po dwóch latach zerwał więzadła krzyżowe i stracił cały sezon 2023-24. Po niezbyt udanej jesieni w następnym cyklu, wiosną udał się z kolei na wypożyczenie do Bayeru Leverkusen, gdzie tylko trzy razy zagrał w wyjściowym składzie. Jego wejście do Villi po powrocie również nie wskazywało na odrodzenie, ale potem stał się jednym z symboli poprawy formy. Argentyńczyk strzelił gola i zaliczył asystę w meczu przeciwko Fulham, który był pierwszym wygranym w tym sezonie Premier League. Rozegrał również znakomite zawody przeciwko Tottenhamowi czy Feyenoordowi w Lidze Europy. Potrafi odnaleźć się w różnych rolach na boisku, zarówno grając tuż za napastnikiem, jak i nieco głębiej w środku pola. We właściwych momentach zbiega także na boki. Do tego dochodzą ozdobniki techniczne, jak przepiękny gol z wolnego przeciwko Bournemouth.

Niedawno jego trafienie w końcówce pozwoliło na pokonanie Arsenalu. Dobrze odnalazł się w chaosie, gdy piłka spadła mu pod nogi w polu karnym. W tym samym spotkaniu swój moment chwały przeżywał także Matty Cash. Były takie czasy, w których pozycja reprezentanta Polski w klubie z Villa Park nie należała do najmocniejszych. Rok temu o tej porze sprowadzono przecież choćby z Levante Andresa Garcię, który miał sprawić, że Cash mocno odczuje oddech rywalizacji na plecach. Sporo na jego pozycji grał również nominalny stoper Ezri Konsa. Dzisiaj jednak Anglik wrócił już na środek obrony, a 22-letni Hiszpan po powrocie po kontuzji nadal czeka na pierwszy występ w tym sezonie. Prawa obrona stała się niekwestionowanym królestwem naszego kadrowicza.

Cash przeżywa najlepszy sezon w karierze, a jego gole z Arsenalem i Manchesterem City zapewniały The Villans bezcenne punkty w walce o mistrzostwo. – Spokojnie, o czymś takim pomyślimy chyba dopiero przy bożonarodzeniowej kolacji – mówił kilkanaście dni temu 28-latek. The Villans utrzymują jednak dystans tylko punktu do City i trzech do Arsenalu, więc na pewno wyobraźnia musi w tym przypadku być rozbudzona.

A Polak przedłużył niedawno kontrakt do czerwca 2029 roku i nadal jest ulubieńcem kibiców, którzy pieszczotliwie nazywają go „Polish Cafu”. W każdym ze spotkań wykonuje mnóstwo dośrodkowań rozszerzając grę, gdy panuje zbyt duży tłok w środku pola. Teraz ze względu na żółte kartki zabraknie go w starciu z Kanonierami, co oznacza niemały ból głowy dla Emery’ego.

Matty Cash świętuje gola z Arsenalem

Matty Cash strzelił już w tym sezonie 3 gole w Premier League – to jego najlepszy wynik w karierze

Taki magik jak on na pewno ma już jednak przygotowany swój plan. Tak, jak w innych sytuacjach. – W pierwszej połowie kryli jeden na jeden, ale zawsze mieli dodatkowego środkowego obrońcę, kiedy graliśmy długimi piłkami. Gdy wszedłem na boisko po przerwie, wprowadził na skrzydła Jadona Sancho i Morgana Rogersa. Na pozycję numer 10 ustawił z kolei Youriego Tielemansa, więc mieliśmy tam dodatkowego zawodnika. To geniusz taktyki – taką laurkę swojemu trenerowi wystawił po ostatnim gwizdku starcia z Chelsea Ollie Watkins.

Anglik strzelając dwa gole po wejściu z ławki stał się bohaterem, ale też odpłacił za wiarę, jaką pokładał w niego Emery na przestrzeni rozgrywek. W tym sezonie zmarnował już 7 dogodnych okazji, co plasuje go na czwartym miejscu w tej niezbyt chlubnej klasyfikacji w całej lidze. – Ma moje pełne zaufanie. Może ma mniej pewności siebie, bo nie strzela goli, ale zawsze należycie wykonuje swoje zadania. A gole jeszcze nadejdą, jestem przekonany – mówił Hiszpan na konferencji prasowej przed starciem z Brighton.

Wówczas Watkins również strzelił dwa gole, a po jednym z nich Emery rzucił swoim płaszczem w szalonym geście radości. 29-latek z dorobkiem 78 goli to najskuteczniejszy piłkarz Aston Villi w historii Premier League, ale w obecnym sezonie dołożył jedynie 5 trafień. Dla gracza, który przecież na EURO 2024 golem w półfinale z Holandią wprowadzał Anglików do wielkiego finału, to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań. Teraz musi się on martwić, czy w ogóle znajdzie się w samolocie, który zabierze reprezentację do USA na zbliżający się mundial.

Takie występy jak z Chelsea znacznie go jednak do tego celu przybliżają, podobnie jak całą Aston Villę do upragnionej Ligi Mistrzów. Po przerwie w tym spotkaniu The Villans grali już znacznie bardziej kombinacyjnie, co widać choćby po statystykach Emiliano Martineza, który posyłał o siedem procent mniej długich piłek. Drużyna Emery’ego po raz kolejny pokazała również, że ma odporność psychiczną. Częściej w tym sezonie byli do przerwy na debecie (sześć razy) niż prowadzili (cztery), a osiemnaście punktów zdobyli z pozycji drużyny przegrywającej. Idąc dalej, gdy weźmiemy pod uwagę trzy ostatnie sezony, to tych punktów jest aż 54 – najwięcej w całej Premier League.

Nie tylko Watkins był tym, kto znacznie pomógł w zwycięstwie z The Blues. Dobrze po wejściu z ławki odnalazł się także reprezentant Belgii Amadou Onana, który przechwycił piłkę przy golu na 1:1. Najjaśniejszą postacią spośród całej kadry The Villans z przodu jest jednak zdecydowanie Morgan Rogers. – Zamiast szukać pozycji dla moich najlepszych zawodników tylko po to, żeby mieć ich na boisku, wolę ustawić każdego na jego najlepszej pozycji i zapewnić trochę rywalizacji – tak w listopadzie o jego batalii o miejsce w składzie reprezentacji Anglii z Judem Bellinghamem mowił selekcjoner Thomas Tuchel.

Fakt, że Rogers jest stawiany w podobnym szeregu, co gwiazda Realu Madryt, stanowi duże wyróżnienie, ale nie są to pochwały na wyrost. Mówimy przecież o zawodniku, który w całym zespole ma najwięcej dryblingów oraz przebiegniętych kilometrów. To dowód na to, że daje ekipie więcej niż te najważniejsze liczby.

Pod kątem goli i asyst 23-latek także ma się jednak czym pochwalić. Ma już ich w tym sezonie odpowiednio 7 i 3, a to najlepszy wynik w klasyfikacji kanadyjskiej spośród wszystkich Anglików w Premier League. Niedawno Rogers popisał się choćby golem z rzutu wolnego w stylu Cristiano Ronaldo, w meczu przeciwko Leeds. Spadający liść z niewielkiej odległości nie dał szans Lucasowi Perriemu. Pokazy magii w jego wykonaniu widać również podczas przyspieszenia. Rogers to gracz niezbędny w taktyce Emery’ego, gdyż swoimi rajdami pozwala w szybkim tempie przenosić ataki bliżej bramki rywali. Nie boi się uderzeń z dystansu, tak jak z Manchesterem United, gdy ze skraju pola karnego dokręcił piłkę obok bezradnego Senne Lammensa.

Znakomita forma Villi sprawia, że marzenia o mistrzostwie Anglii wcale nie muszą być tak odległe. Klub z Birmingham ma w tym zakresie całkiem bogatą historię, bo sięgał po to trofeum siedem razy. W ostatnich 100 latach przytrafiło się to jednak tylko raz – w 1981 roku, a dwanaście miesięcy później – po finale z Bayernem Monachium – Villa sięgnęła również po Puchar Europy. Fani marzą jednak o jakimkolwiek trofeum włożonym do gabloty, bo czekają już na nie prawie 30 lat. W 1996 roku ekipa z Dwightem Yorkiem, Savo Miloseviciem czy Garethem Southgate’m w składzie wygrała 3:0 z Leeds United i sięgnęła po Puchar Ligi.

Z tego względu już wrześniowe odpadnięcie z Brentford właśnie w tych rozgrywkach bolało nieco bardziej. Aston Villa pozostaje jednak w grze zarówno o mistrzostwo, jak i Puchar Anglii oraz Ligę Europy. Co ciekawe, triumf w tych ostatnich rozgrywkach może być również pomocny z polskiego punktu widzenia. Jeszcze niedawno byliśmy na takich nizinach rankingu europejskiego, że wyniki w ligach TOP5 nie miały dla nas większego znaczenia. W przyszłym sezonie po raz pierwszy wicemistrz Polski, przynajmniej w teorii, również będzie mógł powalczyć o awans do Ligi Mistrzów.

Fani Jagiellonii Białystok, Lecha Poznań, Rakowa Częstochowa czy Legii Warszawa mogą ściskać kciuki za ambitnych The Villans. W przypadku ich triumfu w Lidze Europy oraz zajęcia miejsca w TOP4 może dojść do przesunięć przy rozstawieniach w ścieżce niemistrzowskiej. Szanse Aston Villi na to osiągnięcie wynoszą około 33%, więc są całkiem realne. To oznaczałoby możliwość gry dla naszego zespołu choćby z AEK-iem Ateny lub Hearts zamiast Bodo/Glimt czy Fenerbahce w drugiej rundzie kwalifikacji. Wiadomo, tak czy owak, łatwo nie będzie, natomiast przynajmniej na papierze, może to być drobna korzyść.

Co z kolei z nadziejami na mistrzostwo Anglii dla Aston Villi? Z pewnością mogą się one zwiększyć, gdyby we wtorkowy wieczór podbili oni północny Londyn pokonując lidera. Wtedy zrównaliby się z Arsenalem punktami. Dodatkowo, mieliby już za sobą obydwa wygrane mecze z tym piekielnie trudnym do pokonania rywalem. Niepokoić fanów może jedynie fakt, że we wszelkich modelach statystycznych uwzględniających gole czy punkty oczekiwane ich ukochany zespół wypada znacznie gorzej. W takich tabelach Aston Villa melduje się bliżej 16. miejsca, a więc niewiele ponad strefą spadkową.

Bierze się to z faktu, że żaden zespół w lidze nie strzelił więcej goli po uderzeniach zza pola karnego (10). Bryluje w tym Rogers, który ma… 4 gole więcej niż wskazuje xG. Ponadto, aż w 10 z 12 wygranych meczów w tym sezonie podopieczni Emery’ego okazywali się lepsi od rywali tylko o jednego gola.

Granica między euforią a rozczarowaniem jest więc w ich przypadku dosyć cienka, ale działając w tak ograniczonych warunkach Emery i tak wyczynia cuda. Seria ośmiu ligowych zwycięstw z rzędu jest obecnie najdłuższą w lidze, a Aston Villa wygląda na zespół, który potrafi cierpieć w trakcie gry. Nawet, gdy mecz nie układa się po ich myśli, konsekwentnie realizują plan nakreślony przez trenera, a na końcu wykazują się bezwzględnością pod bramką rywali.

Emery to trener, który ma najwyższy procent zwycięstw spośród wszystkich menedżerów Aston Villi w 151-letniej historii klubu. Oprócz tego, tylko trzech szkoleniowców mających większą średnią punktów od niego (1,85) w jednym klubie Premier League nie zdobyło mistrzostwa. To Mikel Arteta z Arsenalu, Rafa Benitez z Liverpoolu i Mauricio Pochettino z Tottenhamem. Próba… niedołączenia do tego grona z pewnością będzie dużym wyzwaniem, ale kto jeśli nie wybitny hiszpański menedżer miałby się jej podjąć?

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

1 komentarz

Uwielbia sport, czasem nawet próbuje go uprawiać. W przeszłości współtworzył legendarne radio Weszło FM, by potem oddawać się pasji do Premier League na antenie Viaplay. Formaty wideo to jego żywioł, podobnie jak komentowanie meczów, ale korzystanie z języka pisanego również jest mu niestraszne. Wytężone zmysły, wzmożona czujność i mocne zdrowie – te atrybuty przydają mu się zarówno w pracy, jak i życiu codziennym. Żyje nadzieją na lepsze jutro słuchając z zamiłowaniem utworów Andrzeja Zauchy czy Krzysztofa Krawczyka – bo przecież bez przeszłości nie ma przyszłości.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Największe zeskoczenia 2025 roku. Czy ktoś przebił Wisłę Płock?

AbsurDB
2
Największe zeskoczenia 2025 roku. Czy ktoś przebił Wisłę Płock?
Reklama

Anglia

Anglia

Aukcje Johna Terry’ego. Na licytację trafi koszulka „poplamiona łzami”

Braian Wilma
0
Aukcje Johna Terry’ego. Na licytację trafi koszulka „poplamiona łzami”
Anglia

Inter chce piłkarza Tottenhamu. Szykuje się głośny powrót

Maciej Piętak
1
Inter chce piłkarza Tottenhamu. Szykuje się głośny powrót
Reklama
Reklama