Twórca Deluxe Ski Jump: Polska oszalała na punkcie mojej gry [WYWIAD]

Jakub Radomski

26 grudnia 2025, 15:34 • 9 min czytania 14

Był dzieciakiem z Finlandii, zafascynowanym skokami narciarskimi i fizyką. Grę, która pasjonowała tysiące Polaków, stworzył… przypadkiem. Pewnego dnia maila wysłał mu pewien chłopiec z Niemiec. Kilka lat później Jussi Koskela mocno się zdziwił, gdy zobaczył, jak ten sam chłopiec, wtedy już dorosły, wygrywa zawody Pucharu Świata. W rozmowie z Weszło twórca legendarnej gry Deluxe Ski Jump opowiada o kulisach jej powstania, szalonym Japończyku, miłosnej historii z Polski i dzieli się swoimi przemyśleniami na temat współczesnych skoków narciarskich.

Twórca Deluxe Ski Jump: Polska oszalała na punkcie mojej gry [WYWIAD]
Reklama

Jakub Radomski: To prawda, że pierwszą wersję gry stworzyłeś przypadkiem?

Jussi Koskela: Można tak powiedzieć. Był 1999 rok, miałem 19 lat. Interesowałem się oczywiście skokami narciarskimi, które były wtedy bardzo popularne w Finlandii. W szkole natomiast moim ulubionym przedmiotem była fizyka. Pasjonowały mnie też komputery. Pamiętam, że eksperymentowałem trochę z grafiką. Próbowałem stworzyć coś na kształt prostej gry akcji, gdzie skacze się po platformach, a człowiek przemieszcza się z lewej strony na prawą.

Reklama

W pewnym momencie patrzę i okazuje się, że trochę przypadkiem zbudowałem coś, co wygląda jak skocznia narciarska. Wtedy narodziła się myśl: „Może wykorzystam to, co właśnie powstało, i stworzę grę o skokach?”. Brakowało wtedy jakichkolwiek realistycznych gier o tej dyscyplinie sportu. Kojarzę, że było kilka, ale nie zgadzały się w nich albo zasady, albo prawa fizyki. Miałem więc w głowie, by zbudować najlepszą w tamtych czasach grę o skokach narciarskich. Pierwszą wersję skończyłem dzień przed rozpoczęciem służby wojskowej.

Ile czasu byłeś w wojsku?

Rok. Przed wyjazdem przekazałem tacie instrukcje, co ma robić, gdyby ktoś zechciał kupić moją grę. Otrzymał dostęp do mojego maila. Nie wiedziałem, jakie będzie zainteresowanie, tymczasem już od początku ludzie wysyłali mi koperty, w których były pieniądze. Można było zapłacić też przelewem, ale większość osób wolała tradycyjną metodę. Gra nie była droga. Przeliczając na dzisiejsze czasy, można powiedzieć, że kosztowała jakieś 20 złotych.

No i słuchaj – siedzę w tym wojsku, nie mam jeszcze w ogóle telefonu komórkowego. Najpierw dostałem się na swoje konto i zobaczyłem, że cztery osoby kupiły moją grę. Ale mnie to jarało! Musiałem kupić kartę telefoniczną, żeby po dwóch tygodniach służby pierwszy raz skontaktować się z domem. Dzwonię, a tata mówi, że przyszło już 20 listów z gotówką. Ojciec dał sobie radę w nowej roli: sprawnie wysyłał ludziom dane do rejestracji i oni mogli zacząć grać. Pewnego dnia poszedłem poprosić o dłuższą przepustkę, żeby ogarnąć to wszystko od strony prawnej i podatkowej. Później byłem w wojsku jeszcze przez pół roku. Kiedy w tym czasie przyjeżdżałem na krótko do domu, odpowiadałem na coraz więcej maili.

Jussi Koskela, zdjęcie sprzed kilkunastu lat

Jussi Koskela, zdjęcie sprzed kilkunastu lat

W 2001 roku powstała druga wersja Deluxe Ski Jump, która zrobiła furorę w Polsce. W dużej mierze dzięki temu, że znakomicie zaczął skakać Adam Małysz.

Szacuję, że do dzisiaj moja gra została zainstalowana na mniej więcej 10 milionach komputerów. Myślę, że mniej więcej 85 procent grających w nią osób stanowili Polacy. Wiem, że w waszym kraju często instalowano ją na jednym komputerze w szkole i grali w nią wszyscy. Dzięki sukcesom Małysza ludzie oszaleli na jej punkcie. Sporo Polaków pisało mi: „Gram dosyć często w pracy, ale nie mam z tym problemu, bo mój szef jeszcze bardziej się wkręcił” (śmiech). Miałem wrażenie, że w Polsce granie w Deluxe Ski Jump stało się popularną metodą spędzania czasu, integrowania się, budowania więzi. Znam historię dwójki ludzi, którzy poznali się w sali informatycznej, gdzie oboje akurat grali w Deluxe. Zakochali się, zostali małżeństwem.

Byłeś bardzo zaskoczony popularnością swojej gry?

Oczywiście. Wszystko eksplodowało, gdy Małysz w kapitalnym stylu wygrał Turniej Czterech Skoczni w sezonie 2000/2001. Ale ekscytowali się nią nie tylko Polacy. Kiedy odbywałem jeszcze służbę wojskową, maila napisał Japończyk. Mój tata odpisał mu po angielsku, a na koniec dodał jakiś zwrot po fińsku, w stylu: „Serdeczne pozdrowienia z Finlandii”. Wiesz, co zrobił ten Japończyk? Chciał za wszelką cenę wiedzieć, co tam jest napisane. Oczywiście nie było jeszcze niczego w stylu Google Translate. Wyszedł z domu i gdzieś kupił słownik japońsko – fiński. Niedługo później zaczął się uczyć naszego języka.

Następnie zapragnął odwiedzić Finlandię. Skontaktował się ze mną, spotkaliśmy się. Był pewien problem: jego fiński nie był najlepszy, a po angielsku też mówił niespecjalnie dobrze. Ale poszliśmy na spacer, wypiliśmy herbatę. Z komunikacją był pewien problem, ale udało mu się przekazać, że przyjechał do Finlandii z czterema celami: obejrzeć zawody Pucharu Świata w Kuusamo, spotkać św. Mikołaja, zobaczyć zorzę polarną i spotkać się z Jussim Koskelą (śmiech). Podarował mi też koszulkę, przedstawiającą skocznię. Była tak fantastyczna, że nosiłem ją bardzo często i trochę się rozwaliła. Uznałem, że stanie się dekoracją. Dziś wisi w moim mieszkaniu, oprawiona w ramkę.

Gra inspirowała nie tylko zwykłych ludzi, prawda?

Nie zapomnę, jak usłyszałem kiedyś od jednego ze zdolnych norweskich juniorów, że granie w Deluxe sprawiło, że zaczęło mu lepiej iść na skoczni. Mówił poważnie. W pewnym momencie mniej więcej połowa zawodników z czołówki Pucharu Świata była moimi klientami. Uwielbiali w wolnym czasie pograć w Deluxe. Opowiadali, że to dla nich świetny przerywnik od skakania na rzeczywistym obiekcie.

Pamiętam maila od chłopca z Niemiec. Pisał mi, że ma 11 lat, uwielbia tę grę i sam zaczął skakać na nartach. Ten dzieciak nazywał się Severin Freund. To było naprawdę spore zaskoczenie, gdy oglądałem, jak w 2011 roku wygrywa swoje pierwsze zawody Pucharu Świata, i uświadomiłem sobie, że to jest przecież tamten chłopiec, fan gry.

Severin Freund

Severin Freund

Nie ukrywam, że sam byłem fanem drugiej wersji Deluxe Ski Jump. Zawsze mnie intrygowało, dlaczego były w niej skoczni np. w Anglii, Australii czy Belgii.

Chciałem, żeby z każdego kraju był tylko jeden obiekt. Ale jednocześnie – by tych skoczni było sporo. W pewnym momencie miałem już wszystkie państwa kojarzone ze skokami i musiałem mocniej użyć wyobraźni. Ale robiłem to wszystko spontanicznie, dość szybko. Nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi do tego, jak który obiekt dokładnie wygląda. Tworzyłem jeden, niedługo później następny. Czułem się jak artysta, mający wolność i robiący, co chce. To było na zasadzie: „Dobra, Australia powstanie duża. K240? A niech będzie, wyróżni się”.

Masz jakąś ulubioną skocznię spośród stworzonych przez siebie?

Japonia K210. Ale nie potrafię ci racjonalnie wyjaśnić, dlaczego. Po prostu ma dla mnie coś wyjątkowego. Ciekawe jest to, że gdybyś zapytał graczy o konkretne skocznie, wielu z nich udzieliłoby dłuższej odpowiedzi. Oni skakali na nich tysiące razy, znają każdy trick i niedoskonałości tych obiektów. Ja tworzyłem te skocznie szybko i nawet nie testowałem ich odpowiednio szczegółowo. Uznawałem: „Dobra, jest ok, nada się”. Cała gra w pierwszej wersji powstała w trzy miesiące.

Teraz gracze mogą sami tworzyć obiekty. Po tym, jak Ryoyu Kobayashi uzyskał 291 m na Islandii, ludzie również w mojej grze utworzyli wielki obiekt właśnie w tym kraju. Szczególnie aktywni są w tym Polacy. Ktoś zbudował nawet skocznię K1000. Widać u ludzi potrzebę jak najdalszego latania.

Jesteś dobrym graczem?

Jeśli chodzi o drugą i trzecią wersję, to myślę, że przeciętnym. A w tej nowszej wersji jestem beznadziejny. Podczas rywalizacji nie kwalifikuję się nawet do głównego konkursu (śmiech).

Mówiłeś na początku naszej rozmowy, że jako młody chłopak bardzo lubiłeś skoki narciarskie i ta gra powstała też trochę z pasji.

Kiedy byłem dzieckiem, skoczkowie z Finlandii odnosili wielkie sukcesy. Podziwiałem oczywiście Mattiego Nykanena, podobało mi się, jak skacze Matti Hautamaki, miałem sentyment do Ville Kantee. Ale zawodnikiem, którego fanem byłem najdłużej, jest oczywiście Janne Ahonen.

Dziś ze skokami w Finlandii jest dużo gorzej. Wydaje mi się, że duży wpływ na ten kryzys ma moment, kiedy telewizja publiczna przestała pokazywać skoki. Wcześniej to była dyscyplina dla całego kraju, transmisje należały do najbardziej popularnych programów w całej telewizji. Gdy prawa telewizyjne pozyskał płatny kanał, skoki oglądało mniej niż 10 procent oryginalnej widowni. To sieć naczyń połączonych: masz gorszą oglądalność, więc jest ciężej o sponsorów, a to z kolei prowadzi do tego, że jest mniej pieniędzy, co wpływa na poziom. To tylko moja prywatna teoria. Uważam, że zmiana nadawcy długofalowo wpłynęła na poziom zawodników, sprawiła też, że mniej ludzi przychodziło, by oglądać zawody na żywo.

Wcześniej mieliśmy wielkie gwiazdy, a dziś najlepsi Finowie to Antti Aalto i Niko Kytosaho. Wiążę z nimi pewne nadzieje. Myślę, że stać ich na wyższe pozycje w Pucharze Świata. Teraz czasami oddają jeden lepszy i drugi trochę gorszy skok, ale w obu tych zawodnikach drzemie całkiem spory potencjał.

Co ci się podoba w dzisiejszych skokach narciarskich, a co niekoniecznie?

Nie jestem fanem przeliczników i nie ma przypadku w tym, że nie ma ich jeszcze w mojej grze. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wiatr w skokach mocno wpływa na wynik, podobnie jak np. sprzęt i inne czynniki. Rozumiem, że należy jakoś to wziąć pod uwagę. Ale jednocześnie widzę, że przeliczniki w obecnej formie nie są do końca sprawiedliwe. Pytanie, czy to najlepsze rozwiązanie, jakie na ten moment można w skokach osiągnąć.

Słyszałem, że sam skakałeś na nartach i to dwukrotnie.

Najpierw w Helsinkach, na obiekcie K-15. To było kilkanaście lat temu, kiedy byłem prawdopodobnie w swojej najlepszej formie fizycznej. Uzyskałem 10 m, udało się wylądować. A druga okazja była nie tak dawno, kiedy odwiedziłem Polskę i pojawiłem się na Akademii Lotnika. Malutka skocznia: rozpoczynasz rozbieg i od razu masz próg. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Osiągnąłem może metr i upadłem.

Rok 2025 i Koskela na Akademii Lotnika w Bielsku-Białej

Rok 2025 i Koskela na Akademii Lotnika w Bielsku-Białej

Kojarzysz taką grę, jak Skoki Narcierskie 2002: Polskie Złoto? Była też znana jako Ski Jump Challenge 2002.

Oczywiście.

Co o niej sądzisz?

Spotkałem kiedyś jednego z jej twórców. Powiedział mi: „Szczerze? Twoja gra na pewno jest trochę lepsza”.

Ile przez lata może zarobić twórca Deluxe Ski Jump?

Na początku XXI wieku wielkim problemem było piractwo. Dużo więcej osób grało w Deluxe na komputerze, niż za to płaciło. W ostatnich latach sprzedaję już grę czy też mobilną wersję aplikacji i idzie to całkiem nieźle. Moja historia to nie jest opowieść o człowieku, który niesamowicie wzbogacił się na swoim wynalazku, ale jakieś pieniądze regularnie wpadają.

Przed nami Turniej Czterech Skoczni. Masz swojego faworyta?

Ta impreza, też ze względu na swój format, często generuje niespodzianki. W tym przypadku myślę jednak, że najlepszy okaże się Domen Prevc. Dominuje ostatnio nad konkurencją i raczej nie powinien stracić świetnej formy.

ROZMAWIAŁ: JAKUB RADOMSKI 

Fot. Jussi Koskela (archiwum prywatne)

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

14 komentarzy

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Wzruszające chwile na Anfield. Byłe kluby uczczą pamięć zmarłego piłkarza

Wojciech Piela
0
Wzruszające chwile na Anfield. Byłe kluby uczczą pamięć zmarłego piłkarza
Reklama

Polecane

Anglia

Wzruszające chwile na Anfield. Byłe kluby uczczą pamięć zmarłego piłkarza

Wojciech Piela
0
Wzruszające chwile na Anfield. Byłe kluby uczczą pamięć zmarłego piłkarza
Reklama
Reklama