Zacznijmy może od tego, że nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych powodów do deprecjonowania europejskiej jesieni polskich klubów w zestawieniu z rokiem ubiegłym. Jasne, trafiło nam się kilka wstydliwych momentów, zaprzepaściliśmy szansę na wykręcenie przy udziale czterech zespołów wyniku kosmicznego, ale efekt po fazie ligowej jest świetny i wyraźnie lepszy niż przy ostatnim podejściu, a wtedy byliśmy niemal wniebowzięci. Po ostatniej kolejce pozostaje więc bić brawo tym, którzy dali radę.
Naszej pace w europejskich pucharach u finiszu jesieni przewodzi Raków Częstochowa – drużyna, która w ostatnich tygodniach udowodniła, że kryzys się jej nie ima, a schyłkowy okres kadencji Marka Papszuna może być równie dobry, jak najlepsze chwile pod wodzą trenera spod znaku czapki z daszkiem. Jeśli mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą, to trener Rakowa pod względem sportowym kończy w sposób niemal modelowy. Niemal, bo mocny okres w lidze zwieńczył porażką z Zagłębiem. Za to jesień w Europie… szał, drugie miejsce w fazie ligowej, naprawdę spory wyczyn.
Czasem oglądaliśmy 100% Rakowa w Rakowie. Dla rywali spoza Polski to było tylko przykre zderzenie z możliwościami Medalików, podczas gdy my mogliśmy ze spokojem obserwować poczynania częstochowian.
Dla ekstraklasowiczów to codzienność, wszyscy wiedzą, że czasem można dostać cholery grając z ekipą spod Jasnej Góry. W Czechach, Rumunii, Bośni czy na Cyprze dopiero się przekonali, co Raków potrafi. A potrafi nie przegrać w fazie ligowej Ligi Konferencji ani jednego meczu.
Polska Liga Konferencji. Bardziej nawet niż ostatnio i to pomimo popisów Legii
Nie będzie tu hołdu dla odkrywczej myśli, że Ligę Konferencji stworzono dla Polski. Ale stworzono, to prawda. Tej jesieni mieliśmy okazję wykorzystać pełny potencjał polskości tych rozgrywek. Gdybyśmy mieli jednak, tak jak przed rokiem, dwa zespoły i padłoby akurat na Legię i Jagiellonię, to być może przepowiadalibyśmy dziś koniec polskiej piłki klubowej. Spojrzelibyśmy przecież na tabelę Ligi Konferencji, potem na tabelę Ekstraklasy, a potem oblałby nas zimny pot, przy ocenie tabeli wszystkich lig Starego Kontynentu.
Tę wątpliwą przyjemność zabrały nam jednak kwalifikacje, przez które każdy z naszych reprezentantów wdarł się na trzeci poziom rozgrywek europejskich. Tam, gdzie łatwo o punkty (to nie o tobie, Legio), zwycięstwa (to nie o tobie, Legio), awans do dalszych etapów zaplanowanych na wiosnę (i to nie o tobie, Legio).
Polsko było więc nawet bardziej niż ostatnio i dziś już wiemy, że na wiosnę będzie jeszcze ciekawiej niż w poprzednim sezonie. Choć największy sukces odniósł ze swoim zespołem Marek Papszun i to jemu należą się największe pochwały, to nie możemy zapominać o solidnej dyspozycji Jagiellonii czy ostatecznie całkiem bliskim czołowej ósemki Lechu. I skoro grają dalej, to znaczy, że oba te zespoły zwyczajnie zrobiły robotę.
Cel został zrealizowany.
Raków Częstochowa. Pucharowy lider polskiej delegacji
Ocena: 9,5/10
Przejdźmy do szybkiej oceny naszych pucharowiczów. Raków nie miał może najbardziej wymagających rywali, udało mu się uniknąć większych problemów – dość powiedzieć, że z pierwszego koszyka los przydzielił ekipie Marka Papszuna absolutnie beznadziejny w tej edycji Rapid Wiedeń. Austriaków klepał dosłownie każdy, skończyli fazę ligową na dnie tabeli, polski zespół spuścił im tęgie manto strzelając cztery gole. Nie było czego zbierać, lanie.
Z przeciwnikiem z drugiego koszyka nie poszło już tak dobrze, ale też nie poszło źle. Praska Sparta ma przecież ustaloną renomę w Europie i uciułanie z nią bezbramkowego remisu nie przynosi wstydu, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że Raków był teoretycznie zespołem z koszyka piątego.

Raków Częstochowa wypadł z naszych reprezentantów w Europie najlepiej
Jak niemiarodajny jest ten podział widzieliśmy w fazie ligowej na kilku przykładach (to akurat o tobie, Legio), ale Raków również wyszedł na ostatnich meczach w Europie świetnie w zestawieniu z oczekiwaniami. Jeśli czegoś naprawdę żal, to remisu z Sigmą Ołomuniec, która w Czechach była nawet o krok od zwycięstwa, ale… nie powinna.
– Już po pierwszej połowie można było bez cienia wątpliwości stwierdzić, że przedmeczowe opinie o mizernej sile ognia Sigmy Ołomuniec nie były wyssane z palca – relacjonował tamten mecz Michał Kołkowski. – Raków nie miał najmniejszych kłopotów z rozbijaniem ataków Sigmy. Nie dopuszczał rywali nawet w okolice własnej szesnastki. Mało tego, sami częstochowianie całkiem sprawnie radzili sobie z rozrywaniem szeregów obronnych drużyny z Ołomuńca, choć przecież szczelna defensywa miała być akurat atutem Sigmy. Tymczasem podopieczni Marka Papszuna przed przerwą wykreowali sobie trzy DOSKONAŁE sytuacje do wyjścia na prowadzenie – podkreślał dziennikarz Weszło.
Wtedy jednak problemem był Patryk Makuch, absolutnie beznadziejny pod bramką rywali. A niewykorzystane okazje, jak w starym przysłowiu, postanowiły się zemścić – Sigma oddała jeden celny strzał, ten od razu okazał się golem i sytuację musiał ratować rzutem na taśmę Stratos Svarnas. Głupi, po prostu głupi był ten mecz. Można go było na spokojnie wygrać, dlatego nie mamy zamiaru mówić o Rakowie w samych superlatywach. Było naprawdę świetnie, ale nie do końca idealnie.
Z drugiej strony Medaliki kończą fazę ligową Ligi Konferencji tylko za plecami Strasbourga – to naprawdę wielki wyczyn, powiedzmy sobie szczerze. Marek Papszun żegna się z pompą. Brawo!
Papszun pożegnał się w swoim stylu [CZYTAJ RELACJĘ]
Mecze Rakowa Częstochowa w tej edycji Ligi Konferencji (faza ligowa):
- Raków Częstochowa – Universitatea Craiova 2:0
- Sigma Ołomuniec – Raków Częstochowa 1:1
- Sparta Praga – Raków Częstochowa 0:0
- Raków Częstochowa – Rapid Wiedeń 4:1
- Raków Częstochowa – Zrinjski Mostar 1:0
- Omonia Nikozja – Raków Częstochowa 0:1
Lech Poznań. Z tym Gibraltarem to jednak była przesada
Ocena: 6/10
Skoro ekipę Lincoln Red Imps pokonała nawet Legia, to porażka na Gibraltarze jawić się powinna jako blamaż roku. W całej historii eurowpierdoli umieściliśmy ją zresztą na drugim miejscu naszego zaktualizowanego niedawno rankingu, zaraz po historycznym starciu Wisły Kraków z Levadią Tallinn.
– Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że w tej edycji europejskich pucharów trafi nam się okazja do aktualizowania rankingu hańby. W ogóle odzwyczailiśmy się już od używania słowa „eurowpierdol”. Aż tu nagle mistrzowie Polski, ekipa Lecha Poznań, postanowili urządzić nam wszystkim powrót do czasów słusznie minionych i totalnie skompromitowali się na Gibraltarze – pisaliśmy w uzasadnieniu, podkreślając, że te wciry nie dotyczyły jakiegoś przypadkowego pucharowicza.
Nie. To był eksportowy pucharowicz, mistrz Polski. Pojechał na Gibraltar i przegrał tam mecz, w dodatku zasłużenie. Straszna siara.
Nowy ranking hańby. Blamaże polskich klubów w pucharach [CZYTAJ WIĘCEJ]
Wtedy czuliśmy złość, może nawet wstyd. W innych przypadkach przewijał się niedosyt – trochę szkoda meczu z Rayo w Vallecas, szkoda też niewykorzystanej przewagi z Mainz. W obu tych spotkaniach można było wyrwać dla Polski i jej ligowego rankingu więcej, ale przyznajemy, że rywale byli klasowi, przez co zbyt wielkich pretensji o kolejno porażkę i remis nie mamy.
Gdyby nie ten nieszczęsny Gibraltar, to pewnie byśmy nawet uznali, że było bardzo dobrze, bo Kolejorz ocierał się przez moment o czołową ósemkę. A tak serwujemy Lechowi ocenę gdzieś pomiędzy „średnio”, a „okej”.

Lech dał plamę w postaci porażki z Lincoln Red Imps. Ten jeden mecz mocno wpływa na ocenę pucharowej jesieni Kolejorza
Mecze Lecha Poznań w tej edycji Ligi Konferencji (faza ligowa):
- Lech Poznań – Rapid Wiedeń 4:1
- Lincoln Red Imps – Lech Poznań 2:1
- Rayo Vallecano – Lech Poznań 3:2
- Lech Poznań – FC Lausanne-Sport 2:0
- Lech Poznań – FSV Mainz 1:1
- Sigma Ołomuniec – Lech Poznań 1:2
Jagiellonia Białystok. Spokojny finisz trudnego wyścigu
Ocena: 7/10
Ostatni mecz Jagiellonia Białystok mogła już zagrać bez większej presji, bo we wszystkich wcześniejszych kolejkach zgromadziła bezpieczną liczbę ośmiu punktów. Gdyby tak jednak spojrzeć na niektórych przydzielonych jej rywali… no los poskąpił Dumie Podlasia szczęścia. Strasbourg jest mocny, przeszedł przez fazę ligową jak burza, finiszuje na szczycie. Rayo Vallecano? Widzieliśmy, jak ten zespół obszedł się z Lechem, odrabiając straty w drugiej połowie meczu w Hiszpanii. W Białymstoku było w gruncie rzeczy całkiem podobnie. AZ Alkmaar to też nie jakieś patałachy.
Mocni, tak po prostu mocni byli rywale Jagiellonii. A z tymi łatwiejszymi było… skromnie. Kopciuszek z Malty dostał od Jagi jednego gola i miał wielkie nadzieje do końca. Reprezentująca Macedonię Północną albańska Shkendija długimi fragmentami nie wyglądała gorzej od polskiego zespołu, Jaga walczyła na wyjeździe o punkt do ostatnich chwil. Starcie z KuPS też nie przekonało nieprzekonanych – wymęczone 1:0 to trochę mało, szczególnie, że piłkarze z Podlasia wykazali się rażącą nieskutecznością.
– Siedemnaście strzałów, z tego aż dziewięć celnych. Jeden gol. Na wagę zwycięstwa, trzech punktów, wyraźnego skoku w tabeli Ligi Konferencji, ale skuteczność nie jest mocną stroną białostoczan. Cóż, jest to pewna rysa na całkiem dobrej dziś grze Jagiellonii. Rywal nie był może jednym z tych naprawdę wymagających, nie mamy prawa narzekać na wygraną i ostateczny rezultat tej rywalizacji z Finami, lecz przy innych okazjach trzeba się będzie trochę bardziej wysilić – pisaliśmy po spotkaniu i zdania nie zmieniamy.
Lepszy remis… Jagiellonia niepokonana na wyjazdach w Europie [CZYTAJ WIĘCEJ]

Jagiellonia nie miała łatwo, więc wypada docenić, że w meczach z trudnymi rywalami pokazała się z naprawdę dobrej strony
Mimo paru zastrzeżeń, w fazie ligowej każde zwycięstwo liczy się za trzy punkty, chodziło tylko o to by uciułać odpowiednią liczbę oczek. Ligę Konferencji udało się więc Adrianowi Siemieńcowi i spółce ujarzmić, Jaga znów zagra w niej na wiosnę, znów w play-offach. Powodów do zmartwień za wielkich nie ma, bo i w lidze zimę zespół ten spędzi na podium. Wychodzi na to, że odwalono kawał dobrej roboty, którego wizytówką nie jest jednak ani gra (Shkendija, czyli cud w Skopje, pamiętamy), ani efektowne wyniki.
W Białymstoku muszą się chwalić celem, do którego ostatecznie dotarli. Przy trudnym terminarzu wyszło naprawdę nieźle, teraz niech będzie lepiej.
Mecze Jagiellonii Białystok w tej edycji Ligi Konferencji (faza ligowa):
- Jagiellonia Białystok – Hamrun Spartans 1:0
- RC Strasbourg – Jagiellonia Białystok 1:1
- Shkendija Tetowo – Jagiellonia Białystok 1:1
- Jagiellonia Białystok – Kuopion Palloseura 1:0
- Jagiellonia Białystok – Rayo Vallecano 1:2
- AZ Alkmaar – Jagiellonia Białystok 0:0
Legia Warszawa. Jesień wielkiego wstydu
Ocena: 1,5/10
K O M P R O M I T A C J A. Żartowaliśmy sobie w czwartkowy poranek, zastanawiając się, jak wysoko musiałaby wygrać wczoraj Legia żebyśmy dali jej za tę fazę ligową chociaż „dwójkę”, ale nawet nie będziemy zdradzać pułapu, który sobie ustaliliśmy. Przyznajemy jednak, że Wojskowi go nie przekroczyli. Fajnie, że wreszcie się przełamali, lecz sami doprowadzili do momentu, w którym cała Polska poważnie wątpiła w to, że będą w stanie ograć mistrza Gibraltaru.
Obawy były naprawdę uzasadnione. Legia dostawała w trąbę, odpadła z Ligi Konferencji na kolejkę przed końcem, a jak już mecz w Europie wygrała, to był to akurat ten, po którym jej trener nawet się nie cieszył.
U siebie, lecz w gościach. Szachtar, Legia i dziwne okoliczności [REPORTAŻ]
Byliśmy w Krakowie, widzieliśmy. Edward Iordanescu na konferencję po spotkaniu z Szachtarem przyszedł obrażony i bajdurzył coś o tym, że Legia ma szansę grać dobrze bez względu na to, czy jej trenerem będzie on, czy ktoś inny. Tam nawet nie padły żadne pytania, nic. Żal było z Rumunem wchodzić w jakąkolwiek interakcję, ale… do dziś wygrana z Szachtarem pozostawała ostatnią wygraną Wojskowych we wszystkich rozgrywkach. To brzmi niewiarygodnie także dlatego, że po drodze Legia mierzyła się z ekipą z Armenii czy kilkoma ligowymi outsiderami, były okazje do przełamania.
Zwycięstwo w końcu nadeszło, na sam koniec fazy ligowej, z Lincoln Red Imps, mistrzem Gibraltaru. No wielkie brawa!

Legia ostatecznie odpadła z Ligi Konferencji już przed ostatnią kolejką
O całości szkoda gadać, bo tu nie ma nawet cienia usprawiedliwienia dla tych skandalicznych wyników. Tegoroczna kampania europejska Legii to porażka po całej linii. Do kanonu przejdzie wystawienie składu węgla i papy na Samsunspor czy gol pod wezwaniem Flipa i Flapa stracony z Noah. Komedia, ot co.
Trudno o jakiś punkt zaczepienia przy poszukiwaniu chociaż maleńkich pozytywów, jeśli w gronie dwunastu zespołów odpadających z rozgrywek Ligi Konferencji są oprócz ciebie takie tuzy jak:
- mistrz Irlandii,
- wicemistrz Irlandii,
- mistrz Malty,
- mistrz Islandii,
- mistrz Gibraltaru,
- aktualnie 4. w lidze mistrz Ukrainy,
- 3. drużyna ligi rumuńskiej,
- 5. drużyna ligi szkockiej,
- 5. drużyna ligi austriackiej,
- 8. drużyna ligi szwedzkiej,
- mistrz Słowacji, choć on akurat też zalicza rundę wstydu.
Żałość, po prostu żałość. Ale dorzuciliśmy jeszcze pół punktu do naszej oceny za ogranie zespołu, który finiszuje ostatecznie w czołowej ósemce fazy ligowej. Mecz z Szachtarem może i był jakąś anomalią, ale jednak miał miejsce.
Mecze Legii Warszawa w tej edycji Ligi Konferencji (faza ligowa):
- Legia Warszawa – Samsunspor 0:1
- Szachtar Donieck – Legia Warszawa 1:2
- NK Celje – Legia Warszawa 2:1
- Legia Warszawa – Sparta Praga 0:1
- FC Noah – Legia Warszawa 2:1
- Legia Warszawa – Lincoln Red Imps 4:1
***
Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jakie noty wystawilibyście naszym pucharowiczom. Może byliśmy zbyt łaskawi, może trochę zbyt surowi? Jedno jest pewne – trzy z czterech naszych drużyn grają dalej i wypada się z tego faktu cieszyć.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKICH KLUBACH W LIDZE KONFERENCJI:
- Mikael Ishak raz i dwa, a Lech dalej w Europie gra
- Niespodzianka w Warszawie – Legia wygrała mecz!
- Szkoła, „Bania u Cygana” i powrót. Momenty Papszuna w Rakowie
- Steve Jobs futbolu. Rywal Jagi to najlepiej zarządzany klub świata
Fot. Newspix