Antonio Conte i Liga Mistrzów? To się nie klei

Braian Wilma

Autor:Braian Wilma

11 grudnia 2025, 11:37 • 9 min czytania 2

Napoli przegrało w szóstej kolejce Ligi Mistrzów z Benfiką 0:2. To już trzecia porażka mistrzów Włoch w fazie ligowej. Przy okazji zepchnęła ich na 23. miejsce, czyli przedostatnie dające awans do play-offów. W ostatnich dwóch meczach podopieczni Antonio Conte zagrają z Kopenhagą, która sprawiła niespodziankę, wygrywając na wyjeździe z Villarreal, a także z Chelsea, która może chcieć powalczyć jeszcze o miejsce w TOP 8. Czy to będzie sezon, w którym Conte poniesie kolejną wielką porażkę w europejskich pucharach?

Antonio Conte i Liga Mistrzów? To się nie klei
Reklama

Zespół Napoli w poprzednim sezonie został wyciśnięty do ostatniej kropli potu, co pozwoliło sięgnąć po czwarte w historii mistrzostwo Włoch. Na finiszu rozgrywek ekipa spod Wezuwiusza zdobyła 82 punkty i o jedno oczko wyprzedziła Inter Mediolan. Tym samym wróciła do Ligi Mistrzów, w której ostatni raz brała udział w sezonie 2023/24. Latem klub wydał ponad 100 milionów na transfery. Conte jednak, jakby celowo, obniżał nieco oczekiwania, mówiąc o wzmocnieniach.

– Wydaliśmy 150 milionów euro na dziewięciu zawodników. Oznacza to, że zakontraktowaliśmy zawodników wartych 15-20 milionów euro każdy. Mamy piłkarzy, którzy potrzebują czasu. Inni mają już ustrukturyzowane składy, przyzwyczajone do Ligi Mistrzów, my nie. Tego lata musieliśmy uzupełnić skład, który jeszcze nie istniał.

Reklama

I wiedział, co się święci. Napoli przegrało trzy z sześciu meczów fazy ligowej Ligi Mistrzów, właśnie uległo w starciu z Benfiką. Chciałoby się jednak, by trener takiej klasy jak Conte był w stanie wykrzesać ze swoich podopiecznych znacznie więcej, przede wszystkim właśnie w Lidze Mistrzów. A w poprzednich latach nie wychodziło mu to także z innymi zespołami. Prawdę mówiąc, to on w tej europejskiej elicie za bardzo grać nie umie.

Juventus wielki tylko na swoim podwórku

Wielką karierę trenerską Conte rozpoczął w Juventusie, ale tylko na krajowym podwórku. Objął zespół Bianconerich latem 2011 roku po tym, jak zajęli siódme miejsce w Serie A. Już w pierwszym sezonie wygrał ligę bez porażki, co udało się drugi raz w historii włoskiej piłki.

W swoim pierwszym podejściu do Ligi Mistrzów jako trener Juve dotarł do ćwierćfinału, w którym złudzeń nie pozostawił mu Bayern Monachium, zmierzający wówczas po potrójną koronę. Można więc było przyjąć tę porażkę ze spokojem.

Po kolejnym mistrzostwie Włoch Juventus miał jednak coraz większe apetyty i oczekiwania wobec Champions League. W fazie grupowej sezonu 2013/14 Stara Dama trafiła na Kopenhagę, Galatasaray i Real Madryt. Podopieczni Conte wygrali tylko dwa z sześciu meczów i zajęli trzecie miejsce z punktem straty do Galaty.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że zespół, w którym grali zawodnicy pokroju Buffona, legendarnej obrony BBC, Paula Pogby, Claudio Marchisio czy Carlosa Teveza, nie potrafił nawet zremisować ze wspomnianymi Turkami w decydującym o awansie meczu. Rywale wygrali 1:0 po golu Wesleya Sneijdera i awansowali dalej kosztem właśnie Juve, któremu wystarczał remis. Tak się składa, że dziś 12. rocznica tego meczu. To była pierwsza duża porażka Conte w Lidze Mistrzów. A właściwie ogromne rozczarowanie.

Na krajowym podwórku Juventus znowu zdobył mistrzostwo, a po sezonie jego trener objął reprezentację Włoch, którą prowadził do Euro 2016.

Pierwszy pobyt w Anglii

Po turnieju Conte został szkoleniowcem Chelsea. Znów na dzień dobry mógł skupić się na lidze, bo sezon wcześniej The Blues prezentowali się fatalnie i zajęli dopiero 10. miejsce w Premier League. Jaki efekt to przyniosło? Kolejne mistrzostwo w kolekcji Włocha. Guardiola akurat wchodził do ligi, jeszcze jej nie znał. Zespół Conte zdobył 93 punkty, co jest drugim najlepszym wynikiem w historii klubu po 95 punktach ekipy Jose Mourinho w sezonie 2004/05. Włoch był wychwalany pod niebiosa. Zrobił na wahadłach użytek z Marcosa Alonso i Victora Mosesa. To komentuje się samo. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ta nieszczęsna Liga Mistrzów.

Udział Chelsea w tamtej edycji Champions League przeszedł bez większego echa. The Blues wyszli z drugiego miejsca z grupy z AS Romą, Atletico Madryt i Karabachem. Przez to, że nie udało im się wyprzedzić w tabeli Romy, od razu w 1/8 finału trafili na Barcelonę. W pierwszym meczu na Stamford Bridge zremisowali 1:1, zaś w rewanżu przegrali 0:3 po bezbarwnym spotkaniu. Messi na koniec „zszył” Courtois. To by było na tyle. A Barca była do ruszenia…

Wspomniana wcześniej Roma wpadła później właśnie na Katalończyków. I sensacyjnie ich wyeliminowała. Włosi wygrali u siebie 3:0, odrabiając straty z pierwszego meczu (1:4). To był ten mecz, w którym komentator Peter Drury wypowiedział legendarne słowa: – Rzym powstał z ruin! Manolas, grecki bóg w Rzymie! Niewyobrażalne dzieje się na naszych oczach. To nie miało się wydarzyć. To nie mogło się wydarzyć… to się dzieje!

Conte dokończył sezon i od razu po jego zakończeniu odszedł z klubu w atmosferze konfliktu z zarządem. Krytykował wówczas politykę transferową Chelsea.

Pechowy Inter

Po okresie spędzonym w Chelsea Conte zrobił sobie urlop. Odpoczywał przez rok, a jego kolejnym miejscem pracy okazał się Inter Mediolan. Tam musiał poradzić sobie z łączeniem gry w pucharach z ligą już od samego startu. Przegrał Scudetto z Juventusem, ale Inter skończył ze stratą tylko jednego punktu.

Dużo gorzej powiodło mu się w Lidze Mistrzów, gdzie zajął trzecie miejsce w grupie z Barceloną, Borussią Dortmund i Slavią Praga. Przez to Nerazzurri spadli do fazy pucharowej Ligi Europy. Dzięki temu ostatecznie Conte mógł wywalczyć pierwsze europejskie trofeum, ale… przegrał finał z Sevillą (2:3). Decydujący okazał się samobój Romelu Lukaku w 74. minucie.

W kolejnym sezonie Serie A Conte dokonał wielkiej rzeczy – przerwał dziewięcioletnią dominację Juventusu i zdobył mistrzostwo, mając 91 punktów na koncie. Udział w Lidze Mistrzów okazał się jednak kompletną klapą. Wielki sezon ligowy znów przeplótł się ze słabym w Europie. A nawet fatalnym… Inter zajął OSTATNIE miejsce w grupie z Borussią Moenchengladbach, Szachtarem Donieck i Realem Madryt, wygrywając zaledwie jedno spotkanie.

Do awansu potrzebował  zwycięstwa w ostatniej kolejce z Szachtarem, do którego tracił dwa punkty. O zwycięstwie mógł zadecydować gol Lautaro Martineza, ale takiego zabrakło – Argentyńczyk miał dwustuprocentową sytuację, kiedy piłka spadła mu pod nogi na piątym metrze przed praktycznie pustą bramką, ale chybił. Ostatecznie z drugiego miejsca awansował właśnie Szachtar.

Problemy w Tottenhamie, wybuchowe odejście

Inter miał problemy finansowe i nie mógł zagwarantować Conte takich wzmocnień, jakich trener oczekiwał. Wobec tego odszedł on z klubu po sezonie 2020/21, a po kilku miesiącach kolejnego przejął zmagający się z problemami Tottenham. Skompromitował się tam, nie wychodząc z grupy Ligi Konferencji, choć w ostatnim meczu, w którym Koguty miały zmierzyć się z Rennes. Francuska ekipa wygrała walkowerem po tym, jak wielu zawodników Tottenhamu zaraziło się koronawirusem. W lidze osiągnął jednak spory jak na tamten moment sukces, którym było zajęcie czwartego miejsca i zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów.

Kulminacyjnym momentem jego pobytu w Tottenhamie był dwumecz 1/8 finału Ligi Mistrzów w sezonie 2022/23 z AC Milanem. Wokół niego działo się wiele rzeczy. Kilka miesięcy wcześniej zmarł nagle Gian Piero Ventrone, trener przygotowania fizycznego Tottenhamu. Odcisnęło to ogromne piętno zarówno na szkoleniowcu, z którym znał się doskonale, jak i na całym zespole. Z kolei zaledwie kilkanaście dni przed pierwszym starciem z Milanem Conte musiał przejść operację woreczka żółciowego.

Aby nadać szerszy kontekst, należy wspomnieć w jakiej formie znajdował się wówczas AC Milan. Podopieczni Stefano Pioliego nie potrafili wygrać meczu w Serie A od ponad miesiąca. Dopiero w ostatniej kolejce przed starciem z Tottenhamem przerwali złą serię, pokonując na wyjeździe Torino. Conte jak i jego zespół nie znajdowali się jednak w lepszej sytuacji. W obu meczach z Milanem zaprezentowali się słabo. Choć Kane miał swoje okazje, o awansie zadecydował gol Brahima Diaza z pierwszego spotkania.

Conte poprowadził Tottenham jeszcze w dwóch meczach. Dziesięć dni po rewanżu z włoską ekipą Koguty mierzyły się w Premier League z Southampton. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3, a po nim trener wygłosił legendarne „oświadczenie”.

– Pokazaliśmy, że nie jesteśmy zespołem. To jest po prostu 11 graczy. Widzę samolubnych zawodników, którzy nie chcą sobie pomagać, nie grają z sercem. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni od dłuższego czasu. Klub jest odpowiedzialny za transfery. Trenerzy przyjeżdżają i ponoszą odpowiedzialność za wyniki. A piłkarze? Gdzie są piłkarze? Oni nie chcą grać pod presją. Nie chcą grać w stresie. Taka jest historia Tottenhamu. Od 20 lat nic nie wygrali. Dlaczego? Czy to wina trenera, który tu przychodzi? – mówił wściekły Conte. Na tym występie podczas pomeczowej konferencji prasowej zakończyła się jego przygoda z Tottenhamem.

Powtarzający się schemat

Aż dziw bierze, że Antonio Conte NIGDY nie doprowadził żadnej drużyny do półfinału Ligi Mistrzów. Weźmy nawet takiego Tuchela, który w półfinałąch był aż z trzema klubami, a z dwoma z nich wygrał trofeum (PSG i Chelsea). Najlepszym osiągnięciem Conte – wybitnego przecież mistrza – był awans do ćwierćfinału w pierwszym sezonie w Juventusie, kiedy odpadł z Bayernem Monachium.

Można zaobserwować powtarzający się schemat w pracy Conte. Często Włoch przychodził do klubu, który był po słabszym sezonie, ale wciąż miał mocny skład. On przewracał stół. Robimy po mojemu albo wcale. Grając tylko na ligowym froncie, jego drużyny prezentowały się kapitalnie. Później przychodziła jednak Liga Mistrzów i czar pryskał. Po niej był czas na niespełnione oczekiwania kierowane pod adresem zarządu, dotyczące zwykle wzmocnień.

A potem następowało pożegnanie.

Conte zdobył sześć mistrzostw kraju. To mówi samo za siebie. Jest świetnym trenerem, ale czy zalicza się do ścisłej czołówki? Trener takiej klasy powinien móc wykrzesać ze swoich zawodników więcej, także w meczach o dużą stawkę na arenie międzynarodowej.

W każdym z wielkich klubów, w których pracował Conte, inni trenerzy pokazywali, że ze składem o podobnej jakości, a czasami nawet mniejszej, są w stanie osiągać znacznie lepsze wyniki. Massimiliano Allegri poprowadził Juventus do dwóch finałów Ligi Mistrzów, tak jak uczynił to Simone Inzaghi w Interze. Thomas Tuchel wygrał z Chelsea te rozgrywki bez zawodników pokroju Edena Hazarda. Mauricio Pochettino raz doprowadził Tottenham do finału Champions League, a w poprzednim sezonie Ligę Europy wygrał z tym samym klubem Ange Postecoglou.

Co z Napoli? Luciano Spaletti, który zdobył z Azzurri poprzednie Scudetto, zaprowadził wówczas zespół do ćwierćfinału. Przegrał w nim z tym samym Milanem, który chwilę wcześniej wyrzucił Tottenham Conte. Dojście do tego etapu oznaczałoby tym samym wyrównanie najlepszego wyniku w Lidze Mistrzów 56-latka. Na tę chwilę musi się on jednak skupić na walce w fazie zasadniczej, by w ogóle wziąć udział w fazie pucharowej.

Jego klub znów zachwyca w kraju, a ośmiesza się w Europie, bo jak nazwać porażkę 2:6 z PSV czy 0:2 z Benfiką, która miała do tamtego momentu trzy punkty? Jose Mourinho powiedział, że miał pomysł jak rozpracować system z wahadłami i trzema obrońcami, no i spodziewanie mu on wypalił.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

2 komentarze

Miłośnik piłki w każdej postaci. Dziennikarskie szlify zbierał w portalu Futbol News. Od dziecka śledził rozgrywki Premier League, jednak z wiekiem dorósł do prawdziwego futbolu rodem z Ekstraklasy. Jako, że lepiej mu w niebieskim, to szczególnie obserwuje poczynania Lecha i Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Mistrzów

Reklama
Reklama