Uważaliśmy, że jego styl gry idealnie pasuje do Championship. Ipswich wydawało się wyborem szytym na miarę. Niestety trzeba powoli weryfikować te optymistyczne prognozy. Prawda jest bowiem taka, że Piotr Malarczyk całą jesień spędził na ławie, a przez ostatnie trzy miesiące w lidze zagrał cztery minuty.
Zaczęło się więcej niż obiecująco: praktycznie prosto z samolotu zagoniony na boisko w ligowym hicie, meczu na szczycie, starciu lidera z wiceliderem. Żeby znowu wyjść na murawę musiał czekać jednak prawie cały miesiąc. Starcie arcyprestiżowe, bo z Man Utd na Old Trafford, wszystko w ramach Pucharu Ligi. Ale trzeba zwrócić uwagę na to, że van Gaal wystawił bardziej wyjściowy skład, niż trener Ipswich. W stosunku do meczu ligowego brakowało ośmiu graczy “Tractor Boys”. Innymi słowy gra na Rooneya niekoniecznie była konsekwencją docenienia, co raczej oszczędzania kluczowych zawodników. Skończyło się na przewidywalnym 3:0 dla “Czerwonych Diabłów”.
Liczyliśmy jednak, że całkiem przyzwoity występ na Old Trafford coś zmieni w hierarchii obrońców – niestety, nic z tego. Murawę ponownie powąchał dopiero miesiąc później. Malarczyk wszedł na ostatnie cztery minuty z Nottingham (Forest nawet w ostatniej akcji wyrównało, choć winy Polaka w tym nie było), a potem znowu wrócił na ławę. I tak siedzi na niej nadal, a jakby tego było mało, za kompana ma zwykle Białkowskiego. Szkoda.
Źródło: Transfermarkt
Wspominane Nottingham Forest – Ipswich. Gol na 1:1 efektem nieporozumienia obrońcy i bramkarza. Malarczyk wybija piłkę z linii, dobija Trotter.
Sezon w Championship jest cholernie długi, Ipswich ma jeszcze przed sobą wiele meczów, okazje powinny się pojawić. Z drugiej strony musi niepokoi jednak aż tak rażący brak minut i fakt, że nawet wtedy, gdy przez półtora miesiąca Ipswich nie potrafiło wygrać, Polak i tak nie otrzymywał szans.