Arsenal zdeklasował Tottenham 4:1. W North London Derby widoczna była różnica klas – Eberechi Eze ustrzelił hat-tricka, a Kanonierzy nie mieli najmniejszych problemów, by rozprawić się z największym rywalem. Bramkarz Kogutów, Guglielmo Vicario, przeprosił kibiców za tak żałosny występ.

Gdy oglądało się rzekomy hit Arsenal – Tottenham, można było mieć wrażenie, że na Emirates przyjechali jacyś amatorzy na sparing. Byli wolniejsi, zduszeni, zamknięci i nie potrafili wymienić kilku podań na własnej połowie. Kanonierzy oddali osiem celnych strzałów. Połowę obronił Vicario, który przeprosił kibiców.
Guglielmo Vicario przeprosił kibiców, którzy przyjechali na Emirates
Czy Guglielmo Vicario miał szansę przy którejś z bramek? Gdy Eberechi Eze trafiał na 2:0, to bramkarz dotknął piłkę ręką. Był to jednak bardzo mocny strzał z dziesięciu metrów. Trudno winić golkipera Tottenhamu za którekolwiek z trafień. Ba, zatrzymał on Rice’a w trzeciej minucie, a później powstrzymał Eze od strzelenia czwartego gola.
Chyba i tak bramkarz gości zagrał najlepiej ze wszystkich w swoim zespole.
To Vicario przeprosił jednak za żałosny występ Kogutów przed kamerą Sky Sports:
– To był dla nas bardzo zły wieczór. Przede wszystkim musimy przeprosić ludzi, którzy wspierają nas każdego dnia, podróżują i oczekują, że obejrzą walkę. Dzisiaj nie walczyliśmy. Jako kolektyw – nie walczyliśmy. To nie podlega dyskusji, że musisz to robić, by móc rywalizować, zwłaszcza na tym poziomie. Nie zrobiliśmy tego jako drużyna – nie krył rozczarowania.
– To trudny wieczór, bardzo bolesna porażka, ale musimy trzymać się razem, bo wiemy, z czym musimy się zmierzyć. W środę znów czeka nas ważny wieczór (mecz z PSG w Lidze Mistrzów – przyp. red.). Musimy trzymać się razem i wierzyć w siebie jeszcze bardziej, bo kompletnie nie pokazaliśmy, na co nas stać.
– Musimy teraz zachować zdrowy rozsądek. Wiem, że emocje są ogromne, zwłaszcza gdy przegrywa się derby w ten sposób, ale trzeba zachować zimną krew i przeprosić ludzi, którzy nas wspierali i którzy dziś tu przyjechali, bo nie możemy im oferować takiego widowiska.
Thomas Frank uważa, że do Arsenalu dużo brakuje
Thomas Frank zaskoczył kibiców, ale i piłkarzy kompletną zmianą taktyki. Odszedł od powszechnie stosowanego 4-2-3-1, w którym to mocno rotuje graczami ofensywnymi. Próbuje cały czas znaleźć odpowiednich partnerów Mohammedowi Kudusowi. Granie wahadłami okazało się kompletnie nietrafione i Koguty poniosły sromotną klęskę. Frank uważa, że do Arsenalu jego drużynie jeszcze dużo brakuje:
– Od czego mam zacząć? To oczywiście ogromne rozczarowanie, że nie zagraliśmy lepiej w meczu z Arsenalem, naszym największym rywalem. Mogę tylko przeprosić kibiców. Kiedy rozmawialiśmy z zespołem w piątek, byłem pewny, że będziemy konkurencyjni.
– Zostaliśmy zepchnięci do defensywy i byliśmy nieco zbyt pasywni. Gdy w końcu dostaliśmy piłkę, nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Nieważne, jak bolesnym będzie przyznanie tego wprost – oni są zdecydowanie sześć lat przed nami. My budujemy zespół cztery miesiące. Mimo to wciąż oczekiwałem znacznie więcej. Nie chodzi o to, żeby dominować przez 90 minut, ale mogliśmy być tak samo konkurencyjni, jak przeciwko Manchesterowi City i PSG.
Tottenham miał szansę doskoczyć do czołówki, ale z niej nie skorzystał. Arsenal za to umocnił się na pozycji lidera i ma aż sześć oczek przewagi nad Chelsea, a siedem nad Manchesterem City.
CZYTAJ WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE NA WESZŁO:
- Gwiazda Liverpoolu kupiła psa obronnego za… 140 tysięcy
- Aston Villa znowu wygrywa w lidze. Świetny mecz Casha
- Liverpool znów na deskach. Nottingham górą na Anfield
Fot. Newspix