Za działaczami Realu wyjątkowo długa noc. Chyba nie przesadzimy pisząc, że nawet dłuższa niż w przypadku świętowania jakiegokolwiek trofeum. Z władz madryckiego klubu śmieje się dziś cały świat. Wszyscy zastanawiają się, jak to możliwe, że w tak potężnym klubie, o tak olbrzymiej strukturze można było popełnić tak haniebny błąd. Faks nawalił przy niedoszłym transferze Davida de Gei? W porządku, to niecodzienna sprawa, też lekko kompromitująca, jednak od biedy da się ją jakoś zrozumieć. Ale jak można było wystawić nieuprawnionego zawodnika na puchar? Jak można było wypisać się z gry o tak ważne i prestiżowe trofeum już na starcie?
W Hiszpanii – jak to w Hiszpanii – do późnych godzin nocnych trwały wczoraj na ten temat dyskusje. Wypowiadali się wszelkiej maści eksperci. Komentowali ludzie Cadiz, samego Realu, byli sędziowie czy ex-piłkarze. Stacje radiowe wykręciły chyba najlepszą słuchalność w ciągu roku, bo każdy chciał dostać odpowiedź, czy to, co wydarzyło się w Kadyksie, nie było jakimś zwykłym science-fiction. Z każdą kolejną minutą stawało się jednak jasne, że Real naprawdę się zbłaźnił. Naprawdę przeoczył tak banalną sprawę. Sam Rafa Benitez przyznał na pomeczowej konferencji, że zdjął po przerwie zawieszonego Czeryszewa w akcie dobrej woli. – Klub o niczym nie wiedział. Federacja i Villarreal nie poinformowały nas o tym. Dowiedzieliśmy się o tym w przerwie, więc od razu zareagowałem – stwierdził Benitez, dodając, że jest zadowolony z gry swojej drużyny. To jednak nikogo już nie interesowało.
Czy to w ogóle możliwe, że federacja faktycznie przemilczała sprawę? Jak się okazuje – niekoniecznie. Do siedziby Realu miał dotrzeć następujący faks. Swoją drogą, jaki to absurd, że żyjemy w czasach, gdzie kibice skandują „Benitez, sprawdź Twittera”, a tak ważne sprawy załatwia się za pomocą faksów. Wracając jednak do meritum…
Co tu widzimy? Jak byk wpisane jest, że Czeryszew powinien odbębnić karę jednego meczu. Za – przypomnijmy – faul na Luisie Suarezie z poprzedniego sezonu. Dlaczego Real to przeoczył? Jak podejrzewamy – ktoś odpowiedzialny za rejestrowanie składu musiał zwyczajnie tego nie zauważyć. Przeleciał cały skład „Królewskich”, pomyślał: „okej, wszystko się zgadza”, więc dalej nie szukał. Okazało się to kuriozalnym błędem, bo federacja Czeryszewa jak najbardziej umieściła, tylko pod hasłem „Vilarreal”. Błędnie? Być może. Na tej samej liście znajduje się też jednak Raul Garcia, który przegapi dzisiejszy mecz Athleticu Bilbao z Linense za kartki, które zebrał grając jeszcze w Atletico Madryt. Pod jakim hasłem jest wpisany? „Atletico”. Czyli – jak widać – to stała zasada w hiszpańskich rejestrach. Dziwna, ale prawdopodobnie stała.
Po stronie Realu nie stanął wczoraj prawie nikt. Były sędzia Iturralde Gonzalez od razu stwierdził, że klub dostał ten faks i nawet sam Czeryszew musiał o wszystkim wiedzieć. Tym bardziej, że „Królewscy” zatrudniają innego ex-arbitra, Megię Davilę, który powinien służyć głosem właśnie w takich sprawach. Mało? Inny z byłych sędziów, Emilio Rosanes powiedział, że próbował informować Real o tej karze, sam nawet wysyłał faksy, ale został zignorowany. Czyli tam po prostu nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że istnieje jakakolwiek kara do odcierpienia. Na koniec wszystkich jeszcze rozczulił Emilio Butragueno, który stwierdził – sic! – że „Real nigdy się nie kompromituje i z artykułu 40. wynika, że jeżeli sam zainteresowany nie wiedział o karze, to klubowi nie grozi dyskwalifikacja”. W ten oto sposób legenda „Blancos”, a obecnie ich dyrektor wystawił się na publiczny ostrzał.
Ostatecznie całą sprawę ma rozpatrzyć sędzia Francisco Rubio. Wówczas dowiemy się, czy Real już oficjalnie został zdyskwalifikowany, ale w Madrycie chyba już nikt się nie łudzi. Ten rok to dla stołecznego klubu jedna wielka katastrofa. Od przegranej ligi i Champions League, przez niegodne pożegnanie Casillasa przy niemal pustych trybunach, aż po fiasko transferu de Gei, 19 kontuzji mięśniowych, aferę taśmową Benzemy i humorki Cristiano Ronaldo. Real nawiedza ostatnio taki pech i taka plaga nieszczęść, że kwestia czasu, kiedy komuś zawali się tam dach na głowę.
TĆ