Reklama

El Clasico dla Realu Madryt! Kontrowersje, błysk Szczęsnego, złość Viniciusa

Michał Kołkowski

26 października 2025, 18:43 • 8 min czytania 82 komentarzy

W zeszłym sezonie Barcelona była dla Realu Madryt bezlitosna. Cztery Klasyki, cztery triumfy podopiecznych Hansiego Flicka. Ten bilans mówi właściwie sam za siebie. Dzisiaj zawieszony Niemiec musiał jednak obserwować występ swoich podopiecznych z perspektywy trybun, a w składzie Dumy Katalonii zabrakło takich graczy jak Raphinha, Gavi, Dani Olmo czy wreszcie – Robert Lewandowski. No i osłabiona Blaugrana nie zdołała podtrzymać znakomitej passy w konfrontacjach z odwiecznymi rywalami z Madrytu. Tym razem w El Clasico zatriumfowali Królewscy, a wynik 2:1 nie oddaje w pełni przewagi, jaką ekipa z Estadio Santiago Bernabeu miała dziś nad Barceloną.

El Clasico dla Realu Madryt! Kontrowersje, błysk Szczęsnego, złość Viniciusa

Jasne, nie jest tak, że goście zostali przez Real zdeklasowani. Nie przesadzajmy. Ale prawda jest taka, że momentami pachniało w dzisiejszym starciu znacznie okazalszą wygraną Los Blancos. Tymczasem zwycięstwo Katalończyków tak naprawdę ani przez moment nie jawiło się realny scenariusz.

Reklama

Real Madryt – FC Barcelona 2:1. Magiczna asysta Bellinghama

Mecz zaczął się od trzęsienia ziemi, co już mniej więcej zwiastowało, z jakiego kalibru widowiskiem będziemy dziś mieli do czynienia.

Sędzia Cesar Soto Grado już w drugiej minucie rywalizacji wskazał na jedenasty metr po starciu Viniciusa Juniora z… Laminem Yamalem w polu karnym Blaugrany. W pierwsze tempo wydawało się bowiem, że Hiszpan sfaulował szarżującego Brazylijczyka. Powtórki rzuciły jednak na całą akcję nieco inne światło – okazało się, że to Vinicius przy próbie oddania strzału trafił w wysuniętą nogę Yamala. Wybitnie trudna sytuacja do oceny, ponieważ skrzydłowy Barcelony nie zdołał trącić futbolówki, ale – jakkolwiek spojrzeć – został po prostu kopnięty przez oponenta. Według popularnego serwisu Archivo VAR – należało podyktować jedenastkę.

Arbiter postanowił jednak inaczej. Po wizycie przy monitorze odwołał rzut karny dla Królewskich. Katalończycy wrócili zatem z dalekiej podróży.

Wrócili, ale… nie na długo, bo już kilka chwil później z otwierającego trafienia – zresztą spektakularnego – cieszył się Kylian Mbappe. Tylko że również w tym przypadku euforia Los Blancos okazała się przedwczesna, ponieważ VAR odwołał bramkę Francuza. Mbappe był na minimalnym, dosłownie maciupeńkim ofsajdzie.

Tak czy owak – pierwsza faza spotkania toczyła się zdecydowanie pod dyktando podopiecznych Xabiego Alonso. Trudno tu nawet mówić o zwykłej przewadze – to była wręcz dominacja Realu, ewidentnie spragnionego zemsty za serię klęsk w Klasykach w poprzednim sezonie. Gospodarze grali dynamicznie, na dużej intensywności, no i bardzo odpowiedzialnie w tyłach. Barcelona – wręcz przeciwnie. Z przodu bez argumentów, w środku pola wgnieciona w ziemię, w obronie dziurawa.

Real musiał to w końcu wykorzystać, no i faktycznie. Królewscy dopięli swego w 22. minucie spotkania.

Tym razem Mbappe zdołał uniknąć spalonego i w pełni legalnie pokonał Wojciecha Szczęsnego. Ale gol Francuza to jedno, natomiast asysta Jude’a Bellinghama… czysta magia. Jak Zinedine Zidane, jak Guti, jak Mesut Oezil – porównania można mnożyć. Fenomenalne dogranie.

Mbappe ciężko by zgrzeszył, gdyby nie zamienił tej piłki na gola.

Real odzyskał prowadzenie przed przerwą. Gol i kontrowersje

Wyglądało na to, że kolejne bramki dla madrytczyków są tylko kwestią czasu. Vinicius Junior szalał na lewym skrzydle, raz po raz gubiąc rywali efektownymi dryblingami. Kylian Mbappe był nieuchwytny dla obrońców. Jude Bellingham imponował w rozegraniu. Serio, trudno było Królewskim cokolwiek zarzucić. Aż tu nagle fatalny błąd na własnej połowie przytrafił się Ardzie Gulerowi. Przyjezdni złapali 20-letniego Turka w pułapkę wysokiego pressingu tuż pod polem karnym Realu, odebrali mu piłkę, no a potem formacja obronna Los Blancos posypała się już jak domek z kart.

Efekt? Wyrównujące trafienie, które zapisał na swoim koncie Fermin Lopez.

Gol – co tu kryć – totalnie z czapy.

Blaugrana po wyrównaniu ewidentnie nabrała wiatru w żagle i ruszyła po kolejne bramki. Ale impetu wystarczyło jej na zaledwie kilka minut, a potem znowu do głosu doszli gospodarze. I sprawnie odzyskali prowadzenie za sprawą Bellinghama, który znakomicie odnalazł się w polu karnym gości w roli wysuniętego snajpera.

Wcześniej chwaliliśmy go za asystę w stylu Zizou, natomiast ta bramka to raczej zagranie z repertuaru Pippo Inzaghiego.

Inna sprawa, czy należało w ogóle uznać tego gola. Powtórki wykazały bowiem, że toku akcji bramkowej, przy pojedynku główkowym Dean Huijsen ugodził – może i niezbyt mocno, ale jednak – łokciem w twarz Paua Cubarsiego. Wydaje się, iż były podstawy, by także i tym razem VAR wkroczył do akcji. Aczkolwiek Archivo VAR, na które się już wcześniej powołaliśmy, akurat za tę decyzję pochwaliło zespół sędziowski. No i bądź tu mądry i pisz wiersze.

Szczęsny obronił karnego i podtrzymał Barcelonę przy życiu

Jak gdyby tego wszystkiego było mało, zaraz po przerwie doczekaliśmy się – a jakże – jeszcze jednej sędziowskiej kontrowersji! Choć tym razem raczej niewielkiej. Wprawdzie pan Soto Grado znowu musiał skorzystać z podpowiedzi kolegów odpowiedzialnych za wideoweryfikację, ale po wizycie sędziego przy monitorze raczej nie było już większych wątpliwości, że Królewskim należał się w tej sytuacji rzut karny za zagranie ręką w wykonaniu Erica Garcii.

Pechowe? Owszem.

Ale jak wykonujesz wślizg we własnej szesnastce, musisz liczyć się z ryzykiem.

Do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Mbappe. Potężnie rozpędzony, doskonale dysponowany zarówno w tym meczu, jak i w ogóle w tym sezonie. Mający już dzisiaj jednego gola na koncie. Podszedł i… przegrał pojedynek z Wojciechem Szczęsnym! Dołączył tym samym do Leo Messiego, Neymara, Gonzalo Higuaina, Ciro Immobile, Edina Dżeko, Victora Osimhena czy Antonio Di Natale, który w przeszłości nie byli w stanie pokonać Polaka uderzeniem z wapna.

Całkiem niezłą ekipę ma Szczęsny na rozkładzie. Ale Mbappe – i to w Klasyku! – to z pewnością nadzwyczajnie cenny skalp.

Zastanawialiśmy się, czy skuteczna interwencja 35-latka doda przygaszonej Barcelonie animuszu. No i trochę tak było, bo zaraz po sytuacji z karnym wyśmienitą okazję do wyrównania popisowo spartolił Fermin Lopez, który połakomił się na gola numer dwa, zamiast poszukać podaniem jednego z dwóch będących na czystej pozycji partnerów. Ale trzeba oddać Realowi, że znowu nie pozwolił sobie na dłuższy moment przestoju i nie dopuścił do rozwinięcia skrzydeł przez Katalończyków. Nawet jeśli gospodarzom przytrafiały się dziś okresy dekoncentracji, to trwały naprawdę króciutko. I to jest wręcz zasadnicza zmiana względem Klasyków z ubiegłego sezonu, kiedy to Blaugrana w szybkich atakach wręcz żerowała na koszmarnych, indywidualnych pomyłkach Realu w defensywie.

Warto w tym momencie podkreślić również słabiutkie zawody Lamine’a Yamala, który ostatnio dość mocno prowokował madrycką publiczność, podgrzewając atmosferę przed El Clasico. Na murawie był jednak tym razem mniej „wygadany”. Defensorzy Los Blancos nieźle sobie z nim radzili.

Furia Viniciusa Juniora i nudna końcówka El Clasico

W końcowej fazie meczu z boiska – niestety – zaczęło wiać nudą.

Tak naprawdę najgoręcej zrobiło się w 72. minucie, kiedy Vinicius Junior dowiedział się, że ma zejść z boiska, by zrobić miejsce dla Rodrygo. Vini nie przejmował się uczuciami rodaka i – by tak rzec – strzelił focha, który przerodził się w prawdziwy atak furii. Brazylijczyk nie przybił piątki z Xabim Alonso i nie zasiadł nawet po zmianie na ławce rezerwowych, tylko pomaszerował bezpośrednio do szatni, nieustannie pomstując na – niesprawiedliwą w swojej ocenie – decyzję szkoleniowca Los Blancos.

Jak ochłonie, to pewnie będzie żałował tego dziecinnego zachowania (zresztą widać było, że po paru chwilach wrócił, by jednak przeżywać w końcówce meczowe emocje razem z kolegami i sztabem), bo niepotrzebnie przyćmi ono jego rewelacyjną postawę w pierwszej połowie spotkania.

Co jeszcze warto odnotować, jeśli chodzi o końcówkę rywalizacji? Cóż, w dziesiątej minucie doliczonego czasu gry czerwoną kartkę obejrzał Pedri, po czym doszło do kotłowaniny w pobliżu ławek rezerwowych obu ekip (Vini oczywiście w centrum zadymy!), ale na przebieg spotkania nie miało to wszystko realnego wpływu. Barcelonie po prostu brakowało pomysłu na przełamanie szczelnej defensywy Królewskich, a gospodarze nie mieli zamiaru ryzykować w poszukiwaniu kolejnych bramek.

Zadowolili się skromnym, jednobramkowym triumfem.

Skromnym, ale zasłużonym.

Abstrahując od wszystkich dyskusyjnych decyzji zespołu sędziowskiego, o których na pewno będzie głośno, jak to zwykle bywa po Klasykach, Real Madryt był dziś – po prostu i zwyczajnie – lepszy od Barcelony. Pokusimy się nawet o stwierdzenie, że Królewscy zasłużyli na wyższą wygraną. Dla nich najważniejsze są jednak teraz trzy punkty i przełamanie fatalnej passy w starciach z Katalończykami. No a Xabi Alonso ma swój pierwszy, naprawdę znaczący triumf jako szkoleniowiec Los Blancos.

Real Madryt – FC Barcelona 2:1 (2:1)

  • 1:0 – Mbappe 22′
  • 1:1 – F. Lopez 38′
  • 2:1 – Bellingham 43′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

82 komentarzy

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Hiszpania

Reklama
Reklama