Reklama

Enhanced Games, czyli igrzyska na dopingu. „Pierwsza śmierć wszystko popsuje”

Sebastian Warzecha

19 września 2025, 12:45 • 10 min czytania 24 komentarzy

Jedni uważają, że Aron D’Souza jest szalony. On sam – a wraz z nim jego współpracownicy – że kreuje przyszłość sportu. Australijski biznesmen wymarzył sobie igrzyska, ale w wersji z dozwolonym dopingiem. Takie, by można było zbadać, jak daleko sięgają granice ludzkiego organizmu. Najnowszym „nabytkiem” tej imprezy jest Fred Kerley, były mistrz świata i medalista olimpijski w biegu na 100 metrów, który chce „pobić” rekord Usaina Bolta. Czy Enhanced Games faktycznie mogą odnieść sukces? Czy też – jak mówią przedstawiciele Światowej Agencji Antydopingowej – to igranie z ludzkim zdrowiem i życiem, na które w sporcie nie powinno być miejsca?

Enhanced Games, czyli igrzyska na dopingu. „Pierwsza śmierć wszystko popsuje”
Reklama

Enhanced Games. Zagrożenie dla sportu czy jego przyszłość?

Lubię powtarzać, że sztuczna inteligencja była science fiction jeszcze pięć lat temu. Jedna osoba, Sam Altman, sprawiła, że stało się to rzeczywistością, tworząc ChatGPT. Idea transhumanizmu, że możemy pokonać nasze słabe, biologiczne ciała – też brzmi jak science fiction. Ale to możliwe. Po prostu musimy znaleźć punkt zaczepienia, który zmieni społeczne podejście. I tym będą pierwsze Enhanced Games. Gdy sportowcy pobiją rekord świata na 100 metrów, zniszczą go, otwarcie używając środków wspomagających, pogląd na te sprawy sie zmieni.

Tak Aron D’Souza opisywał swoją ideę w zeszłym roku na łamach „New York Timesa”. Australijczyk marzy o stworzeniu wielkiej imprezy, w której będzie można stosować niedozwolone w świecie „standardowego” sportu środki. Ale nie wszystkie, bo przestrzegać – mimo wszystko – trzeba lokalnych praw. A że pierwsze Enhanced Games mają odbyć się w przyszłym roku w Las Vegas, to odpadają na przykład ciężkie narkotyki, zabronione tamtejszym prawem.

Ale wiele spośród sterydów, doping krwi i tym podobne? Jak najbardziej wchodzą w grę. Strona Enhanced Games wprost do tego zachęca – choć, co ważne, by wystartować w tej imprezie nie trzeba brać niedozwolonych (będziemy trzymać się tej terminologii) środków – a słowa takie jak „doping” czy „oszustwo” określa jako „dyskryminujący język”.

Ba, próbują nawet sprawić, by zniknęły one z Wikipedii.

Imprezę w Las Vegas – choć na razie oficjalnie pozyskanych mają tylko kilku sportowców – D’Souza określa jako „must-watch”. Mówi, że będzie to wyzwanie dla tradycyjnego sportu. Ale czy faktycznie? Czy igrzyska na dopingu mogą okazać się sukcesem? Australijczyk i jego partnerzy – wielu z nich to uznani biznesmeni, a ponoć środki dołożył nawet Donald Trump jr – twierdzą, że tak, bo ludzie zachwycą się rekordowymi rezultatami. Równocześnie jednak można się nad tym zastanawiać – przecież dla wszystkich będzie oczywiste, że zostały one pobite nie za sprawą samych sportowców i ich przygotowania.

Dla WADA, MKOl-u czy World Athletics będą to rekordy na dopingu. Nikt ich oficjalnie nie uzna. To nawet nie sytuacja taka jak z biegiem Eliuda Kipchoge poniżej dwóch godzin, gdzie stworzono Kenijczykowi laboratoryjne wręcz warunki na potrzeby eksperymentu, ale ten nie stosował niedozwolonych środków dla poprawienia swoich rezultatów, stąd mimo że jego rezultatu nie ratyfikowano, to ten jest powszechnie poważany.

Organizatorzy Enhanced Games wybrali inną drogę. Z jawnym używaniem zakazanych metod.

„Sportowcy są dorośli”

D’Souza argumenty ma – jego zdaniem – proste i oczywiste. Po pierwsze, fani chcą rekordów świata, chcą poznać granice ludzkich możliwości. Po drugie – sportowcy sami są w stanie decydować o tym, co przyjmują. – Chcemy zawodników, którzy mają potencjał na pobijanie rekordów świata. Skupimy się na nich i dobrze im zapłacimy. Odzywali się do nas nawet obecni rekordziści kraju czy świata, gotowi przeskoczyć do naszego pociągu – mówił Reutersowi.

Przy okazji często, nawet bardzo często, oskarżał igrzyska olimpijskie o hipokryzję. Mówił, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski to skorumpowana organizacja, zanurzona w kłamstwach. Dysfunkcyjna. On z kolei chce stworzyć lepszy model sportu, w którym każdy będzie mógł osiągnąć maksimum swoich możliwości.

Ciekawe były reakcje naukowców na te deklaracje. Ci bowiem byli zaintrygowani, choć równocześnie ostrzegali D’Souzę i spółkę. Bo z jednej strony tak – część sterydów jest w miarę bezpieczna, gdy przyjmuje się je według planu nakreślonego przez kogoś z kwalifikacjami. Z drugiej to nadal stosunkowo nieznane środki, wiele dopingowych substancji jest dopiero badanych. Jak powiedział profesor David Bishop z Instytutu Zdrowia i Sportu na Uniwersytecie Victorii, pytany o to przez Australian Broadcasting Corporation (Australijczycy byli szczególnie zainteresowani tematem, bo dotyczy ich rodaka):

Nadzór nad dopingiem może zmniejszyć ryzyko, ale nie zlikwiduje go całkowicie. Wciąż wiele nie wiemy o długoterminowych skutkach przyjmowania nawet bardziej powszechnych substancji. Tym bardziej o nowych typach dopingu. Weźmy doping genetyczny – jeśli na niego pozwolą i będą do niego zachęcać, może okazać się to bardzo niebezpieczne. Tak naprawdę pierwsza śmierć wszystko popsuje.

D’Souza mówi, że wierzy w naukę. I że za pomocą sportu chce pokazać jej możliwości. Inna sprawa, że to nie tak, że robi to tylko dla pasji – w przyszłości chciałby, co naturalne, na tym wszystkim zarabiać. Inny powód takiej inwestycji? Australijczyk twierdzi, że sport już teraz jest opanowany przez doping, ale bierze się go w ukryciu. On chciałby po prostu wydobyć to wszystko na światło dzienne, pozwolić zawodnikom zażywać niektóre substancje pod kontrolą lekarzy. Uważa, że tak byłoby bezpieczniej.

Szczególnie, że on sam chce mieć na pokładzie szereg lekarzy, dietetyków i innych osób, które miałyby pomóc je zażywać. – Sportowcy są dorośli – mówi. – Mogą otrzymać odpowiednie informacje i zdecydować o swoim ciele. Moje ciało, mój wybór. Twoje ciało, twój wybór. Musimy szanować prawo jednostki do wolności, która pozwoli im decydować o ich własnych organizmach – mówił, stosując retorykę, która stała się popularna w trakcie pandemii.

Tyle że w jego wypowiedziach nie chodzi o jakiekolwiek leki i ich opcjonalne odrzucenie. Chodzi o doping, stosowany w celach sportowych, nie dla zdrowia.

WADA odpowiada. I inni też

Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) się to wszystko, oczywiście, nie spodobało. No bo jak by mogło? To ich ograniczenia D’Souza i spółka chcą omijać. – Ta inicjatywa jest sprzeczna z wartościami sportu. To nieodpowiedzialne, niebezpieczne wydarzenie, które jest szkodliwe dla rywalizacji – mówił Witold Bańka, prezydent WADA.

Te słowa popiera wiele osób. Na przykład w środowisku pływackim – które jako pierwsze zainteresowało się Enhanced Games – z góry powiedziano, że zawodnicy, którzy tam wystartują, nie będą mieli możliwości powrotu do rywalizacji na standardowych zasadach.

D’Souza specjalnie się tym wszystkim nie przejmuje. Wręcz przeciwnie – wydaje się momentami, że chce wręcz sprowokować czy to WADA, czy MKOl. Pragnie wojny. Często opowiada o tym, że zawodnicy nie są wystarczająco dobrze opłacani za starty na igrzyskach. Że MKOl wydaje swoje środki w sposób lekkomyślny i dla własnej korzyści. Że Thomas Bach – który w międzyczasie przestał być prezydentem Komitetu – żyje jak książę w pałacu.

Jest w tym trochę prawdy. Ale czy igrzyska na dopingu są na to odpowiedzią?

Wielu twierdzi, że nie. W Wielkiej Brytanii – kraju, z którego kilku sportowców zostało twarzami Enhanced Games – natychmiast takie zachowania potępili. Sebastian Coe, były wielki biegacz, dziś prezydent World Athletics, powiedział, że to „kretyńska” idea. D’Souzę mocno takie słowa zdenerwowały. Zresztą podobnie jak i inne reakcje. Światową Organizację Antydopingową nazywał on na przykład „tajną policją, która w środku nocy pojawia się, żeby pobrać krew od sportowców”.

Sebastian Coe

Sebastian Coe nie szczędził słów krytyki wobec idei Enhanced Games. Fot. Newspix

Żeby było ciekawiej – wytoczył proces agencji (i nie tylko), twierdząc, że ta od początku stara się podkopać wizerunek Enhanced Games. Łącznie wniósł o 800 milionów dolarów odszkodowania od wszystkich podmiotów wymienionych w pozwie. WADA raczej się tym przesadnie jednak nie przejmie, bo… tak naprawdę nie może. Musi dbać o wizerunek swój i sportu. Stąd w oficjalnych wypowiedziach tej organizacji nadal będzie obecna krytyka nowej imprezy.

Zdrowie i dobre samopoczucie sportowców, to priorytet numer jeden dla Agencji. Ta impreza może wpłynąć na oba, promując nadużycie silnych substancji i metod, które powinny być dostępne tylko za przyzwoleniem lekarza, na określone potrzeby medyczne, a zażywane pod nadzorem profesjonalnych medyków. Historia uczy nas, że środki poprawiające osiągnięcia w sporcie mogą mieć tragiczne fizyczne i mentalne skutki na wielu sportowcach. Niektórzy nawet zmarli – pisali przedstawiciele WADA w mailu do Reutersa.

MKOl – który, oczywiście, konkurencji nie lubi, ale też nie dziwi, że akurat tej szczególnie – odwoływał się też do rodziców, którzy „nie chcieliby widzieć, że ich dziecko rywalizuje w tak wyniszczającym formacie”.

I pewnie to prawda. Tyle że MKOl sobie, WADA sobie, federacje w poszczególnych sportach sobie. A Enhanced Games ma jeden, naprawdę istotny argument. Jaki?

Jak nie wiadomo, o co chodzi…

Kasa, misiu, kasa

Słyszycie o takich sprawach często. Zawodnik uprawia mniej popularną dyscyplinę, poświęca jej całe życie, a potem… no właśnie, potem co? Jeśli nie jest wybitny, bywa że nie ma środków do normalnego funkcjonowania i z trudem odnajduje się w nowej rzeczywistości. Ba, często nawet wielu z tych, którzy sukcesy osiągnęli, wcale nie zarobiło na tym milionów. Bywa, że trudno i o setki tysięcy, gdy odliczy się koszty podróży, trenerów, suplementacji (tej dozwolonej), sprzętu i tak dalej, i tak dalej.

D’Souza i spółka mają więc wabik. A tym wabikiem są pieniądze. Milion dolarów dla kogoś, kto pobije rekord świata. Kilkadziesiąt – może nawet sto tysięcy – dla każdego, kto weźmie udział w Enhanced Games.

To pieniędzmi skusili już dwa lata temu Jamesa Magnussena. W Polsce to nazwisko niespecjalnie znane. Ale w Australii już tak. To pływak, medalista mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. W 2019 roku skończył jednak karierę, ale gdy D’Souza przyszedł do niego z pomysłem na nową imprezę, James postanowił ją wznowić.

Pieniądze to wielka część tego wszystkiego. Trudno zignorować potencjalną nagrodę w wysokości miliona dolarów. […] Na emeryturze pozostawałem w dobrej formie. Jeśli faktycznie nagrody będą tak wysokie, oczywiście, że wystartuję. „Nabombię” się, jak mogę i pobiję rekord świata w sześć miesięcy – mówił. Dodawał jednak, że taka impreza nie jest dla wszystkich, a już szczególnie nie polecałby jej młodszym zawodnikom.

Natomiast tacy jak on – na emeryturze albo tuż po niej – mogą chcieć w niej wystartować, szczególnie, że będą potencjalnie w stanie zarobić za jeden występ więcej, niż za dziesięć lat profesjonalnej kariery.

Więc chcą. Choć na razie – przynajmniej oficjalnie – jest ich niewielu.

James Magnussen

James Magnussen. Fot. Newspix

Na oficjalnej stronie Enhanced Games wymienionych jest zaledwie pięciu sportowców, wszyscy to pływacy. Wiemy jednak, że to na pewno nie całość zadeklarowanych uczestników imprezy. Dopiero co do tego składu doszedł bowiem Fred Kerley, mistrz świata w biegu na 100 metrów z 2022 roku. Ogłoszenie nastąpiło zresztą niedługo po tym, jak Amerykanin został zawieszony za unikanie kontroli antydopingowych.

Trudno wierzyć w przypadek.

Rekord świata nie będzie uznany. Ale może być reklamą

Kerley jest dla Enhanced Games wielkim nazwiskiem. Największe sukcesy na bieżni odnosił stosunkowo niedawno, do tego w konkurencji najbardziej widowiskowej i wyczekiwanej. Do tego to Amerykanin, a więc gość z wielkiego rynku i, co ważne, ze znanym nazwiskiem. Trudno zignorować taki nabytek. Tym bardziej, jeśli Kerley na wstępie zapowiada, po co go ściągnięto i czemu się na to zdecydował.

Rekord świata zawsze był moim celem. Teraz mogę poświęcić całą swoją energię temu, by przekroczyć własne ograniczenia i zostać najszybszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek żył – mówił w oficjalnym komunikacie. Oczywiście, człowiekiem wspomaganym. Choć Kerley i bez tego jest przecież zapisany w kronikach – jego 9,76 s to siódmy najlepszy wynik w dziejach (ex aequo z Christianem Colemanem i Trayvonem Bromellem). Amerykaninowi to jednak nie wystarczyło, chce więcej. Nawet jeśli oznacza to, że nikt jego opcjonalnego „rekordu” nie zapisze w oficjalnych księgach wyników.

Albo skusiły go pieniądze. To też możliwe.

Dla Enhanced Games to jednak bez znaczenia. Sama perspektywa „pobicia” rekordu Bolta, to coś, co może napędzić tę imprezę medialnie. Zresztą organizatorzy nie bez powodu w trakcie pierwszej edycji chcą skupić się na sportach, w których doping może w tym pomóc – lekkiej atletyce, pływaniu i dyscyplinach siłowych. To potencjalna reklama przez pokaz ludzkich możliwości, nawet jeśli wspomaganych.

Zresztą takie pokazy już starali się robić. Kilka miesięcy temu głośno mówili o tym, że na zorganizowanym przez nich evencie Kristian Gołomeew – grecki pływak, srebrny medalista MŚ 2019 – pobił rekord świata na 50 metrów stylem dowolnym, obowiązujący od 2009 roku. Pobił, dodajmy, nie tylko za sprawą suplementacji niedozwolonymi środkami, ale też zabronionego już stroju – pływał w piance.

Czy jednak świat sportu się tym przejął? Niespecjalnie. Dlatego Enhanced Games – jeśli chcą zaistnieć – potrzebują czegoś więcej. I tym czymś może być Kerley oraz rekord Bolta. Jednak nawet z nim istnieje ryzyko, że impreza ta pozostanie tylko ciekawostką.

A czy tak będzie lepiej dla sportu – każdy może zdecydować sam.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj również na Weszło:

24 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Igrzyska

Igrzyska

Mężczyźni po tranzycji nie wystąpią już w zawodach dla kobiet

AbsurDB
17
Mężczyźni po tranzycji nie wystąpią już w zawodach dla kobiet
Reklama
Reklama