Drużyna Jana Urbana jest absolutną zagadką. Nie tylko nie wiemy czego się po niej spodziewać (umówmy się: po ostatnich dwóch latach nie oczekujemy za dużo…), ale też nie mamy pojęcia, w jaki sposób będzie chciał grać nowy selekcjoner. Czy mamy grać ofensywnie? Czy będzie chciał grać pragmatycznie? Z kontry? Skrzydłami? Reaktywnie? Jak najwięcej operować piłką? Nie wiadomo, bowiem szkoleniowiec na ten temat nie mówi absolutnie nic, a na konferencjach prasowych wprost odmawia odpowiedzi. I może wcale nie jest to zła taktyka – jeśli oczywiście odpowiedź poznamy na boisku.

Pamiętacie mecz z Wyspami Owczymi za kadencji Fernando Santosa? No wiem, trudne się wylosowało. Ale mała przypominajka: 0:0 do 73. minuty, totalne męczenie buły, gwizdy z trybun Narodowego. W końcu zagranie ręką Farera, rzut karny Roberta Lewandowskiego, upragniona bramka.
W końcówce jeszcze drugi gol naszego snajpera, dzięki któremu uniknęliśmy kompromitacji.
I ta cieszynka naszego snajpera:

Coś świta? Jeśli dalej nie, nie szkodzi. To właśnie w tamtym meczu, gdy oczy bolały od oglądania, zadałem sobie pytanie: jakie my w ogóle mamy – jako reprezentacja – sportowe atuty? Ani dobrze nie bronimy, ani nie strzelamy dużo goli. Ani nie gramy reaktywnie, ani gramy dominująco. Nie gramy ani skrzydłami, ani środkiem, ani wrzutkami, ani bezpośrednimi podaniami. Przegrywamy z mocnymi, męczymy się ze słabiakami. Nie prezentujemy – jako drużyna – niczego.
Pomyślałem więc, że przy najbliższej okazji zadam to pytanie Fernando Santosowi. A tak się złożyło, że kilka dni później mieliśmy konferencję przed meczem w Tiranie, ostatnim za kadencji Portugalczyka. Zamiast więc męczyć trenera pytaniami o negatywy, myślałem, że wyciągnę do niego rękę, pytając, jakie – dla odmiany – atuty widzi w grze naszej reprezentacji.
Ale się przeliczyłem.
– A przeciwnicy nie mają znaczenia? Oni nie grają? Zawsze przeciwko nam jest jedenastu zawodników, którzy mają swoje cele – wypalił wówczas Santos, poddenerwowany w swoim stylu. Przypominam: pytałem, jakie w swojej drużynie widzi atuty.
– Wydaje mi się, że jesteśmy bardzo niecierpliwi. Czasami mam wrażenie, że wielu osobom wydaje się, że piłka nożna polega na tym, że trzeba jak najszybciej dobiec do bramki, strzelić gola i jak najszybciej wszystkie sprawy zamknąć. Ale tak nie jest – kontynuował swoją tyradę, uciekając w coraz bardziej absurdalne tony.
Dzień później przegrał z Albanią 0:2 i pożegnał się ze stanowiskiem selekcjonera polskiej kadry. Na koniec krótkiej kadencji nie potrafił wymienić żadnego atutu swojej drużyny. Tak jak zresztą i my.
Jakie atuty ma reprezentacja Polski?
Pod koniec kadencji Michała Probierza męczyliśmy się z tym samym pytaniem. A mianowicie: „czy ta drużyna ma jakiekolwiek atuty?”. Pomyślałem, że spytam o to i trenera Jana Urbana.
Nowy selekcjoner przed debiutem zastosował unik:
– Kurczę, ale to chcesz, żebym Holendrom podpowiadał najnormalniej w świecie – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Widzę te atuty u gościa po lewej (wskazanie na Szymańskiego – przyp.), nawet Mourinho go chwalił. Ja też go będę chwalił, niech mi tylko gra dobrze – dodał z humorem.
I okej – to odpowiedź daleka od konkretnej, ale dość zrozumiała. Na miejscu selekcjonera też pewnie nie chciałbym pokazywać przeciwnikowi swoich kart jeszcze przed swoim ruchem. Zwłaszcza, że Urban ma jedną z nielicznych szans, by przekuć wadę, jaką jest brak długiego czasu pracy z drużyną w atut: wykorzystać element zaskoczenia.
Nowego selekcjonera udało się za to namówić, by przekazał w jaki sposób zamierza wydobyć atuty ze swoich podopiecznych.
– Z reguły rozmawiam bardziej o pozytywach, chcę każdego dowartościować, bo uważam, że wtedy więcej z nich wyciągnę. Nigdy nie będę miał pretensji do żadnego z nich za odwagę. Bo chcę widzieć drużynę odważną w tym co robią. Błędy będziemy popełniać wszyscy, a jeśli je popełnimy, starajmy się je naprawić. Chodzi mi choćby o reakcję po stracie piłki. Natomiast chciałbym widzieć drużynę i każdego indywidualnie z zawodników, żeby miał pewność siebie, żeby był odważny w grze – dodał.
I to jest już, moim zdaniem, bardzo ciekawa wypowiedź.
Bo jednocześnie odnosi się do dwóch kwestii, które często przewijały się za kadencji Michała Probierza. I które nie zostały przez niego rozwiązane.
Michał Probierz, czyli trafne diagnozy, brak lekarstwa
Pierwsza – to wiara we własne umiejętności. Pamiętacie tyradę Probierza w przerwie meczu z Mołdawią?
– Czego my się boimy?! W piłkę grać?! – wrzeszczał w szatni stadionu Narodowego.
– Jeszcze raz wam mówię. Nie wierzycie w ogóle w siebie i w swoje umiejętności. Każdy z zawodników! Spójrzcie na siebie i uwierzcie trochę w siebie no!
– Wyjść na to boisko, pokazać charakter i uwierzyć najpierw w siebie! Jak nie wierzycie, to wam mówię: trener w was wierzy! Wyjść na boisko i wygrać ten mecz!
I powiem szczerze, gdy raz jeszcze odsłuchuje te nagrania z perspektywy czasu… Rany. Zamieńcie garnitur trenera na ortalionowy dres, szatnię Narodowego na A-klasowy barak i mamy obrazek rodem z niższych lig. W wypowiedziach nic już trzeba zmieniać.
W zeszłorocznej rozmowie ze mną psycholog sportu Kamil Wódka, przez lata współpracujący blisko z Łukaszem Piszczkiem, zwracał uwagę, że nawet jeśli postawiona przez trenera diagnoza była słuszna („nie wierzycie w siebie zupełnie”), należało przemyśleć sposób, w jaki przekaz zostaje sformułowany i jaki realny efekt może przynieść. A raczej trudno, by okrzyki typu: „Trener w was wierzy!”, „Uwierzcie trochę w siebie, no!” sprawiły, że komuś nagle faktycznie urosną skrzydła.
Probierz bardzo chciał, by piłkarze w siebie uwierzyli. Nie potrafił jednak tej wiary wyzwolić.
Urban problem diagnozuje podobnie. Mówi, że każdego chce dowartościować, a chwilę wcześniej daje tego żywy przykład – gdy łechta ego Szymańskiego, wspominając, że chwali go Mourinho. Podbudowuje piłkarza, podnosi poczucie jego wartości. I trzeba mieć nadzieję, że obrana przez Urbana droga okaże się słuszna.
Co to znaczy grać odważnie?
Druga rzecz – to kwestia odwagi. A słowo „odwaga” było wręcz niesione na sztandarach Michała Probierza. Właściwie nie było konferencji prasowej, by selekcjoner nie zaznaczał: chcemy grać odważniej, namawiamy piłkarzy do odważnej gry, nie możemy bać się grać odważniej.
Tylko, gdy przychodziło co do czego, nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie mamy tej boiskowej odwagi upatrywać. Gdy patrzyliśmy na statystyki dryblingów – taki Sebastian Szymański z Litwą nie wykonał żadnego. Przemysław Frankowski – jeden. Odwagę było widać może w ofensywnym wyjściu na Holendrów na Euro (przegraliśmy) czy Francuzów (zremisowaliśmy, będąc już pewnym odpadnięcia), ale kiedy przyszedł mecz o wszystko – Probierz na Austrię odrzucił odważne zapowiedzi i wyszedł na boisko Bartoszem Sliszem i Jakubem Piotrowskim, kosztem Kacpra Urbańskiego i Sebastiana Szymańskiego.
Jak będzie wyglądała odwaga w wykonaniu Jana Urbana? Tego na razie nie wiadomo, bo trener nie chce zdradzić niczego. Podczas konferencji prasowych nie mówi ani słowa o tym, w jaki sposób zamierzamy grać.
Można jednak zakładać, że przeciwko Holandii nie zobaczymy docelowej wersji prowadzonej przez niego ekipy. Po pierwsze: drużyna pod jego wodzą ma za sobą dopiero dwa treningi. Po drugie: klasa rywala nie jest zbyt dogodna do prób wdrażania swojego stylu gry. To akurat selekcjoner przyznał między wierszami:
– Powiedzieliśmy sobie, jaki mamy plan. Nawet nie na ten mecz, tylko w jakim kierunku ta reprezentacja powinna iść. Chodzi mi o styl gry – powiedział podczas konferencji prasowej.
Drużyna Jana Urbana jest więc na razie absolutną zagadką. Pytanie, czy to, jak ma docelowo wyglądać – wie już on sam.
Z ROTTERDAMU WOJCIECH GÓRSKI, WESZŁO
Bawisz się w zakłady bukmacherskie? Przewidywanie wyników bywa grą nerwów i intuicji. Dla tych, którzy lubią takie wyzwania, istnieją opcje jak zakład bez ryzyka czy freebet bez depozytu, pozwalające sprawdzić swoje typy bez dużego ryzyka finansowego.
CZYTAJ WIĘCEJ KORESPONDENCJI Z HOLANDII:
- Za kadrą etap wyciszania afery. Wszyscy znów się uśmiechają
- Miasto, które przestało istnieć. Rotterdam, czyli feniks z popiołów
- Holendrzy nie znają… Zielińskiego. Ale i tak boją się Polski
Fot. FotoPyK