Legia odpadła z Ligi Europy ze słabszym od siebie zespołem, czego bardzo szkoda. W Ekstraklasie przegrała 0:1 z Wisłą Płock, rażąc bezradnością. Czy z zespołem Edwarda Iordanescu jest źle? I tak, i nie. Dziś, w meczu z Hibernianem, można było bać się o Legię przez 10 pierwszych minut. Później przejęła kontrolę nad spotkaniem, a swoją wyższość udowodniła dwoma golami. Jean Pierre-Nsame znów był kozakiem, a Paweł Wszołek zaprezentował zagranie, które znamy z tenisa. Szkoda tylko, że Legia, która miała mecz pod kontrolą (co za pudło Wahana Biczachczjana!), dała się łatwo zaskoczyć w końcówce. Przy Łazienkowskiej za tydzień mogło być w miarę spokojnie, a tak wynik 2:1 jeszcze nie zamyka rywalizacji.

Złe, nerwowe wybicie Jana Ziółkowskiego. Artur Jędrzejczyk, który prawie sfaulował w polu karnym rywala. Ratujący sytuację Steve Kapuadi. Interweniujący Kacper Tobiasz. Przeciwnik, strzelający niecelnie po rzucie rożnym. Pogubiona Legia, nie nadążająca za intensywnością Hibernianu, mająca trochę szczęścia.
Jean-Pierre Nsame strzelił gola w piątym kolejnym spotkaniu w europejskich pucharach
Tak w skrócie wyglądało pierwszych osiem minut spotkania na Easter Road w Edynburgu. Gospodarze ewidentnie zaskoczyli zespół Edwarda Iordanescu. Ruszyli na Legię, dążyli do strzelenia gola. Kibicom mogły przypomnieć się dwa poprzednie przegrane wyjazdowe mecze: 1:4 na Cyprze i 0:1 w Płocku. Ale czy gracze Hibernianu pokazywali coś specjalnego? Agresywność, mocny pressing, próby szybkiego ataku po wywalczeniu piłki – i tyle. Był w tym wszystkim chaos, a zadanie Legii wydawało się proste – przetrwać, zachować spokój i wprowadzić do tego meczu więcej normalnego grania w piłkę. A dzięki temu odzyskać kontrolę i udowodnić swoją wyższość.
To, mimo nerwowego początku, udało się, choć nie do końca.
Jean-Pierre Nsame, ależ to jest kozak. Kameruńczyk przystępował do meczu z Hibernianem z czterema bramkami w czterech kolejnych pucharowych spotkaniach Legii – z Banikiem Ostrawa (2:2, 2:1) i AEK-iem Larnaka (1:4, 2:1). Dziś, kiedy Legia zaczęła powoli przejmować kontrolę i przeprowadziła prawą stroną pierwszą, składną akcję, mógł trafić do siatki, ale źle uderzył piłkę. Później Legii przyznano rzut karny: kolejna niezła akcja i okazało się, że po strzale Bartosza Kapustki przeciwnik zagrał piłkę w niedozwolony sposób ręką. Kiedy wreszcie uraczono nas jako taką powtórką (trochę to trwało), sytuacja była oczywista. Tym bardziej nie rozumiemy, dlaczego konsultacja arbitra z ludźmi na wozie VAR trwała tak długo. Karny dla Legii, do piłki podszedł Nsame i załadował mocno, w okienko. Właśnie tak zachowuje się zawodnik, który jest pewny siebie.
Paweł Wszołek jak sprytny tenisista
Mignęło nam kiedyś zdjęcie Pawła Wszołka, który na urlopie grał w tenisa. Nie wiemy, jak bardzo lubi ten sport, ale zachował się niczym najlepsi w tym sporcie. W tenisie jest takie coś, jak „zagranie przeciwko stopom”. Chodzi o to, że kiedy po drugiej stronie kortu widzisz więcej miejsca, ale przeciwnik biegnie akurat szybko w tę stronę, warto zagrać w drugą, by ten nie miał czasu na zmianę kierunku biegu. To zawsze jest skuteczne.
Wszołek zrobił coś podobnego w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Ziółkowski tym razem odebrał piłkę, a nie zagrał ją niecelnie, niedługo później ta trafiła do Nsame. Napastnik Legii fantastycznie dostrzegł lekko odpuszczonego w kryciu Wszołka i idealnie, miękko, podał w jego stronę. Wszołek widział, że bramkarz Hibernianu szybko biegnie w stronę swojego lewego rogu i kopnął niezbyt mocno, ale w drugi róg. Bramka, 2:0. to była naprawdę popisowa akcja Legii.
TO DOGRANIE NSAME 🔝
Paweł Wszołek w taki sposób podwyższył prowadzenie Legii ⚽🔥#HIBLEG pic.twitter.com/mW3MM4k7p0
— Polsat Sport (@polsatsport) August 21, 2025
Przed spotkaniem trener Hibernianu, David Gray, mówił, że atutem Legii jest większe doświadczenie. Wydaje się, że trafił w sedno. Szkoci niby potrafili ograć w poprzedniej rundzie w dwumeczu, po dogrywce, serbski Partizan, ale mieli masę szczęścia, a rywal to jednak nie ta półka, co Crvena zvezda, która w dwumeczu poradziła sobie jakiś czas temu z Lechem Poznań. W drugiej połowie Gray dość szybko dokonał zmian, chciał pobudzić swój zespół, ale ten, choć grający ambitnie, jest jednak piłkarsko trochę ograniczony. Z jednej strony Hibernian to trzecia drużyna ligi szkockiej minionego sezonu, ale z drugiej – do mistrza kraju, Celtiku, straciła aż 34 punkty.
Przepaść.
Legia w drugiej połowie przez jakiś czas była nerwowa, mecz chwilami stawał się przepychanką. Ale później wydawało się, że znów opanowała to, co dzieje się na boisku. Kolejnego gola dołożył Kapustka, ale anulowano go, bo podający z prawej strony Wszołek był na spalonym. Później, mimo kapitalnej okazji, z kilku metrów kompromitująco przestrzelił Wahan Biczachczjan.
I ta sytuacja może śnić się kibicom Legii po nocach, bo na kilka minut przed końcem Hibernian dopiął swego. Wrzutka z lewej strony, błąd w kryciu, interwencja Tobiasza i dobitka, na dwa razy, Josha Mulligana. Łatwo.
Zdecydowanie za łatwo.
Niby 2:1 to wciąż korzystny wynik, choć pamiętajmy, że szkocki zespół potrafi grać na wyjazdach, ale nie zdziwimy się, jak Iordanescu w szatni za tę końcówkę mocno opieprzy swoich piłkarzy.
Hibernian – Legia Warszawa 1:2 (0:2)
- 0:1 Nsame – 35′
- 0:2 Wszołek – 45’+3
- 1:2 Mulligan – 87′
WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:
- Koulouris ma trafić do Arabii Saudyjskiej
- UEFA „prowadzi dochodzenie” w sprawie Maccabi
- Oto 10 ciekawostek o rywalach polskich drużyn
Fot. Newspix.pl