Niespełna tysiąc dni pozostało do rozpoczęcia mundialu w Rosji. Kiedy, jak nie teraz wybrać się na mini-rekonesans? Szczególnie, że z Trójmiasta bliżej jest do Rosji, niż do Torunia. Postanowiliśmy sprawdzić na własne oczy, co w rosyjskiej duszy gra na ostatniej prostej przygotowań do piłkarskiego święta.
SLUMS ATTACK
Marszruta obejmowała Gdańsk i jego miasta partnerskie: Kaliningrad i Petersburg, niegdyś Leningrad.
Z tym ostatnim trwała aktywna wymiana jeszcze za komuny. Największa sala kinowa w Polsce mieściła się na ulicy Długiej w Gdańsku, a kino nosiło nazwę „Leningrad”, we Wrzeszczu do dziś stoi restauracja Newska (od rzeki Newy), a piłkarze Lechii byli zapraszani na halowy turniej tam. W 1987 roku w finale przegrali 0:4 z tamtejszym Zenitem. Na pocieszenie, najlepszym graczem turnieju uznano Mirosława Pękalę. Jako nagrodę wręczono mu osobliwy upominek w postaci kompletu… kieliszków do wódki. Czyżby wiedzieli?
Poranny autobus z kolebki Solidarności do miasta Immanuela Kanta nie był przesadnie wypełniony. Większy ruch panuje w drugą stronę. Powstał nawet przebój „Zdrastwuj Lidl, Zdrastwuj Biedronka”. Niższe ceny sprawiają, iż od momentu wprowadzenia tzw. „małego ruchu granicznego”, mieszkańcy Obwodu Kaliningradzkiego tysiącami odwiedzają trójmiejskie oraz warmińsko-mazurskie przybytki handlowe.
Mawia się, że Obwód to nadzieja na ucywilizowanie Rosji, że poprzez „mały ruch” mieszkający tam obywatele zrozumieją, że ich przyszłość leży w Europie. Nie rozpędzałbym się z takimi teoriami. To jedno z najbardziej zmilitaryzowanych miejsc na kontynencie, a co za tym idzie, mieszkają tam głównie rodziny mundurowych, którzy swoje wiedzą.
W pierwszym przygranicznym mieście, Mamonowie, widać koce w oknach bloków. Za dwa i pół roku mają tu przyjechać kibice? Pocieszające, że gdy w analogicznym okresie wjeżdżałem w Rawie Ruskiej na Ukrainę, z budki strażnika granicznego odpadła klamka. A przecież Euro się udało i nikt nie miał zastrzeżeń. Pierwsze wrażenie bywa złudne.
Jednak Kaliningrad od początku przytłacza. Odrapane bloki, opuszczone gostinnice, obok lombard i jeszcze jeden. Kiedyś zespół o tej nazwie śpiewał przebój „Przeżyj to sam” – myślę, że nie od parady byłoby przywieźć tam polską młodzież w ramach lekcji historii. Zobaczyliby, jak się kiedyś u nas mieszkało. Nowy teledysk poznańskiej grupy Slums Attack można by kręcić tam choćby jutro. Ale jak już przedrzemy się przez liszaje częściowo pustych domów, oblepiające południowe krańce miasta, docieramy do bardziej zadbanego centrum. A stamtąd już tylko krok do dzielnicy Maraunehof, stosunkowo mało zniszczonej, w której – jak reklamują miejscowi – znajduje się najstarszy stadion w Rosji. Sprawa lekko dyskusyjna. Lokalny klub Bałtika gra na miejscu gdzie kiedyś był stadion imienia Waltera Simona używanego przez VfR Königsberg. Dziś wejście na obiekt zdobią zabytkowe kolumny przyniesione tu z dawnego królewieckiego Kościoła św. Mikołaja (Altstädtische Kirche).
Tego dnia w poniedziałek o godzinie 14 (prawda, że idealna pora na futbolowy spektakl?) miał być nawet drugoligowy mecz Bałtiki z FK Tosno, ale ostatecznie przełożono go na 19.
DOM SOWIETÓW
Königsberg był kiedyś pięknym miastem, nieco podobnym do hanzeatyckiego Gdańska. To już przeszłość. Czego nie zniszczyły alianckie naloty, poprawili Sowieci, zdobywając miasto w kwietniu 1945 roku. Jeśli nowi władcy postanowili sobie za cel zabicie pruskiego ducha, udało im się to z nawiązką.
Symbolem nowych porządków był pokrzyżacki zamek, który stał do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jako częściowa ruina – zniszczony, ale nie bardziej niż zamek w Malborku, który udało się odbudować. W drugiej połowie dekady do miasta miał przyjechać z wizytą nowy Sekretarz Generalny KPZR, Leonid Breżniew. Miejscowy, kaliningradzki sekretarz obwodowy uznał, że niemieckie ruiny, świadczące o haniebnej przeszłości miasta, nie mogą razić oczu Genseka. Chcąc podlizać się władzy, zaproponował wysadzenie zamku. Moskwa na propozycję przystała.
Kilka lat wcześniej Sowieci wysadzili Farę Witolda w Grodnie, mieli doświadczenie w takich akcjach.
Wezwano minerów, którzy w mury naładowali tony trotylu, przycisnęli wyłącznik i nic. Mury były za grube. Powtórzono operację z większą ilością materiału wybuchowego i znowu nic. Wobec tego za trzecim razem zaaplikowano maksymalną ilość. Zamek wyleciał w powietrze, razem z dwoma blokami – „chruszczówkami” po drugiej stronie Pregoły, które powaliła fala uderzeniowa.
A Breżniew? Rozmyślił się i do miasta jednak nie przyjechał.
W miejsce zamku postawiono nigdy nie ukończony Dom Sowietów, nazywany również „Monstrem” lub „Zemstą Prusaków”. Mógłby to być przykład wracającego do łask brutalizmu, ale to raczej inny nurt tzw. szkieletaryzm. Filip Springer, który z uporem lepszej sprawy walczy z chaosem panującym w zabudowie polskich miast, tu od razu rzuciłby ręcznik.
Jednak ostatnio coś się ruszyło – Dom Sowietów odmalowano na pastelowy kolor niebieski. To niechybny znak, że Rosjanie na serio chcą zaprosić świat do Kaliningradu za niecałe trzy lata. A do niedawna nie było to wcale takie pewne.
– Sytuacja ze stadionem w Kaliningradzie przerodziła się w farsę – opowiada Aleksandr Goryunow, dziennikarz telewizji NTV. – Miał on zostać zbudowany na wyspie Oktiabrskij, położonej między dwoma ramionami Pregoły. Tereny na tej wyspie są podmokłe i dlatego nigdy w historii nie były zabudowane. Mieszkańcy charakterystykę tej lokalizacji ograniczają do jednego zdania: „Nie przypadkiem Niemcy tam nie budowali”. Udało się skończyć prace dotyczące wzmocnienia linii brzegowej i we wrześniu zaczęła się konstrukcja stadionu. Ale na teraz brak jeszcze zatwierdzonego planu, jak ten obiekt ma wyglądać. Witalij Mutko, Minister Sportu i członek Komitetu Wykonawczego FIFA obiecał, że projekt będzie gotowy do końca października. Którego roku? Nie wiem, a czas nagli.
Znajomy trójmiejski przedsiębiorca dostał obietnicę wbicia się na plac budowy, ale pod jednym warunkiem: zmiany szyldu na niemiecki. Przecież żadni Polacy nie będą się tu panoszyć. Za to niemiecka solidność wciąż jest w cenie, szczególnie w mieście nazywającym się kiedyś Königsberg.
PLAN? JAKI PLAN?
Wątpliwości nie ulega, że koszt inwestycji na wyspie przekroczy wyznaczony przez władze w Moskwie limit piętnastu miliardów rubli (około miliard złotych). Właśnie dlatego rząd rozważał wykreślenie Kaliningradu z listy miast-gospodarzy mundialu. Jednak prezydent Władimir Putin, którego ex-żona Ludmiła pochodzi z Obwodu, zapewnił, że na zmiany już za późno i na dobre zakończył jałowe dyskusje. Kazali, to budujemy. A propos Kazania! Nowy stadion tamtejszego Rubina był gospodarzem niedawnych pływackich mistrzostw świata. Nie wiem, czy był wcześniej obiekt, który gościł zarówno czempionat pływacki, jak i piłkarski? Może poza areną polsko-niemieckich waterpolowych zmagań na Stadionie Leśnym we Frankfurcie w roku 1974.
Do wiarygodnych informacji na temat przygotowań Rosji do mundialu trudno dotrzeć. Media w tym kraju są pół-wolne, dlatego trzeba czytać między wierszami. Jak w kwietniu, gdy premier Dmitrij Miedwiediew zarządził, by zagraniczne materiały do budowy pięciu powstających stadionów (Samara, Sarańsk, Wołgograd, Niżny Nowgorod, Rostów) zostały zastąpione przez „ich rosyjskie odpowiedniki”. Podróże między miastami-gospodarzami będą się odbywać drogą lotniczą, na dobre zostały porzucone plany ich połączenia szybką koleją. Jak ktoś się skusi musi pamiętać, że w Rosji wszystkie stacje kolejowe pokazują czas moskiewski.
W styczniu Witalij Mutko powiedział, że koszty administracji zostaną obcięte o dziesięć procent oraz, co szczególnie bolesne, dwadzieścia pięć luksusowych hoteli, które miały ugościć „rodzinę FIFA”. Obecnie całościowe koszty oceniane są na poziomie około sześciuset czterdziestu miliardów rubli (czterdzieści miliardów złotych) – to o cztery procent mniej, niż w zeszłym roku. Ale to trochę jak w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”:
– Jak wyglądamy z planem?
– A kto to może wiedzieć, panie dyrektorze?
W kwietniu komitet organizacyjny mistrzostw, z wicepremierem Igorem Szuwałowem na czele, odwiedził Wołgograd, gdzie stadion ma być zbudowany u stóp gigantycznego pomnika Matki Rosji, który upamiętnia ofiary Bitwy pod Stalingradem. Kilka dni po tej gospodarskiej wizycie miejscowemu klubowi Rotor skończyły się diengi, wycofał się z ligi i obecnie gra z amatorami.
Putin porównał zawieszonego szefa FIFA, Seppa Blattera, do męczenników za sprawę: Juliana Assange i Edwarda Snowdena. Rosjanie żartowali, że po aferze na szczytach FIFA, władza powinna pomóc Blatterowi w potrzebie. Temat szybko podjął deputowany do Dumy, Aleksander Sidjakin, sugerując na Twitterze, że „człowiek o tak kolosalnym doświadczeniu przydałby się Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej na finiszu przygotowań do mistrzostw”.
Gdyby ktoś się zastanawiał, amerykańskie dochodzenie w sprawie korupcji na piłkarskich szczytach, to spisek, a aresztowanie urzędników FIFA, to „kolejna próba narzucenia swojej woli reszcie świata przez Waszyngton”. Urzędowa anty-amerykańskość nie przeszkadza Rosjanom kochać dolara, a petersburskiej policji jeździć fordami.
CZARNE NOCE, BIAŁE NOCE
I tu żegnamy Kaliningrad i dochodzimy do drugiego etapu wycieczki, czyli lotu do Petersburga na mecz Zenita z Olympique Lyon w Lidze Mistrzów.
Za czasów PRL szczęśliwcy, którzy mieli okazję skorzystać z usług Aerofłotu, opowiadali historie mrożące krew w żyłach. Nasza nadzieja tkwiła w tym, że swoich nie strącają. Szybko pojawił się jednak problem innej natury. Na dwadzieścia minut przed planowanym odlotem, lotnisko spowiła ciemność wręcz grobowa. Stewardesy biegały z latarkami i świecami, a jedna z nich zbyła mnie rozbrajającym uśmiechem i słowami: „This is Russia”. Od razu przypomniał mi się ogromny transparent z tym hasłem, rozwinięty podczas meczu z Polską na Stadionie Narodowym w Warszawie. To właśnie Rosja, od imperializmu do trzygodzinnej ciemności na lotnisku w dwudziestym pierwszym wieku.
W pięciomilionowym Petersburgu wylądowaliśmy w środku nocy, ale przychylni mieszkańcy ułatwili nam dotarcie do centrum. Ogólnie ludzie bardzo mili, choć nie jest to regułą. Boleśnie przekonał się o tym pewien inwalida, który niedawno wózkiem na skrzyżowaniu obtarł landarę jednego „Nowego Ruskiego”, po czym wylądował w jednym z newskich kanałów.
W dawnej rosyjskiej stolicy spodziewałem się moskiewskiego bezguścia lub kaliningradzkiego chaosu, ale nic z tych rzeczy. Petersburg to jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Po rozpadzie ZSRR, Leningrad powrócił do poprzedniej nazwy, ale Obwód pozostał w nazwie leningradzki. Porewolucyjna strata stołecznego status pozwoliła miastu zachować unikalny charakter zabudowy, przynajmniej w centrum. Bardziej awangardowe, socrealistyczne budynki zostały zbudowane w Moskwie.
Na wygląd miasta na pewno pozytywnie wpływa to, iż z Leningradu pochodzi cała obecna rosyjska wierchuszka z prezydentem Putinem na czele.
Koniec października, ale petersburskie elegantki na wysokich obcasach i z odsłoniętymi nogami. Szron zalegający na chodnikach im nie straszny. Takie uroki północnego położenia. Z drugiej strony trudno wyobrazić sobie wiele rzeczy bardziej romantycznych, od spaceru pięknymi ulicami Petersburga podczas „biełych noczi”. Trwają tu one od jedenastego czerwca do drugiego lipca, akurat podczas mundialu. Północna stolica Rosji znajduje się na szerokości geograficznej równej południowym krańcom Grenlandii i Alaski, co sprawia, że latem władze w ogóle nie muszą włączać ulicznych latarni!
W ramach przygotowań do mundialu na miejscu starego, stutysięcznego Stadionu Kirowa, budowana jest Gazprom Arena, która pomieści sześćdziesiąt dwa tysiące widzów. Aktualnie montowany jest przesuwany dach.
Gazprom, od połowy pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku, jest właścicielem Zenita i na ten okres przypadają największe sukcesy klubu, z Pucharem UEFA w roku 2008 na czele. Wcześniej było to jedno jedyne mistrzostwo ZSRR z roku 1984 i Puchar Kraju Rad z roku 1944 zdobyty tuż po zakończeniu dziewięćsetdniowej blokady miasta.
Obecny stadion Zenita mieści się na wyspie „Pietrowskij” na Małej Newie, a widok potwierdza, że to właśnie miastu, które kiedyś nazywało się Leningrad, należy się tytuł Wenecji Północy. Piękny to widok. Równie piękny widok mają na przyjezdnych miejscowe łobuziaki – ze stacji metra „Sportiwnaja” na obiekt można dojść tylko jedną drogą i mają wszystkich jak na patelni. Udało się wrócić bez guzów, zresztą zaprzyjaźnieni fani Lyonu dość mocno idealizują Rosję i Putina, ale oni przylecieli z lotniska imienia Antoine Saint Exupery’ego, dlatego dość mocno bujają w obłokach.
Do głośnego wydarzenia doszło kilka lat temu, gdy z Zenitem mierzyła się Łucz-Energija Władywostok. Troje fanów petersburskiego klubu – Jewgienij Stepanow, Aleksandr Zarajski i Weronika Dawidowa – udało się na wyjazd ukochanej drużyny nad Pacyfik. Piętnaście tysięcy kilometrów przemierzyli własnym samochodem. Ten odmówił posłuszeństwa, ale na ich szczęście dopiero w punkcie docelowym. Po meczu, wygranym przez Zenit 2:0, kibice wrócili koleją transsyberyjską. Kiedy wrócili, Zenit sprezentował im nowe samochody. Niesamowity heroizm fanów, ale też ładne zachowanie klubu.
Dziś Zenit, po czterech kolejkach Ligi Mistrzów, jest jedynym klubem z kompletem punktów. Z Lyonem poradził sobie łatwo, 3:1. Chociaż fanatycy znad Newy zapewne byli rozdarci po bramkach Artioma Dziuby i Hulka. Nie wiadomo co gorsze, Dziuba (były gracz znienawidzonego moskiewskiego Spartaka, któremu każą iść na ch…), czy kolorowy piłkarz z Brazylii. Kilka lat temu fani Zenita nalegali na kierownictwo klubu, aby w drużynie nie grali zawodnicy „kolorowi”. Pomysł argumentowali tym, że wśród barw klubowych nie ma koloru czarnego. Do pewnego czasu władze klubu do tej argumentacji się przychylały.
Wreszcie powrót i blisko trzygodzinny postój na granicy w Mamonowie. Na szczęście Putin obiecał, że kibice nie będą potrzebowali wiz na czas mundialu. Impreza odbędzie się miesiąc po następnych rosyjskich wyborach prezydenckich. Zapowiada się zacięta walka o wygraną.
TEKST I ZDJĘCIA: MACIEJ SŁOMIŃSKI