Trzydziesty drugi raz w historii zagraniczny klub debiutuje w europejskich pucharach meczem z polskim przeciwnikiem. Novi Pazar nigdy dotąd nie grał w rozgrywkach UEFA i możliwe, że starcie z Jagiellonią będzie jego ostatnim bojem na tym szczeblu. Dołączyłby wówczas do takich nieco zapomnianych klubów, jak Wuppertal, czy Hartberg, dla których starcie z Polakami było szczytowym osiągnięciem. Bywały też drużyny, dla których porażka z zespołem znad Wisły była trudnym początkiem późniejszych sukcesów w pucharach. Niestety, zdarzyło nam się oczywiście w takich starciach odpadać. To na naszych boiskach swą kontynentalną przygodę rozpoczynał Tottenham, ale niestety także Fylkir czy Cementarnica.

Spis treści
- Kluby, które debiutowały w europejskich pucharach meczem z Polakami
- Cztery grupy uczniów
- Wielka droga do sukcesów rozpoczęła się w Polsce
- Zaćmienie księżyca na meczu
- Jedyny wpis w CV? Pokonanie Polaków
- Przeklęta Cementarnica, walizka dla Lorensa
- Oszuści z Westfalii nie wykorzystali potencjału
- Nie ten Brożek w ataku, Austriacy i najgorszy zespół w Europie
- Wybiliśmy im piłkę z głowy
- Wyciągnęli wnioski z porażki z polskim klubem
- Brytyjskie przygody rodzą się w bólach na Śląsku
- Jakim byliśmy nauczycielem?
- CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O EUROPEJSKICH PUCHARACH:
Kluby, które debiutowały w europejskich pucharach meczem z Polakami
Znane są legendy o tym, że uczyliśmy Francuzów jeść nożem i widelcem. Piłki nie uczyliśmy prawie nikogo. Nieśliśmy kiedyś kaganek oświaty do niektórych krajów afrykańskich, ale obecnie nasza szkoła trenerska nie ma żadnego znaczenia poza naszym krajem, a i u nas zaczyna odgrywać coraz mniejszą rolę. Peryferyjną pozycję naszych trenerów zagranicą podsumował ostatnio trafnie Wojciech Górski:
Okazuje się, że polskiego trenera nie ma w… ŻADNEJ lidze Europy, biorąc pod uwagę najwyższą klasę rozgrywkową w każdym kraju, rzecz jasna poza Ekstraklasą. Raz jeszcze: ANI JEDNEGO. Na zagranicznym rynku trenerskim wypadamy gorzej niż Wyspy Owcze (mają trenera w lidze szwedzkiej) i Liechtenstein (w szwajcarskiej), a poza Maciejem Skorżą w Japonii, najbardziej prestiżową zagraniczną posadę polski szkoleniowiec ma w… czwartej lidze niemieckiej.
Ja natomiast przypomniałem, że więcej trenerów zagranicznych było w polskiej lidze tylko raz.
W ciągu pięciu ostatnich dekad wprowadzaliśmy jednak w świat międzynarodowego futbolu całkiem pokaźne grono zagranicznych klubów. Jak? Otóż trzydzieści jeden zespołów debiutowało w europejskich pucharach meczem z polskim klubem. W związku z tym, że kolejnym już dziś zostanie serbski FK Novi Pazar, sprawdźmy jak wyglądały te lekcje piłki nożnej, których udzielaliśmy wkraczającym dopiero na kontynentalną arenę nuworyszom. Kto nie zdał tego testu i więcej się na europejskie sprawdziany nie wybrał? Kto pokazał nam, że to nie my powinniśmy być nauczycielami, a raczej uczniami. A kto pobrał od naszych klubów cenne nauki, a potem brylował na pucharowych salonach?
Cztery grupy uczniów
Dotychczasowe debiuty zagranicznych klubów w Europie, w których mierzyły się one z zespołami znad Wisły, można podzielić na cztery grupy:
• Bolesne dla nich lekcje, po których ich odbiorcy nie osiągnęli nic w przyszłości
• Przegrane dwumecze, z których wyciągnęli wnioski i wygrali później wiele spotkań
• Udzielone nam lekcje przez kluby, które odegrały potem istotną rolę w europejskim futbolu
• Prztyczki w nos, jakie dały polskim zespołom drużyny, które nigdy więcej do niczego nie doszły
Pierwszą z nich można żartobliwie nazwać „Hartbergami”, drugą: „Admirami”, trzecią: „Tottenhamami”, a ostatnią: „Cementarnicami”. Gwoli ścisłości, pomijam w analizie zespoły, które grały w Pucharze Intertoto.

Wielka droga do sukcesów rozpoczęła się w Polsce
Zaczynamy jednak od „Tottenhamów”. Sześć klubów przyjechało do Polski po lekcję i zamiast pokornie słuchać ustawiło nauczyciela pod ścianą, przeegzaminowało go, a potem okazało się całkiem pojętnymi uczniami na wyższych szczeblach.
Największym z nich jest oczywiście Tottenham. Droga do stania się pierwszym angielskim klubem z europejskim pucharem (Puchar Zdobywców Pucharów 1963), trzykrotnego zdobycia Pucharu UEFA (w pierwszej edycji w 1972, 1984 roku i w maju bieżącego roku po finale Ligi Europy) i finału Ligi Mistrzów w 2019 roku, rozpoczęła się 13 września 1961 roku na Stadionie Śląskim meczem z Górnikiem Zabrze.
Po pięćdziesięciu minutach było 4:0 dla naszych i gdyby ktoś miał wtedy postawić, który z dwóch klubów wejdzie jako pierwszy do europejskiej czołówki, większość postawiłaby pewnie na Górnika.
Tak opisywał to spotkanie Michał Kołkowski w cyklu „Był sobie mecz”::
Na tym jednak nie zakończył się strzelecki popis piłkarzy Górnika. Po dwudziestu minutach prowadzenie gospodarzy podwyższył ledwie 21-letni Jerzy Musiałek, a tuż przed przerwą do siatki trafił także inny 21-latek, Erwin Wilczek. Zabrzańskie gwiazdeczki po prostu zdemolowały pewnych siebie Anglików. Trzy minuty po wznowieniu gry do siatki trafił jeszcze Ernest Pohl. Zanosiło się na totalną demolkę wyspiarzy.
Górnik niestety nie potrafił docisnąć przeciwnika tak jak wczoraj Lech, ale też londyńczycy to rywali innego kalibru niż Breidablik:
Brutalnie sfaulowany zawodnik Górnika został zniesiony z boiska w siedemnastej minucie drugiej połowy i już nie zdołał powrócił na plac gry. Oznaczało to, że gospodarze muszą dokończyć mecz w dziesiątkę – regulamin rozgrywek nie dopuszczał w tamtym czasie przeprowadzania zmian. Wkrótce potem Mackay wykluczył też z gry Musiałka, czyli najjaśniejszą postać całego widowiska. Osłabieniu zabrzanie spanikowali – padła organizacja gry, a Spurs zdołali wpakować Kostce dwie bramki, zmniejszając tym samym rozmiary porażki.
Rewanż piłkarz Cliff Jones ocenił jako najlepszy występ angielskiego klubu w pucharach:
65 tysięcy ludzi czekających na nasz triumf. Rywale się tego nie spodziewali. Ich stadion był duży, ale trybuny oddzielała od murawy bieżnia. Na Tottenhamie kibiców masz tuż za plecami, nad głową, wszędzie. Widzieliśmy w oczach Polaków myśl: “Co się tutaj dzieje?”. Od razu ich napoczęliśmy, tłum oszalał. To był niekończący się ryk. Tamtego dnia nie pokonałby nas ani Górnik, ani nikt inny. Moim zdaniem to najlepszy występ angielskiego klubu na europejskiej arenie.
Górnik przegrał aż 1:8 i odpadł. Kto wie, jak potoczyłyby się losy piłki klubowej, gdyby nie odpuścił prowadząc 4:0, albo gdyby chociaż dozwolone były zmiany…

Jeszcze przed Górnikiem z dwoma debiutantami grała Gwardia Warszawa. Pierwszym był Djurgarden, któremu pokonanie warszawiaków wystarczyło do osiągnięcia ćwierćfinału Pucharu Mistrzów w pierwszej edycji w 1956 roku. Etap ten Szwedzi powtórzyli dopiero… sześćdziesiąt dziewięć lat później, gdy wiosną tego roku dotarli do czołowej ósemki Ligi Konferencji.
Dwa lata później milicyjny klub odpadł z Wismutem Karl-Marx-Stadt. Zespół z Niemieckiej Republiki Demokratycznej przegrał następnie z Ajaxem, ale niedługo później dwukrotnie dotarł do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów. Później zmieniło się wszystko – nazwa klubu (na Erzgebirge – czyli góry Rudawy), nazwa miasta (z miasta Karola Marksa na Chemnitz), a nawet miejscowość, którą klub reprezentował – na Aue. Dziś Erzgebirge Aue to zespół trzecioligowy, który i tak, jak na Niemcy wschodnie radzi sobie nie najgorzej. Przez wiele lat występował nawet w 2. Bundeslidze. Grywał w nim Andrzej Juskowiak i Tomasz Kos.
Zaćmienie księżyca na meczu
Rok wcześniej swój pierwszy występ w Europie zanotował Slovan Bratysława. W Pucharze Mistrzów zmierzył się z Legią. Wygrał u siebie aż 4:0 i nawet porażka w Warszawie 0:2 nie przeszkodziła w awansie do kolejnej rundy. Na Łazienkowskiej padł wtedy rekord frekwencji – spotkanie oglądało czterdzieści tysięcy kibiców!
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zwycięski dwumeczem z polskimi klubami zadebiutowały kolejne dwa całkiem niezłe potem zespoły. Pierwszym było Udinese, które – w co trudno uwierzyć – pierwszy mecz pucharowy rozegrało dopiero w 1997 roku. W dodatku mierzyło się z uczestnikiem fazy grupowej Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu – Widzewem, dlatego wielu, co dziś nie do pomyślenia, upatrywało faworyta w łodzianach. W pierwszym meczu, zapamiętanym z tego, że w jego trakcie miało miejsce zaćmienie księżyca, RTS wygrał 1:0.

Był to chyba szczyt potęgi łódzkiego klubu. Skład robił wrażenie: Onyszko – Bogusz, Łapiński, Michalski, Gęsior – Siadaczka, Curtianu, Terlecki, Szymkowiak – Kobylański, Marcin Zając. Rywali mieli jednak Thomasa Helvega, Marcio Amoroso i Oliviera Bierhoffa i w rewanżu to oni zaćmili Widzew wygrywając 3:0.
Był to początek najlepszej ery klubu z północno-wschodnich Włoch w historii. Wkrótce zajęli trzecie miejsce w Serie A, a potem czterokrotnie zagrali w fazie grupowej europejskich pucharach, w tym raz w 2005 roku w Lidze Mistrzów.
Rok po Widzewie Amica witała w europejskich pucharach Heerenveen. Sama nie była znacznie bardziej doświadczona, bo rozegrała raptem o jeden dwumecz więcej – chwilę wcześniej w rundzie wstępnej z Hibernians Paola. Holendrzy byli pierwszym w historii zespołem, który wywalczył kwalifikację do Europy dzięki grze zaledwie w półfinale krajowego pucharu.
W związku z faktem, że obaj finaliści: PSV i Ajax zakwalifikowali się do właśnie poszerzonej Ligi Mistrzów, musiał odbyć się rzadko spotykany mecz o… trzecie miejsce w Pucharze Holandii. Fryzyjczycy pokonali w nim Twente, a następnie, w ostatniej w historii edycji Pucharu Zdobywców Pucharów, wyeliminowali Amikę. Zespół z Arkadiuszem Radomskim w składzie odpadł w kolejnej rundzie, ale w kolejnej dekadzie Heerenveen aż sześciokrotnie wchodziło do fazy grupowej, w tym w 2000 roku do Ligi Mistrzów.
Jedyny wpis w CV? Pokonanie Polaków
Najbardziej wstydliwy dla naszych klubów jest kwartet zespołów, które w swoim debiucie wyeliminowały naszych asów, po czym już nigdy nic nie osiągnęły. Pod względem promowania dalej bardzo kiepskich uczniów brylowaliśmy w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Rozpoczęła Pogoń w 2001 roku, gdy wylosowała Fylkir Reykjavik, czyli zespół z jednym profesjonalnym piłkarzem w składzie. Co ciekawe, był to Errol McFarlane, którego później powołał do reprezentacji… Trynidadu i Tobago Leo Beenhakker.

Piłkarze Fylkiru chyba rozumieli, że są na szczycie swoich karier
Portowcy wygrali z Fylkirem wcześniej w sparingu 3:0, zatem jechali pewni siebie. Na boisku zdecydowanie zabrakło jednak umiejętności i w pierwszym spotkaniu goście ze Szczecina wyglądali jakby to oni byli debiutantami, i przegrali 1:2. W rewanżu Portowcy prowadzili, by stracić gola w ostatniej minucie i odpaść. W klubie panowała wtedy grobowa atmosfera. Turecki inwestor pokłócony był z wszystkimi wokół. Zagraniczny ekscentryczny zagraniczny właściciel, którego mocarstwowe plany mocno weryfikuje boisko? To się chyba w Szczecinie nie powtórzy…
Fylkir nigdy więcej nie wygrał odtąd meczu w Europie, choć próbował czterokrotnie. Także w lidze staczał się po równi pochyłej i jesienią ostatecznie z niej spadł.
Przeklęta Cementarnica, walizka dla Lorensa
Nazwa kolejnego zespołu do dziś jest w Katowicach symbolem klęski. GKS nie potrafił wygrać żadnego z dwóch spotkań z macedońskim outsiderem i odpadł przez zasadę goli strzelonych na wyjeździe. Po meczu na Bukowej wściekły kibic wręczył trenerowi Edwardowi Lorensowi walizkę, by ten miał się w co spakować opuszczając klub.

Miarę klęski GieKSy podkreśla fakt, że rywali byli zaledwie siódmą drużyną swojej ligi. Nigdy odtąd nie znaleźli się wyżej, a po wyeliminowaniu naszej drużyny przegrali w dwumeczu 0:6 z Lens i nigdy już do Europy nie wrócili. Po kilku latach grali w trzeciej lidze, a pięć lat temu zostali zlikwidowani.
Jeżeli sądzicie, że takie wpadki nie zdarzały się najlepszym polskim klubom, to jesteście w błędzie. W kolejnych latach skompromitowały się nawet Lech i Legia – w obu przypadkach z Rosjanami. I choć tamtejsza liga nie była słaba, to sednem jest to, z kim odpadł nasz duet.
Kolejorz w 2004 roku przegrał dwa razy 0:1 z Terekiem Grozny, czyli wówczas klubem… drugoligowym! W pierwszym spotkaniu rozgrywanym w Moskwie, jedynego gola strzelił… Turkmen. W rewanżu zespół prowadzony przez Czesława Michniewicza sparaliżował stres i sensacja stała się faktem.

Kibice Lecha już 20 lat temu wiedzieli czym jest Rosja
Zespół z Czeczenii awansował później co prawda do najwyższej ligi w Rosji, ale nigdy więcej nie wygrał spotkania w europejskich pucharach. Jest dziś symbolem rosyjskiej dominacji nad regionem, który chciał kiedyś wybić się na niepodległość. W 2017 roku zmienił nazwę na Achmat na cześć ojca dzisiejszego prezydenta tej republiki – Ramzana Kadyrowa.
Cztery lata później Legia trafiła na FK Moskwa. W pierwszym spotkaniu zaczęła grać dopiero, gdy przegrywała już 0:2. W rewanżu drużyna Jana Urbana przegrywała już w szóstej minucie i nie udało jej się przechylić szali na swoją korzyść. Jedynym zadowolonym Polakiem był grający wtedy w Rosji obrońca Mariusz Jop. Wcześniej na dziesięć prób w Ekstraklasie w barwach Wisły i Górnika udało mu ograć Wojskowych tylko raz.
W kolejnej rundzie prowadzone przez Olega Błochina FK Moskwa odpadło z Kopenhagą i więcej w Europie nie zagrało. Rok później po wycofaniu się sponsora, klub przestał istnieć.

Oszuści z Westfalii nie wykorzystali potencjału
W 1973 roku Ruch Chorzów wylosował w pierwszej rundzie Pucharu UEFA zachodnioniemiecki Wuppertaler SV, dla którego miał to być debiut w Europie. Ten klub miał właściwie wszystko, by stać się jednym z ważniejszych klubów najbardziej zaludnionego landu RFN: Nadrenii Północnej-Wesfalii. Konkurenci z Leverkusen, Dusseldorfu czy Bochum nigdy wcześniej nie zakwalifikowali się do pucharów, a nawet największe później marki: Borussie z Dortmundu i Monchengladbach oraz Schalke miały na koncie zaledwie odpowiednio: sześć, cztery i trzy sezony w Europie.
Stamtąd pochodzi były trener reprezentacji Erich Ribbeck, a także znany z polskiej telewizji Steffen Möller. Miasto słynie także z najdłuższej na świecie trasy podwieszanego tramwaju.

Miasto liczyło czterysta tysięcy mieszkańców, klub dysponował niemałym stadionem „am Zoo”, a w 1972 roku pierwszy raz awansował do Bundesligi. Już w Regionallidze miał największą widownię w kraju, a w elicie z radością obserwowała ona jak Lwy wskakują nawet na drugie miejsce za Bayernem, by skończyć sezon na czwartej lokacie – nad Monchengladbach, Stuttgartem, Eintrachtem, Kaiserslautern, Werderem, Herthą, Hamburgiem i Schalke.
Dało to awans do Pucharu UEFA i gdyby klub kontynuował rozwój, dziś mógłby być jedną z głównych sił w niemieckim futbolu. Na przeszkodzie stanęli jednak… Polacy z Ruchu. Jerzy Wyrobek, Zygmunt Maszczyk i Joachim Marx z kolegami na stadionie w Chorzowie zaaplikowali rywalom cztery bramki, tracąc jedną.
W rewanżu działy się dziwne rzeczy. Jak wspominał w rozmowie z RMF Józef Benigier. – W szatni pojawiła się delegacja niemiecka, która zaproponowała, żebyśmy przegrali mecz, ale takim wynikiem, żeby awansować. Zaczęły się wtedy jakieś dziwne rozmowy. Nie zgodziłem się na to i stwierdziłem, że kiedy wyjdziemy, musimy od razu strzelić bramkę, bo ja im nie wierzę. Mecz zakończył się wynikiem 4:5, 60 tysięcy ludzi biło brawo.
Nie wiadomo, czy to prawda, szczególnie, że widzów realnie było trzykrotnie mniej. Może to z Wuppertalu dotarła do Polski moda na kupowanie meczów? Los pokarał jednak oszustów z Westfalii. Rok później ledwo się utrzymali, by następnie przez cały sezon zdobyć zaledwie dwanaście punktów wygrywając tylko dwa mecze. To drugi najgorszy wynik w historii Bundesligi. Od lat osiemdziesiątych klub praktycznie bez przerwy gra jedynie w Regionallidze, z rzadka wychodząc wyżej, jak w 2008 roku, gdy dostali się do rozgrywanej po raz pierwszy 3. Ligi. Oczywiście nigdy już nie zagrał w Europie.
Dziś na jego spotkania przychodzą średnio dwa tysiące widzów, a wyżej notowanych w landzie jest aż dwadzieścia siedem klubów z Nadrenii Północnej-Westfalii. W bramce Wuppertalu stoi wychowanek Warty Poznań Krystian Woźniak. Historia mogłaby być zupełnie inna gdyby nie tama postawiona pół wieku temu przez Niebieskich.
Nie ten Brożek w ataku, Austriacy i najgorszy zespół w Europie
Dwa lata później, także w Pucharze UEFA, Stal Mielec i Śląsk udzieliły pierwszej lekcji gościom z północy – odpowiednio Holbaek i GAIS Goteborg. Duńczycy zdobyli wtedy jedyne wicemistrzostwo, Szwedzi byli utytułowanym klubem, ale w pucharach dopiero debiutowali. Holbaek przegrał oba mecze, rok później wygrał z Brunszwikiem, ale po porażce 0:7 już nigdy nie wrócił do Europy, a dziś gra w czwartej lidze.

Legia-Etzella
W Goeteborgu gospodarze wygrali 2:1, ale było to ich ostatnie zwycięstwo w pucharach. Dziś grają w Allsvenskan i z sezonu na sezon są coraz bliżej powrotu do europejskich rozgrywek.
W XXI wieku mieliśmy aż siedem przypadków, gdy pokazaliśmy debiutantowi miejsce w szeregu, a on do dziś praktycznie nic już w Europie nie osiągnął. W 2001 roku w rewanżu z luksemburską Etzellą Legia do siedemdziesiątej minuty zaledwie remisowała 1:1. Wtedy zwycięskiego gola strzelił Bartosz Karwan. Goście mogą sobie pluć w brodę, bo do dziś mimo rozegrania dwunastu spotkań w pucharach, nie zdobyli nawet punktu! Są pod tym względem najgorszym zespołem w Europie!
W 2006 roku Wisła po trzech latach straciła tytuł mistrzowski na rzecz Legii. Zadaniem Dana Petrescu było zmazanie tej skazy dobrym wynikiem w pucharach. Dziś już nie pamiętamy, że nie miał po przychodząc do Polski bogatego trenerskiego CV. Prowadził jedynie Sportul Studentesc i Rapid Bukareszt. Wisła w Pucharze UEFA trafiła na SV Mattersburg. Mecz w Austrii był debiutem w Europie zarówno dla gospodarzy, jak i dla rumuńskiego trenera gości. Jak podaje Internetowa Encyklopedia Wisły Kraków, był to pierwszy mecz Białej Gwiazdy w historii, w którym w jej składzie dominowali obcokrajowcy. Było ich aż sześciu: Cleber, Mijailovic, Penksa, Burns, Radovanovic i Jean Paulista.

Piotr Brożek strzelił gola z Mattersburgiem
Mecz zakończył się remisem, a w rewanżu krakowianie zwyciężyli. Jedynego gola strzelił grający w ataku Brożek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby chodziło o napastnika – Pawła. Tymczasem trener zdecydował się na szpicy wystawić Piotra, znanego raczej z gry w obronie.
Austriacy nie wyciągnęli lekcji z tej porażki. Rok później ostatni raz zagrali w pucharach wygrywając z Aktobe i odpadając z Basel. W 2020 po bankructwie banku, który był ich głównym sponsorem, klub został rozwiązany.
Wybiliśmy im piłkę z głowy
Cztery lata później Wisła wyeliminowała też debiutujące w Europie Szawle. W 2012 Litwini mierzyli się z Levadią, ale odpadli, a potem również zbankrutowali.
W ciągu ostatnich piętnastu lat w kolejnych trzech przypadkach dla zagranicznego klubu bój z Polakami był pierwszym, ale i jednocześnie ostatnim w Europie. Dotyczy to azerskiego Arazu Imiszli, który w 2007 odpadł z Dyskobolią, i kazachskiego Żetysu, którego wyeliminował pięć lat później Lech.
Jeszcze ciekawiej jest w przypadku TSV Hartberg, który z Piastem w 2020 zdołał rozegrać nawet nie dwumecz, a tylko jedno spotkanie – ze względu na pandemię, przegrane 2:3. Austriacy ostatnio praktycznie co roku ocierają się o puchary, nie mogąc jednak przebrnąć krajowych baraży o Ligę Konferencji.

Piast jako ostatni grał z debiutantem – Hartbergiem
Mocny wpływ na swojego rywala wywarła także w 1990 roku Legia. Wygrywając dwukrotnie 3:0 ze Swiftem Hesperange z Luksemburga, wybiła mu z głowy europejskie puchary na kolejne trzydzieści lat! Cztery lata później GieKSa rozgromiła Inter 8:0. Nie była to jednak oczywiście słynna włoska drużyna, tylko klub z Cardiff, który od tego czasu sporadycznie wraca do rozgrywek i nigdy nie wyeliminował w nich żadnego rywala.
Jeszcze wyżej Hutnik Kraków pokonał azerski klub Chazri Buzowna – wygrywając u siebie aż 9:0. Dla gości było to na tyle traumatyczne przeżycie, że nie tylko nie zagrali już więcej w pucharach, ale dwa lata później zostali rozwiązani.
Wyciągnęli wnioski z porażki z polskim klubem
Tak wysoko, jak Hutnik wygrał tylko jeden polski klub: Legia z Vikingurem Reykjavik w 1972 roku, jednak ten przeciwnik, inaczej niż wcześniej wymienieni, zdołał potem osiągać sukcesy w Europie. Zajęło mu to jednak ponad pięćdziesiąt lat! Pierwsze mecz od 1972 roku Islandczycy wygrali dopiero w 2022 roku. Wtedy też sprawili nie lada problemy Lechowi, który potrzebował dogrywki do ich wyeliminowania.
W ubiegłym sezonie Wikingowie awansowali do fazy ligowej Ligi Konferencji spisując się tam całkiem nieźle. Po wygranych z Cercle i Boracem udało im się nawet wejść do play-off o 1/16 finału, gdzie wygrali jeden mecz z Panathinaikosem.

Islandczycy otwierają zestawienie klubów, które z debiutanckiej porażki z Polakami wyciągnęli wnioski i potrafili wielokrotnie wrócić do Europy. Choć zaznaczam, że nie jest to lista długa, a pojętni uczniowie to nie są marki, które powalałyby na kolana swoją wielkością.
Dwóch pierwszych lekcji udzieliła Legia w latach sześćdziesiątych, gdy zatrzymała inaugurujące swoją przygodę z kontynentalnymi rozgrywkami Admirę Wiedeń i UTA Arad. Austriacy w 1990 roku dotarli nawet do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, a Rumuni na tym samym etapie zakończyli przygodę z Pucharem UEFA w 1972 roku.
W tej samej edycji nauki udzielało Zagłębie Wałbrzych, które po zdobyciu trzeciego miejsca w lidze jako pierwszy dolnośląski klub zagrało w Europie. Rywalem był inny debiutant – Sklo Union Teplice z Czechosłowacji. Wałbrzyszanie wygrali oba spotkania.
Na początku lat dziewięćdziesiątych oba kluby pod względem znaczenia zamieniły się miejscami. Zagłębie rozwiązano w 1992 roku, a Czesi już pod nazwą FK Teplice nie tylko wrócili do najwyższej ligi, ale nawet dwukrotnie znaleźli się na jej podium. Jedyne podium, jakie od swojej reaktywacji zobaczyli „Thoreziacy”, to dwukrotne wygranie wałbrzyskiej B-klasy. W tym przypadku uczeń chyba najbardziej przerósł mistrza.
Brytyjskie przygody rodzą się w bólach na Śląsku
Motherwell debiutowało w Europie dopiero po ponad stu latach od powstania, w 1991 roku odpadając przez gole strzelone na wyjeździe z GKS-em Katowice. Był to jednak początek stabilizacji tego szkockiego klubu, który od tego czasu w końcu przestał spadać do drugiej ligi i bez przerwy do dziś gra w elicie, aż siedmiokrotnie wskakując na podium. Wiele razy zakwalifikowali się też do pucharów.
Zanim doszło do słynnych meczów Zagłębia z Milanem, lubinianie musieli uporać się z mistrzem Armenii – Szirakiem Gjumri. Tak Wiesław Wojno komentował przygotowania do meczu:
“O przeciwniku nie wiemy kompletnie nic! No może tyle, że to mistrz Armenii. I że reprezentacja Armenii przegrała niedawno z Hiszpanią tylko 0:1. A więc lekceważyć rywala nie można. Stworzyliśmy bank informacji, przez ludzi z byłego Związku Radzieckiego. Nie wolno nam do tego meczu przystąpić w ciemno!”
W całym dwumeczu padł tylko jeden gol, którego strzelił Stefan Machaj. Później Szirak przestał być anonimową drużyną stał się etatowym reprezentantem kraju w pucharach, w których zagrał 35 meczów. Dwukrotnie zdobył też mistrzostwo i puchar kraju.
Bardzo niepozornie wyglądał też przeciwnik Ruchu w Pucharze Zdobywców Pucharów w 1996 roku. Wyróżniał się jedynie długością nazwy. Niektórzy mogą się zdziwić, co Llansantffraid F.C. robi w tej części zestawienia. Przecież nikt ich nie zna. To jednak zespół, który później zmienił nazwę na The New Saints (TNS) i siedemnastokrotnie w ostatnich dwudziestu sześciu sezonach zdobył mistrzostwo. A kontynentalne nauki pobierał przecież w Chorzowie. Zresztą – trzej z czterech pierwszych przeciwników Llansantffraid to były polskie kluby. Mierzyli się bowiem także z Polonią Warszawa i Amiką.
Długo udzielone wtedy nauki docierały do walijskich umysłów, ale w końcu rok temu TNS został pierwszym klubem z Walii, który zagrał w fazie grupowej (a właściwie ligowej) europejskich pucharów.
Jakim byliśmy nauczycielem?
Aż 21 z 31 lekcji polskie kluby wygrały. Tylko dziesięciu rywali wyeliminowało nasz zespół w europejskim debiucie: Djurgarden, Slovan, Wismut, Tottenham, Udinese, Heerenveen, Fylkir, Cementarnica, Terek, i FK Moskwa.

Amica-Heerenveen
Właściwie jedyne liczące się później zespoły, którym to my udzieliliśmy bolesnej lekcji piłki nożnej w ich debiucie, to Admira, Arad, Teplice i Motherwell, ale wszystkie te przypadki miały miejsce ponad trzydzieści lat temu. W 1996 roku walijski TNS odpadł z Ruchem, a później był najpotężniejszym klubem swojego kraju. Jednak w latach dziewięćdziesiątych walijski futbol prezentował bardzo niski poziom.
W przypadku dwóch austriackich klubów sądzę, że nieudany debiut w Polsce mógł być poważną przeszkodą w ich rozwoju w kolejnych latach. Hartberg w 2022 roku ledwo uniknął spadku, a ostatnio nie daje rady załapać się do pucharów, a Mattersburg zbankrutował i zaczynał od siódmej ligi. Być może z pieniędzmi za wygrany dwumecz z Polakami poszłoby im lepiej.
Spośród trzydziestu jeden debiutów, w aż siedmiu przypadkach dwumecz był pierwszym… także dla polskiego klubu. Takimi parami zespołów bez żadnego wcześniejszego doświadczenia były:
Gwardia-Djurgarden
Legia-Slovan
Górnik-Tottenham
Zagłębie Wałbrzych-Teplice
Śląsk-GAIS
Hutnik-Chazri Buzowna
Odra Wodzisław-Pobeda
Najczęściej udzielali lekcji:
7 razy: Legia
3: GKS Katowice, Lech Poznań
2: Gwardia Warszawa, Ruch, Wisła
Jagiellonia jeszcze nigdy. Spotkanie z Novim Pazarem będzie jej pierwszym, w którym mierzy się z klubem, który nigdy dotąd nie grał w Europie. Do której grupy wskoczą Serbowie? Łatwiej przewidzieć ich przyszłość długoterminowo, niż wynik starcia z drużyną Siemieńca.
Otóż jest moim zdaniem prawie pewne, że Novi Pazar nie będzie się w przyszłości kwalifikował regularnie do europejskich pucharów, jeśli w ogóle tego kiedyś dokona. To malutki klub bez wielkich pieniędzy, z peryferyjnego regionu.
Takich meteorów, które tak szybko spadały, jak wzniosły się na wyżyny, było w Serbii wiele. Kto dziś pamięta o takich potęgach, jak Bezanija, Boracu Cacak, FK Sevojno, Radzie Belgrad, FK Jagodina, Mladosti Lucani, Spartaku Subotica, Radnickim Nisz, Cukarickim? Tak, wszystkie te kluby grały w europejskich pucharach w ciągu ostatnich piętnastu lat!
Lista trenerów FK Novi Pazar od 2006 roku (https://en.wikipedia.org/wiki/FK_Novi_Pazar)
Moim zdaniem Novi Pazar dołączy do tego grona, jednak najistotniejsze jest, czy po odpadnięciu z Jagiellonią, czy po jej przejściu? Trzecie miejsce robi wrażenie, ale do Crvenej Zvezdy stracili prawie… pięćdziesiąt punktów. Według rankingu Opta jest to zespół zbliżony poziomem do GKS-u Tychy, a w ciągu ostatnich dziewiętnastu lat miał, uwaga!: PIĘĆDZIESIĘCIU OŚMIU trenerów.
Dlatego Novi Pazar powinien dołączyć do Wuppertalu, Chazri Buzowny, Żetysu czy Hartbergu, dla których szczytowym osiągnięciem był mecz z polskim klubem w Europie. Nie chcemy kolejnej Cementarnicy!
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O EUROPEJSKICH PUCHARACH:
- Nigdy w Europie nie debiutowało mniej klubów niż tego lata
- Mamy najlepszy kwartet pucharowiczów w historii?
- Raków i Jagiellonia poznały rywali w LKE. Obiecujący los wicemistrza
- Nowa dziesiątka Jagiellonii. Duży talent z MLS
Fot. Newspix.pl