Siedem europejskich klubów powróciło właśnie do najwyższej ligi swojego kraju po ponad dwudziestoletniej przerwie. Kolejnych piętnaście awansowało do elity po raz pierwszy w historii. Poznajcie historię najciekawszych nowych klubów na europejskim firmamencie oraz najbardziej ekscytujących powrotów po latach. Jest tu wszystko: macedońscy Albańczycy, rumuńscy Węgrzy, „Psy gończe” z Gibraltaru, klub nazwany przez dewelopera, rewolucja na Ukrainie, cypryjskie KTS Weszło, Red Bull Paryż, holenderski satelita i chorwackie miasto-bohater.

Zespoły, które pierwszy raz awansowały do najwyższej ligi w Europie i takie, które powracają do niej po latach
W czwartek przedstawiliśmy najbardziej godnych uwagi spadkowiczów z lig europejskich sezonu 2024/25 – zespoły, które przestaną występować w elicie po kilkunastu latach gry w niej. Była oczywiście mowa o Lyonie, Śląsku, ale też Montpellier, dwóch założycielach ligi walijskiej i kilku znacznie bardziej egzotycznych klubach.
Życie nie znosi próżni. W miejsce spadkowiczów mamy tyle samo (zazwyczaj) nowych zespołów, które czasem powracają po wielu latach, ale niektóre z nich dopiero pierwszy raz zagrają na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Historia pokazuje, że wśród takich ekip często można znaleźć przyszłe rewelacje europejskich pucharów. Dziś możecie poznać ich, zanim staną się sławni.
Na naszym kontynencie pojawi się latem piętnastu absolutnych debiutantów, z czego połowa to kluby ukraińskie, rumuńskie i macedońskie. Siedem zespołów powraca do elity po ponad dwudziestoletniej przerwie, w tym po prawie pół wieku Paris FC i holenderski Telstar. Zapraszamy na przegląd niespodziewanych historycznych beniaminków 2025 roku.
Spis treści
- Zespoły, które pierwszy raz awansowały do najwyższej ligi w Europie i takie, które powracają do niej po latach
- Absolutni beniaminkowie
- Cypryjski KTS Weszlo?!
- Grali dotąd, czy nie grali?
- Belgijskie numery seryjne
- Rewolucja na Ukrainie
- Albańscy Macedończycy
- Metaloglobus i rumuńscy Węgrzy
- "Normalni" Węgrzy, "Psy gończe" z Giblartaru i klub nazwany przez dewelopera
- Powroty po latach tym razem nie w Polsce
- Vukovar. Miasto - bohater
- Inzaghi wraca z Pizą
- Red Bull Paryż
- Rekordowy holenderski satelita
- CZYTAJ WIĘCEJ O BENIAMINKACH I SPADKOWICZACH:
Absolutni beniaminkowie
Cypryjski KTS Weszlo?!
Jewgienij Sawin urodził się w 1984 roku. Od małego grał w piłkę i ostatecznie zrobił całkiem niezłą karierę. Rozegrał ponad trzysta spotkań w różnych ligach w Rosji, występował nawet w młodzieżowej reprezentacji kraju. W 2018 roku zaczął działać jego kanał na Youtube pod nazwą „Krasava”, który ma dziś ponad milion subskrybentów. W 2020 roku postanowił poprowadzić swój własny klub piłkarski i założył zespół, który nazwał również „Krasava”.
W kwietniu 2022 Sawin popełnił jednak niewybaczalny błąd. Nagrał wywiady na temat wojny na Ukrainie z takimi piłkarzami, jak Jarmołenko, Woronin czy Darijo Srna. Ich wydźwięk był dość mocno proukraiński. Dwa dni później klubowi wypowiedziano umowę na korzystanie z podmoskiewskiego stadionu, wycofał się główny sponsor, a po miesiącu działacze ogłosili, że zespół nie będzie już grał w lidze rosyjskiej. Sawin uciekł z kraju, przenosząc się na Cypr. Postawiono mu następnie zarzuty dyskredytowania armii. Obecnie jest poszukiwany przez Rosję.
Postanowił kontynuować działanie swojego klubu na wyspie na Morzu Śródziemnym. Kupił drugoligowca Digenis Ypsonas, któremu zmienił nazwę na Krasava Ypsonas. Właśnie wywalczył z nim awans do najwyższej ligi cypryjskiej z pozyskanym z Podbeskidzia Patrykiem Prockiem na bramce.
Cały proces budowy drużyny dokumentowany był oczywiście na kanale na Youtube:
Grali dotąd, czy nie grali?
Najsilniejsze ligi, do których awansował zespół, który nigdy dotąd w nich nie grał, to rozgrywki w Belgii i Danii. Choć w obu przypadkach słowo „nigdy” nie oddaje pełnego obrazu.
W latach dziewięćdziesiątych rozpoczął się okres licznych fuzji mniejszych klubów z tego samego terenu w Danii. Tak powstały między innymi stołeczny FC Kopenhaga, FC Midtjylland w środkowej Jutlandii, FC Nordsjælland w północnej Zelandii, a później Randers FC, Sønderjyske, HB Køge i wiele innych mniejszych zespołów.
Zrobiono to także w niewielkiej Fredericii, która powstała w XVII wieku jako forteca w strategicznym punkcie, gdzie wyspa Fionia styka się z Jutlandią. Założył ją Fryderyk III – dziadek polskiego króla Augusta II Mocnego. W 1991 roku połączyły się tamtejsze kluby: Fredericia fF i Fredericia KFUM.
Ten pierwszy zespół w 2003 wycofał się z fuzji. Gdy powstawał w 1953 roku, był połączeniem dwóch od dawna istniejących drużyn, z których jedna – Fredericia Boldklub w 1929 roku grała w finałach mistrzostw kraju. Jednak po pierwsze: w Danii (inaczej niż u nas) zazwyczaj historii poprzedników klubu, powstałego w wyniku fuzji, nie wlicza się do jego dorobku. Dlatego, mimo że dwaj „rodzice” FC Kopenhaga zdobyli aż 22 tytuły mistrzowskie, Lwy nie wliczają ich do swojej gabloty. Po drugie: rozgrywki w 1929 nie były normalną ligą, bo dwadzieścia pięć drużyn grało w pięciu grupach. Można zatem stwierdzić, że FC Fredericia będzie absolutnym debiutantem w Superligaen.
FCF wyróżnia się także pod względem tego, że jest jednym z nielicznych w świecie klubów, które przez cały XXI wiek grały bez przerwy na drugim szczeblu rozgrywek. Ani niżej, ani wyżej, tylko ciągle od 2001 roku w 1. division. Dziś jednak poznacie jeszcze jeden zespół, który w drugiej lidze grał bez przerwy… dwa razy dłużej od Duńczyków i również właśnie awansował do elity.
Belgijskie numery seryjne
Z kolei w Belgii awansował RAAL La Louvière. Uważnym fanom tych rozgrywek ta nazwa może coś mówić. Przecież klub RAA La Louviére do 2006 roku grał w lidze.

W 2003 zdobył nawet Puchar Belgii i grał w Pucharze UEFA z Benfiką. Występował w nim Jarosław Mazurkiewicz, a zupełni fanatycy mogą wiedzieć, że w latach osiemdziesiątych grał tam były reprezentant Polski – Witold Kasperski. Tyle, że był to zupełnie inny klub, niż dzisiejszy beniaminek. Choć różni je właściwie tylko jedna literka w nazwie.
W Polsce podchodzimy bardzo liberalnie do wszelkiego rodzaju zmian własnościowych, podmiotów prowadzących drużynę, czy tego kto się właściwie łączy z kim i czyje miejsce w lidze przejmuje. Belgia jest dokładnie na przeciwległym biegunie pod tym względem. System tak zwanych „matricule”, które są jakby numerami seryjnymi każdego klubu w kraju, powoduje, że zawsze jasne jest, który klub przejmuje czyje miejsce, który przestaje istnieć, a który działa dalej. Choćby działacze dokonywali cudów ze zmianami nazw drużyn, czy też przenosinami ich siedzib.
Kibice kilku polskich zespołów mogliby być bardzo niepocieszeni, gdyby ten system obowiązywał u nas i dowiedzieliby się, czyim tak naprawdę spadkobiercą jest ich ukochany klub z rzekomo stuletnią historią. Ale to temat na oddzielny artykuł.
Pełny opis tego, w wyniku fuzji kogo z kim powstał dzisiejszy RAAL La Louvière, mógłby być co najmniej pracą licencjacką, więc oszczędzę tego czytelnikom. W każdym razie w 2017 roku Salvatore Curaba – syn imigrantów z Sycylii, dawny piłkarz i całkiem skuteczny przedsiębiorca z branży IT, postanowił kupić Racing Charleroi Couillet Fleurus i zmienić go w RAAL. Zaczął grę od piątego szczebla rozgrywek, a potem ich marsz w górę dość poważnie zablokował wybuch pandemii. W ostatnich dwóch sezonach zdołał jednak rok po roku przeskoczyć z trzeciej do pierwszej ligi.
Rewolucja na Ukrainie
Zdecydowanie największe przetasowania zachodzą w ostatnim czasie na Ukrainie. Na szczycie coraz bardziej zagrożona jest dominacja Szachtara i Dynama. Górniczy klub już teraz wyprzedziła Ołeksandrija, a do kijowian straciła tylko trzy punkty. Jednak jeszcze więcej dzieje się na dole tabeli.
Jak pisałem w czwartek – spadła Worskła Połtawa, która w najwyższej lidze grała nieprzerwanie od 1996 roku. Ostatni spadek klub zanotował w roku… 1969, gdy mimo zajęcia 10. miejsca w drugiej lidze ZSRR, spadł na trzeci poziom rozgrywkowy. Z ligi ukraińskiej nie zleciał dotąd… nigdy. Co ciekawe, miasto nie zostanie pozbawione zespołu w elicie, bo pierwszy awans w historii zaliczył SK Połtawa.

Jeszcze rok temu Worskła grała w finale Pucharu Ukrainy
Na Ukrainie następują poważne zmiany w ligowej hierarchii, bo po raz pierwszy w elicie zagrają także dwa inne zespoły: Epicentr Kamieniec Podolski i FK Kudriwka. Ze względu na logistykę oraz wojnę, pierwszy zagra w Tarnopolu, drugi – w Kijowie, a SK Połtawa w Kropywnyckim. Kudriwka jeszcze w 2022 roku grała w… czwartej lidze, a następnie zaliczyła trzy awanse z rzędu.
W żadnym innym kraju nie ma tak wielu, bo aż trzech absolutnych beniaminków.
Albańscy Macedończycy
Dwa zupełnie nowe kluby pojawią się tylko w Rumunii i Macedonii. W tej drugiej awansowały dwa zespoły… albańskie. A przecież mistrzostwo kraju zdobył inny reprezentant tej mniejszości: Shkëndija. Albańczycy stanowią aż jedną czwartą ludności Macedonii Północnej i coraz bardziej rozpychają się pod względem znaczenia w hierarchii futbolowej tego kraju.
Ma to przełożenie nawet na reprezentację narodową, w której występują przedstawiciele mniejszości: Agon Elezi (gracz Goricy), Enis Bardhi (Bodrum), Visar Musliu (Sint Truiden) a przede wszystkim Ezgjan Alioski (Lugano), a przecież poza nimi Eljif Elmas (Torino) ma tureckie korzenie. Federacja musi często walczyć z kadrą Albanii o pozyskanie konkretnych zawodników z północno-zachodniej części kraju.
Kadrowiczami zachodniego sąsiada, po tym jak reprezentowali Macedonię, zostali przecież Taulant Seferi, Feta Fetai, Arbin Zejnullai, Omar Imeri i Jasir Asani. Drogę w przeciwnym kierunku obrał Valon Ethemi, a Mevlan Murati i Isnik Alimi… dwukrotnie zmieniali barwy między krajami po obu stronach Jeziora Ochrydzkiego.
Miesiąc temu awans z drugiej ligi wywalczył KF Arsimi z wioski Čegrane, w której zgodnie ze spisem powszechnym mieszka… dwóch Macedończyków i siedem tysięcy Albańczyków. W barażach o awans zagrał KF Bashkimi. Zespół pod taką nazwą występował już dwadzieścia lat temu w lidze, wygrał nawet puchar kraju. Piętnaście lat temu upadł, a nowy podmiot traktowany jest jako zupełnie oddzielny od starego.
Awans zaliczył dzięki wygranej w barażach z Besa Dobërdoll, czyli… kolejnym klubem albańskim. Dla Arsimi i Bashkimi przyszły sezon będzie formalnie pierwszym w historii najwyższej ligi Macedonii.
Metaloglobus i rumuńscy Węgrzy
Dwaj absolutni beniaminkowie zadebiutują też wkrótce w lidze rumuńskiej. Pierwszy to zespół o wdzięcznej nazwie Metaloglobus Bukareszt. Powstał sto lat temu jako klub przyzakładowy fabryki produkującej wyroby metalowe, która rozwijana była także za rządów komunistów. Przez cały ten czas występował w amatorskich ligach stolicy Rumunii. Dopiero w 2010 roku wskoczył na czwarty szczebel, a zaraz potem na trzeci. Do drugiej ligi wszedł w 2017 roku. Zazwyczaj walczył tam o utrzymanie, ale w tym sezonie sensacyjnie wywalczył awans przez play-offy, w których zagrał tylko dzięki temu, że CSA Steaua nie mogła w nich wystąpić.
CSA uważa się za prawowitego spadkobiercę grającej w najwyższej lidze Steauy Bukareszt, z którą dziesięć lat temu wygrał proces sądowy i zmusił ją do zmiany nazwy na obecne FCSB. Krajowa federacja uważa CSA za formalnego następcę klubu, który w latach osiemdziesiątych dwukrotnie grał w finale Pucharu Mistrzów. Co ciekawe, odmienną opinię ma UEFA, która trzyma stronę FCSB.
Rumuńskie przepisy stanowią, że w najwyższej profesjonalnej lidze piłkarskiej mogą występować wyłącznie kluby będące własnością prywatną (włodarze Śląska czytają pewnie ten fragment z przerażeniem). CSA należy do Ministerstwa Obrony i w związku z tym oddała swoje miejsce w barażach Metaloglobusowi, który tę szansę wykorzystał.
Ten malutki klub gra na niewielkim, liczącym zaledwie tysiąc miejsc stadionie.

Stadion Metaloglobus, Becalipleaca, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons
Drugim rumuńskim absolutnym debiutantem będzie Csíkszereda Miercurea Ciuc, czyli klub położony w samym sercu zdominowanej przez mniejszość węgierską Seklerszczyzny. Viktor Orban przekazywał mu trzy miliony euro rocznie. Na podobne wsparcie mogły też liczyć inne kluby z terenów należących kiedyś do Węgier. Już pięć lat temu wymieniał je Szymon Janczyk:
DAC Dunajska Streda – trzy lata z rzędu na podium słowackiej ligi
Sepsi OSK – odbudowany od zera w Rumunii, ubiegłoroczny finalista pucharu kraju
TSC Backa Topola – 4. zespół serbskiej ligi, uczestnik pucharów
NK Osijek – cztery lata z rzędu w top4 ligi chorwackiej, regularny pucharowicz
NK Nafta – klub w Słowenii, który dobija się do tamtejszej ekstraklasy
Różnie od tego czasu potoczyły się ich losy, a w tym roku w miejsce spadkowicza Sepsi, awansował Csíkszereda Miercurea Ciuc. Liczba klubów mniejszości pozostała więc taka sama. Pierwszy człon nazwy to właśnie węgierska nazwa miasta, a dwa ostatnie – oficjalna nazwa rumuńska. Historycznie Szeklerzy według większości naukowców pochodzą od zmadziaryzowanych w XII wieku Pieczyngów, choć są też teorie o genezie huńskiej. W ostatnich latach identyfikują się oni jednoznacznie jako Węgrzy, dla odróżnienia od otaczającej ich rumuńskiej większości.
Jak pisałem w czwartek, jednym z pięciu klubów w Europie, który grał w elicie od XX wieku, a właśnie spadł, jest Fehérvár. Dwa lata temu MOL, czyli węgierski Orlen, przestał być ich sponsorem tytularnym, mimo że był to jeden z ulubionych zespołów Viktora Orbana. Miejscowi mieli o to niemałe pretensje, tym bardziej, że koncern – jak już wspomniałem – nie szczędził grosza na wsparcie właśnie wielu klubom spoza obecnych granic kraju. Postulowali, by rząd pomagał bardziej miejscowym zespołom, niż dla politycznego efektu pompował środki w kluby diaspory. Niewiele jednak wskórali.
W przeciwieństwie do Sepsi, które w sześć lat dotarło z piątej do pierwszej ligi, Csíkszereda pnie się bardziej cierpliwie po szczeblach ligowej drabinki, obecnie wspierane między innymi przez Słowaka Jozefa Dolnego, który osiem lat temu grywał w Podbeskidziu.
„Normalni” Węgrzy, „Psy gończe” z Giblartaru i klub nazwany przez dewelopera
Inny węgierski absolutny beniaminek to Kazincbarcika. Ten klub awansował jednak do najwyższej ligi „normalnie” – na Węgrzech. Mieści się w malutkiej miejscowości na północy, niecałe trzy godziny drogi od polskiej granicy. Gra na stadionie liczącym tysiąc miejsc, przy którym obiekt w Niecieczy wygląda jak obiekt Wisły Kraków. To kolejny po Rumunii przykład kraju o poziomie zbliżonym do Polski, w którym do elity awansują klubiki grające na boiskach, które u nas mogłyby mieć problem z dopuszczeniem do 2. ligi.

Stadion Kazincbarcika, Jávori István, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons
W lidze Kosowa pierwszy raz w historii zagra Prishtina e Re. Dwa lata temu jego władze uznały, że nazwa pochodząca od małej wioski koło stolicy kraju jest mało atrakcyjna marketingowo. Zgodziły się zatem na jej zmianę na nową, nawiązującą do… nowego budynku zbudowanego w Prisztinie przez dewelopera.
Pozostali absolutni beniaminkowie to albańska Vora (nie mylić z Vlorą), Hound Dogs – psy gończe z Gibraltaru, dotąd grające tylko w futsal, oraz Atert Bissen z Luksemburga.
Powroty po latach tym razem nie w Polsce
Siedem klubów powraca tego lata do elity po co najmniej dwudziestu latach przerwy. Rok temu wybitnie wyróżniała się pod tym względem Ekstraklasa, gdy GieKSa znalazła się w niej po dziewiętnastu, a Motor po trzydziestu dwóch latach. Teraz nie mamy takich sentymentalnych powrotów.

Po 21 latach powraca do ligi portugalskiej Alverca, w której niegdyś występowały takie gwiazdy jak Ricardo Carvalho, Maniche czy Deco. W lutym udziały w klubie nabył Vinicius Junior. Alverca wywalczyła awans bezpośrednio po wejściu do drugiej ligi z trzeciego poziomu, na którym grała przez pięć lat. W klubie tym debiutował w dorosłym futbolu Manú, który później zdobył z Legią Puchar Polski.
Rok dłużej od Portugalczyków na powrót czekała Dobrudża Dobricz z miejscowości, która jest stolicą regionu, w którym leży Albena – kurort nad Morzem Czarnym, niegdyś tłumnie odwiedzany przez Polaków. Klub spędził czternaście sezonów w bułgarskiej lidze, ale nigdy nie znalazł się nawet w pierwszej szóstce.
Zdecydowanie najgłośniejszym tegorocznym powrotem po latach jest Real Oviedo. O tej historii przeczytacie w artykule Sebastiana Warzechy sprzed tygodnia:
Sezon 2000/01 zakończył się dla Realu Oviedo najgorzej, jak tylko mógł – spadkiem do drugiej ligi po dwunastu latach obecności w Primera División. W 2012 roku los Realu Oviedo zawisł na włosku. Po raz kolejny. Tylko dzięki mobilizacji kibiców i byłych wychowanków – w tym Santiago Cazorli – udało się uratować klub. Sam Cazorla dramat przeżył kilka lat później, gdy z powodu kontuzji i zakażenia przez niemal dwa lata nie grał w piłkę, a w pewnym momencie nie było nawet wiadomo, czy będzie w stanie chodzić bez bólu. Ba, gdyby nie interwencja lekarzy, groziłaby mu amputacja stopy. Wbrew wszystkiemu wrócił jednak na boisko i w 2023 roku trafił tam, gdzie karierę zaczynał – do Realu Oviedo. Trafił, bo chciał, był gotów grać choćby za darmo.
Ostatecznie Los Azules wywalczyli awans po barażu, a w ostatnim meczu gola z rzutu karnego strzelił sam Cazorla. Od ostatniego spadku z La Liga zespół musiał się męczyć grą nawet w czwartej lidze, a gdy trzynaście lat temu rozpoczęto ogólnoświatową zbiórkę na jego rzecz, chodziło bardziej o to, by uratować jego egzystencję – niewielu wierzyło, że uda się wrócić do elity.
Vukovar. Miasto – bohater
Vukovar leży nad Dunajem na samej granicy chorwacko-serbskiej. W czerwcu 1991 roku Chorwacja ogłosiła niepodległość, a pod koniec sierpnia armia jugosłowiańska rozpoczęła oblężenie miasta. Przez 87 dni niecałe dwa tysiące kiepsko uzbrojonych bojowników, a przede wszystkim cywilów broniło Vukovaru przed trzydziestoma sześcioma tysiącami regularnych żołnierzy. Serbowie skompromitowali się, tracąc w walce ponad sto pojazdów, czołgów i wiele samolotów. Po ostatecznym zdobyciu miasta zabili setki Chorwatów i wypędzili pozostałe dwadzieścia tysięcy.

Cmentarz ofiar wojny w Vukovarze
Vukovar padł, ale jego opór zatrzymał ofensywę serbską na Zagrzeb i pozwolił utrzymać niepodległość Chorwacji (na głównym zdjęciu w artykule widać coroczną paradę ulicami miasta upamiętniającą ten fakt). Po porozumieniach pokojowych integracja miasta z resztą kraju trwała długo i była nadzorowana przez ONZ, a misja OBWE działała tam aż do 2007 roku. Społeczność dwóch nacji jest zmuszona do koegzystencji. Czas leczy rany, ale wciąż daleko jest do zgody. Czy powrót tamtejszego klubu do elity po ćwierć wieku może pomóc w integracji? Pewnie nie, bo klub mocno identyfikuje się jako reprezentant chorwackiej społeczności.
Hrvatski nogometni klub Vukovar ’91 powstał w Zagrzebiu na początku wojny o niepodległość. Założyli go uchodźcy z miasta. W 1999 awansował do pierwszej ligi, ale spędził w niej tylko sezon. W 2012 roku zbankrutował i musiał startować od zera. W sumie, jeśli przyjąć reguły stosowane do innych krajów, mógłby się w dzisiejszym artykule pojawić jako debiutant. W każdym razie – wywalczył właśnie awans na najwyższy szczebel chorwackiej piramidy ligowej.
Inzaghi wraca z Pizą
Znacznie więcej reinkarnacji i zmian nazw ma na koncie klub piłkarski z Pizy, ale we Włoszech w takich sytuacjach nowy podmiot uznaje się zazwyczaj za kontynuację starego. Pisa S.C. ostatni raz grała w Serie A w 1991 roku.
Pod koniec lat osiemdziesiątych w klubie grał Dunga, kapitan mistrzów świata z 1994 roku, później zaś Diego Simeone i Duńczyk Henrik Larsen. Pisa miała jednak wielkie problemy z utrzymaniem się w Serie A przez więcej niż jeden sezon. Przez kolejne lata błąkała się po Serie C. W 2002 roku jej właścicielem został Maurizio Mian, który honorowym prezesem mianował… owczarka niemieckiego Gunthera, o którego karierze można obejrzeć film na Netfliksie. Mogło być gorzej, bo w kolejnym kupionym klubie Mian zarządzanie powierzył gwiazdom filmów dla dorosłych, w tym Polce. Ostatecznie Pisa upadła i zaczęła od piątej ligi.
W 2019 dostała się do Serie B i od tego czasu plasowała się zazwyczaj w dole tabeli, tylko raz awansując do play-offów. Cztery lata temu klub ten kupił milioner Alexander Knaster. Zespół prowadzony przez słynnego Filippo Inzaghiego był długo liderem Serie B w zakończonym sezonie. Ostatecznie wywalczył awans z dziesięciopunktową przewagą nad trzecią drużyną.
Red Bull Paryż
Długo wydawało się, że jedynym w Europie klubem, który wróci do elity po ponad czterdziestu latach będzie Paris FC. W listopadzie tak opisywałem jego historię:
Derby miasta? Paryż nie widział takiego zjawiska w Ligue 1 od 1990 roku, gdy spadł czwartoligowy dziś Racing. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych futbol w stolicy Francji umarł. Gdy spadł Stade Français, mecze w Paryżu mogły się odbywać tylko dzięki fuzji Tuluzy z Red Star, ale także i ten klub radził sobie coraz gorzej. Zaniepokojona francuska federacja postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i utworzyła klub Paris FC, którego zadaniem było wprowadzenie stołecznej piłki na najwyższy poziom. Nie wyrażono zgody na dokooptowanie Paris FC do Ligue 1, więc przez rok pozostawał on klubem-widmo. W końcu w 1970 połączył się z malutkim Stade Saint-Germanois, tworząc Paris Saint-Germain FC, który już po roku awansował do francuskiej elity.

Wtedy jednak zaczęły się problemy. Miasto domagało się zmiany nazwy klubu na bardziej paryską, by go finansować i pozwalać mu grać na Parc de Princes. W głosowaniu wniosek przepadł jednak minimalną większością głosów i fuzja rozstaje rozwiązana. W Ligue 1 pozostaje Paris FC, a klub identyfikujący się z dzielnicą Saint-Germain ma sobie grać w trzeciej lidze.
Jak się skończyła ta historia – wszyscy wiemy. Już w 1974 roku Paris FC wylatuje z ligi, a na domiar złego w jego miejsce awansuje Paris Saint-Germain, pozostając w Ligue 1 do dziś. Paris FC natomiast na zmianę traci i zyskuje status klubu profesjonalnego, spadając aż do piątej ligi. Na początku lat osiemdziesiątych gromadzi całkiem niezłych polskich piłkarzy. Występował tam Zbigniew Gut – mistrz olimpijski i zdobywca trzeciego miejsca w finałach mistrzostw świata, Stefan Białas – późniejszy trener Legii oraz Henryk Maculewicz, uczestnik mundialu w 1978 roku. Znacznie później grał tam także Lamine Diaby-Fadiga z Jagiellonii.
Od 2017 roku klub występuje w Ligue 2, zajmując prawie zawsze miejsce w czołowej ósemce. Cztery lata temu klub zaczęło sponsorować… Królestwo Bahrajnu – sąsiad z Zatoki Perskiej Katarczyków, którzy wspierają PSG. W ostatnim czasie pojawiły się informacje o tym, że w Paris FC mają pojawić się nowi właściciele.
W dniu publikacji tamtego tekstu potwierdzono inwestycję w klub koncernu Red Bulla. O szczegółach przeczytacie w tekście Pawła Marszałkowskiego. W maju paryżanie powrócili do Ligue 1 po 46 latach nieobecności. Znaczna część sportowej Europy będzie w przyszłym sezonie śledzić, czy staną się realną konkurencją dla PSG.
Rekordowy holenderski satelita
Kiedy wydawało się, że nikt nie zbliży się do wyniku Paris FC, Holendrzy powiedzieli: „Potrzymaj mi piwo’’. Sportclub Telstar powstał w 1963 w wyniku fuzji dwóch zespołów. Nadano mu nazwę na cześć pierwszego satelity telekomunikacyjnego – Telstar 1, który rok wcześniej jako pierwszy transmitował na żywo obraz z USA do Europy. Na Zachodzie był to temat nie mniej modny, niż dzisiaj SpaceX. Boom ten wykorzystał adidas, nazywając tak swoją oficjalną piłkę na finały mistrzostw Europy w 1968 i wiele kolejnych turniejów.

Telstar świętujący awans w Tilburgu
Zaraz po fuzji klub wszedł do Eredivisie i grał tam bez przerwy, ale i bez większych sukcesów, przez czternaście lat, a składzie miał między innymi Louisa van Gaala. Po spadku siedmiokrotnie (!) grał w barażach o powrót na szczyt, ale za każdym razem przegrywał. O absurdalności holenderskiej drugiej ligi świadczą dwa fakty. Po pierwsze, w 2009 roku Telstar zagrał w play-offach o awans po zajęciu – uwaga: siedemnastego miejsca w tabeli. Rozgrywki były jednak podzielone na etapy liczące po sześć kolejek. Kto był najlepszym klubem danego etapu otrzymywał miejsce w barażach. Nawet gdyby zajął ostatnie miejsce w lidze.
Tu dochodzimy do drugiej ciekawostki: nawet ostatni zespół nie spadał z Eerste Divisie. Aż do 2010 roku było to praktycznie niemożliwe (ktoś musiał zbankrutować), a nawet po 2010 dotyczy właściwie tylko zespołów rezerw. Klubów profesjonalnych jest bowiem w Holandii zaledwie 34 i posiadają one strukturę ligową kompletnie odseparowaną od licznych i dość dobrych klubów amatorskich.
Z tego powodu od spadku z Eredivisie w 1978, Telstar nieprzerwanie przez prawie pół wieku grał dokładnie na drugim poziomie ligowym. Przebił tym samym dwukrotnie wskazywany wcześniej przykład duńskiej Fredericii.
Dzisiejsze przykłady wskazują, że można powrócić na szczyt po bardzo długim pobycie na zesłaniu, ale też wskoczyć na niego po raz pierwszy zarówno po stu latach istnienia, jak i bardzo szybko od powstania. W Polsce tym razem nie mamy przypadku ani pierwszego, ani drugiego rodzaju beniaminka. Ale w przyszłym sezonie po prawie pół wieku banicji do Ekstraklasy mogą powrócić Odra Opole, GKS Tychy albo Stal Rzeszów, a kandydatami do pierwszego awansu w historii są Znicz Pruszków, Chrobry Głogów, Pogoń Siedlce i dwa nowe kluby w 1. lidze: Pogoń Grodzisk Mazowiecki oraz Wieczysta Kraków.
Kogo zatem widzicie jako bohaterów za rok?
CZYTAJ WIĘCEJ O BENIAMINKACH I SPADKOWICZACH:
- Beniaminkowie lig europejskich sezonu 2024/25
- Lyon przebija Śląska. Kto w Europie właśnie spadł po latach gry w elicie?
Fot.: Newspix.pl, Wikipedia